Nieczystość
Tak jest właściwie z każdym z grzechów, ale w przypadku nieczystości jest to może szczególnie istotne. Grzech jest zawsze zaprzeczeniem, brakiem, stratą jakiegoś dobra. Język polski ułatwia nam uchwycenie tego, nazywając trzeci z grzechów głównych właśnie „nie-czystością”.
Zatem, aby odpowiedzieć na pytanie czym jest nie-czystość, musimy najpierw w miarę dobrze zrozumieć, czym jest dobro zwane czystością.
Czystość w Biblii
W Starym Testamencie – zwłaszcza w Pięcioksięgu – wielokrotnie mówi się o czystości. Chodzi najczęściej o tzw. czystość rytualną, której osiągnięcie równoznaczne jest z prawem wstępu na teren świątyni (zarówno w jej wersji „mobilnej” w postaci namiotu podczas wędrówki przez pustynię, jak i do właściwiej świątyni, którą z czasem wzniesiono w Jerozolimie).
Wchodzenie do świątyni oznaczało przybliżanie się do Boga, wyjście ze skażonego grzechem i śmiercią świata zewnętrznego i wejście w święty krąg Jego życiodajnej obecności. W pewnym sensie każdorazowe wejście do świątyni było więc powrotem do stanu sprzed grzechu pierworodnego – symbolicznym powrotem do ogrodu rajskiego, w którym człowiek przebywał w bezpośredniej bliskości ze Stwórcą.
Do ogrodu rajskiego nawiązywały zresztą również zdobienia świątyni i jej sprzęty. Aby móc wejść do świątyni, znaleźć się w obecności Boga i niejako powrócić ab originem, należało osiągnąć – poprzez przestrzeganie konkretnych zasad – ów symboliczny stan rytualnej czystości.
Czysty człowiek
Nie będziemy zajmować się szczegółowo tym, na czym polegała owa rytualna czystość i w jaki sposób się ją osiągało. Istotna jest dla nas konstatacja, że czystość w rozumieniu judeo-chrześcijańskim nierozłącznie wiąże się z pierwotną kondycją człowieka stworzonego przez Boga, opisaną na kartach Księgi Rodzaju. Przyjrzyjmy się więc przez chwilę temuż człowiekowi, przypominając sobie oba opisy jego stworzenia:
Wreszcie rzekł Bóg: «Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!» Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi». (Rdz 1,26-28)
Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą. (…) Pan Bóg wziął zatem człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i doglądał. (…) Potem Pan Bóg rzekł: «Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam, uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc». (…) Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę. A gdy ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział: «Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta». Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem. Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu. (Rdz 2,7.15.18.21-25)
Z obu tych opisów wynika, że człowiek stworzony został do życia we wspólnocie, w relacji z drugim człowiekiem. Jego egzystencja z natury jest koegzystencją, a nawet proegzystencją. Istnieje nie tylko z drugim, ale także dla drugiego, doświadczając tego samego od niego. Jednocześnie ta koegzystencja z założenia ukierunkowana jest na przekazywanie życia. Wspólnota dwojga ludzi nie jest tylko dla nich, ale ma stawać się życiodajnym darem dla innych, następnych.
Dalej: człowiek jednocześnie należy do świata stworzeń i postawiony jest niejako ponad nim. Powołany i uzdolniony jest do panowania nad przyrodą, naturą, jej siłami i instynktami, doświadczając jednocześnie ich siły w samym sobie.
Człowiek stworzony jest jako mężczyzna i kobieta, a więc jako istota płciowa. Człowiek przeżywa i rozumie siebie jako istotę płciową. Płciowość, seksualność jest darem, stanowiącym integralną część jego natury.
We wspólnocie z drugim – innym, różnym – jest bezpieczny, czuje się bezpiecznie i sam nie stanowi zagrożenia: „Chociaż byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu”. Nie odczuwali wstydu – to znaczy: nie musieli się siebie obawiać. Pozostawania w zupełnej przejrzystości, odsłonięciu, w całkowitym „do dyspozycji” drugiego nie przeżywali jako zagrożenia. Inność, odmienność drugiego nie jest problemem, ale darem, swoistym dopełnieniem. Wspólnota między ludźmi z założenia jest jednością różnych.
To wszystko składa się na obraz człowieka w stanie rajskim, sprzed grzechu – to znaczy człowieka czystego – takiego, jakim go zamierzył i powołał do istnienia Stwórca. Taki sposób bycia i funkcjonowania to właśnie czystość.
Jezus o nieczystości
Warto zwrócić uwagę, że w Nowym Testamencie Jezus właśnie ludzi czystych błogosławi obietnicą oglądania Boga: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą”. (Mt 5,8). Właśnie z czystością serca wiąże obietnicę bezpośredniego dostępu do Stwórcy, jakim niegdyś człowiek cieszył się w raju.
W innym miejscu Ewangelii Jezus zajmuje wyraźne stanowisko w sprawie czystości:
«Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym». (…) Gdy się oddalił od tłumu i wszedł do domu, uczniowie pytali Go o to przysłowie. Odpowiedział im: «I wy tak niepojętni jesteście? Nie rozumiecie, że nic z tego, co z zewnątrz wchodzi do człowieka, nie może uczynić go nieczystym; bo nie wchodzi do jego serca, lecz do żołądka i na zewnątrz się wydala». Tak uznał wszystkie potrawy za czyste. I mówił dalej: «Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym» (Mk 7, 15.17-23).
Zazwyczaj w tym kontekście skupiamy się na Jezusowej opozycji wobec jedynie rytualnego rozumienia czystości. Tym razem zwróćmy jednak uwagę na katalog postaw i uczynków, które On wprost diagnozuje jako źródło nieczystości: Złe myśli (zazwyczaj o kimś), nierząd (nieubłaganie z kimś), kradzież (popełniana na kimś), zabójstwo (kogoś), cudzołóstwo (znów z kimś), chciwość, przewrotność, podstęp (najczęściej wobec kogoś), wyuzdanie, zazdrość (również wobec kogoś), obelgi (czynione komuś), pycha, głupota.
Znakomita większość wymienionych przez Jezusa czynów nieczystych (czy też rodzących nieczystość) odnosi się do zaburzeń w naszym odnoszeniu się do drugiego człowieka. To również ważny trop w naszych rozważaniach nad nieczystością.
Czym zatem jest nie-czystość?
Najczęściej mówiąc o nieczystości mamy na myśli grzechy związane z seksualnością. Tymczasem szybka kwerenda biblijna, jakiej dokonaliśmy powyżej zmusza nas do znacznego poszerzenia spectrum naszych rozważań. Nieczystości nie da się zamknąć jedynie w sferze seksualnej.
Owszem, w tej sferze grzech nieczystości ujawnia swoją niszczycielską siłę ze szczególną wyrazistością. Także dlatego, że jest to w nas sfera szczególnie delikatna, wrażliwa, a co za tym idzie: podatna na zranienia. Ale ponura „przygoda” z nieczystością nie zaczyna się wcale dopiero na wysokości szóstego przykazania.
Szóste jest szóste
Szóste jest szóste. Jest pośród dziesięciu, a więc z pewnością jest ważne. Ale jest szóste – to znaczy: ani pierwsze, ani drugie, ani trzecie itd. Grzechy przeciw szóstemu przykazaniu zazwyczaj są dla nas dość ewidentne (głównie ze względu na wrażliwość tej sfery). Na dodatek upokarzają nas i przez to nie pozwalają się przeoczyć.
Ale najczęściej jest tak (dość często powtarzam to w konfesjonale), że bałagan na wysokości szóstego przykazania nie bierze się znikąd. Jeśli (proszę wybaczyć to porównanie) „wybija” nam pod szóstym, to najpewniej mamy jakąś poważną „niedrożność” gdzieś wcześniej. A wcześniejsze przykazania, jak doskonale pamiętamy, pytają nas dość konkretnie o nasze odniesienie do Boga, do samych siebie i do drugiego człowieka.
Oczywiście nasza mocno „unerwiona” emocjonalnie sfera seksualna jest bardzo podatna na „odpalanie” właśnie w niej mechanizmów kompulsywno-kompensacyjnych. Tyle że wtedy z dużą ostrożnością należy szafować słowem „grzech” (a tym bardziej określeniami jego ciężaru). Jeśli natomiast mamy do czynienia z grzechem w tej sferze (tzn. świadomie i dobrowolnie robimy coś, o czym wiemy, że jest złe), to najczęściej jest to owoc naszych zaburzonych i nieporządkowanych odniesień do Stwórcy, siebie jako stworzenia i drugiego człowieka, jako osoby.
Czym jest nieczystość?
Wracając do naszych biblijnych tropów, należałoby powiedzieć, że z nieczystością mamy do czynienia wszędzie tam i zawsze wtedy, gdy:
- Z Boga robimy zazdrosnego „stróża”, który swoimi zasadami jedynie uprzykrza nam życie.
- Absolutyzujemy siebie i swoje pragnienia, instynkty: „Ja chcę, więc ja muszę”.
- Bliźniego traktujemy przede wszystkim jako rezerwuar dóbr, z których mamy ochotę skorzystać.
Ciekawe, że w katalogu grzechów głównych nieczystość zajmuje trzecie miejsce – za pychą, która stanowi odmowę prawdziwego widzenia rzeczywistości i za chciwością, będącą „ubóstwieniem” swojego prawa do brania i konsumowania.
Jak rozpoznać nieczystość? Jedno pytanie
Można zadać sobie kilka pytań (a właściwie jedno, którego następne są już tylko rozwinięciami): Czy drugi jest ze mną bezpieczny?
Czy drugi człowiek może liczyć, że będzie przeze mnie za każdym razem potraktowany jako osoba – że zadbam o jego godność, bezpieczeństwo, integralność, wolność, prawo do samostanowienia (to znaczy będę o nich pamiętał i ani na chwilę nie wezmę ich w nawias dla swoich celów)? Czy nie zdarza mi się „używać” ludzi do swoich celów – traktować drugiego jako środek do osiągnięcia mojego celu (jaki by nie był)?
Czy nie redukuję innych osób do tego, co mogę od nich lub dzięki nim uzyskać (niekoniecznie materialnego)? Czy nie klasyfikuję ludzi jako „przydatnych” lub „nieprzydatnych”? Czy nie traktuję innych w sposób, w jaki sam nie chciałbym być traktowany?
Tu dochodzimy do ogromnie ważnego momentu! Wcale nie najmniej istotnym pytaniem jest: Czy ja szanuję siebie? Czy traktuję siebie jako osobę? Czy szanuję to, jak stworzył mnie Bóg? Czy mądrze dbam o siebie? Bo jeśli odpowiedzi na te pytania brzmią przecząco, to jakim cudem inaczej miałbym traktować drugiego?
Zdrowy wstyd
Zdeprecjonowaliśmy wstyd. A on jest mechanizmem obronnym. Nie obnażam się (w szerokim tego słowa znaczeniu) przed kimś, komu nie mogę w pełni zaufać – co do kogo nie mam całkowitej pewności, co zrobi z moją (szeroko rozumianą) nagością. I nie oczekuję (ani tym bardziej nie żądam) od drugiego, że obnaży się przede mną, póki nie mogę mu dać całkowitej gwarancji bezpieczeństwa z mojej strony.
Bynajmniej nie dotyczy to tylko fizycznego rozbierania się i sfery seksualnej, choć ich jak najbardziej także.
Jak zadbać o czystość?
- Regularnie pytać się w rachunku sumienia: Czy mądrze dbam o siebie? (zaczynając od rzeczy najprostszych: snu, właściwej diety, odpoczynku…)
- Monitorować swój stosunek do innych – to jak myślę o ludziach: jako o osobach, czy jako o „środkach”? (ten konkretny człowiek jest dla mnie ważny czy użyteczny?)
- Pielęgnować relacje osobowe – odniesienie do drugiego jako osoby. To znaczy? Interesować się światem jego przeżyć, potrzeb, jego rozumieniem spraw i wydarzeń.
- Unikać okazji do grzechu – w kluczu bezpieczeństwa mojego i drugiej osoby. Nie stwarzać, nie prowokować, nie bagatelizować sytuacji, w których wiem – korzystając ze zdrowego rozsądku i osądu sumienia – że możemy dla siebie stanowić zagrożenie.
- Wymagać od siebie bezinteresowności. Wyrabiać sobie nawyk dawania (nie tylko rzeczy materialnych) bezinteresownie, czyli tracenia. A jednocześnie uczyć się przyjmować. Powstrzymywać odruch „odpłacania się”, „wyrównania rachunku” (w pozornie pozytywnym tych wyrażeń znaczeniu) – wystrzegać się „handlowego symetryzmu” w relacjach.
- Pilnować cnoty dyskrecji, wstydu, delikatności. Serio zadawać obie pytanie: Czy mam prawo do nagości (nadal szeroko rozumianej), intymności drugiego człowieka? Czy mam prawo ją znać, pytać o nią, mówić o niej? Po co patrzę, pytam, mówię, dotykam? Dla rzeczywistego dobra, czy dla jakiejś korzyści?
- Last but not least: Modlić się o czystość. Choćby tymi słowami: Panie, uczyń mnie czystym, bo są tacy, którzy mi ufają.