Wyjazdu do Lizbony na ŚDM w ogóle nie planowałem. Jednak z końcem czerwca, niespełna miesiąc przed rozpoczęciem Światowych Dni Młodzieży, dostałem niespodziewaną propozycję, żeby zaśpiewać w polskim chórze ŚDM wraz z orkiestrą i chrześcijańskim artystami w Lizbonie w pierwszym tygodniu sierpnia. Długo się nie zastanawiałem. Stwierdziłem, że takiej szansy nie mogę zmarnować. Poza tym wiedziałem, po co tam jadę.
Tydzień cudów
Czas posługi w chórze polskim ŚDM w Lizbonie był dla mnie czasem łaski. Gdyby 10 miesięcy temu ktoś powiedział mi, że polecę do Lizbony, to bym go po prostu wyśmiał. Byłem wtedy w głębokiej depresji…
Dziś, gdy patrzę na to wszystko, co mnie spotkało wówczas i czego doświadczyłem podczas ostatniego tygodnia – „tygodnia cudów”, bo takim właśnie był, wiem, że z Bogiem „niemożliwe” nie istnieje.
W „polskiej” Lizbonie doświadczyłem żywej wspólnoty Kościoła, życzliwości, serdeczności i otwartych serc ze strony spotkanych ludzi. Dobra, które się wydarzyło, nie da się w żaden sposób opisać. Wdzięczność, to jedyne, co przychodzi mi do głowy. Bóg jest nieskończenie dobry i hojny. Jezus zmartwychwstał i żyje, naprawdę!
Śpiewać „Magnificat” razem z Maryją
Swoim śpiewem w chórze na koncertach podczas ŚDM chciałem uwielbić Boga za wszystko, co dokonało się we mnie w ostatnim czasie. W tym uwielbieniu pomogła mi Maryja, która najpiękniej wyśpiewała hymn uwielbienia Boga „Magnificat”, ucząc nas w każdej sytuacji życia mówić: Amen!
A więc my, młodzi Kościoła, ruszamy w drogę z Maryją, z pośpiechem, żeby zanieść naszym braciom i siostrom radosną nowinę o Jezusie, który daje prawdziwą wolność każdemu, kto jej pragnie i uczy pokornej służby w miłości. Nie mogę nie głosić tego, co usłyszałem i czego doświadczyłem. Przede mną najważniejszy egzamin w życiu, egzamin z wierności Chrystusowi w codzienności. Obym tylko go nie oblał...
Szymon Masłowski – członek polskiego chóru ŚDM
Tytuł, lead, śródtytuły pochodzą od redakcji Aletei