Temat świętości i drogi do świętości wiąże się z tym, jak postrzegamy Boga. W rozmowach z wieloma mamami można szybko zorientować się, że Bóg jawi się jak ktoś w białej rękawiczce, kto dokładnie sprawdzi poziom kurzu na podłodze i w każdym innym miejscu. W wyścigu o doskonałość zewnętrzną mamy wchodzą do klatki perfekcjonizmu, który nie daje wytchnienia – także na modlitwie czy błogiej rozmowie z dzieckiem. Cały czas bowiem jest coś do zrobienia. A jak jest naprawdę? Jakie były inne święte matki, które już dziś są u Boga? Czy były perfekcyjne, idealne, bez skazy?
Święte matki
Okazuje się, że nie. Dawno temu przedstawiono mi historię św. Zelii Martin. Piękna i zadbana kobieta, gromadka dzieci, świetnie prosperujący biznes, szacunek społeczności i duchowość na jakimś wysokim poziomie, jak to sobie wtedy określałam, bo przecież jest świętą. A potem zagłębiłam się w jej kobiecy i matczyny świat, bez lukru biografów i hagiografii, która często używa odrealnionych stwierdzeń nic niewnoszących w życie czytelnika (może poza: „ja bym chyba tak nie umiał”).
Jaka była zatem ta święta mama? W listach pisała, że wszyscy dobrze wiedzą, jaka jest niecierpliwa. Przyznawała się, że ma dość swojej pracy, ponieważ zamówień na jej koronki w pewnym momencie było tak dużo, że wiele czasu poświęcała firmie. Nie wszystkie dzieci karmiła piersią – robiły to mamki, które opiekowały się maluszkami, w różnych zresztą warunkach. Najbardziej jednak doceniłam jej prostą duchowość: różaniec w fotelu jako odpoczynek dla ciała, prośba o zapalenie świecy w jej imieniu w konkretnym sanktuarium w określonej intencji, hojne serce dla potrzebujących.
Święta nie znaczy idealna
Zelia to święta matka, ale nie była idealna. Jedna z jej córek, czasami określana jako czarna owca rodziny, uwikłała się w relację ze służącą, która nią dyrygowała. Zelia bardzo żałowała, że nie zauważyła tego wcześniej, że w ten sposób Leonia (dziś określana jako patronka trudnych dzieci) wypełniała obowiązki służącej. Zelia zmarła na raka piersi. I choć jej brat ją prosił, by wcześniej zadbała o siebie, zostawiła ten temat, aż do końca. Czego uczy nas, mamy, święta Zelia? Że nie musimy być idealne. Że nie da się każdej przestrzeni w życiu dopilnować maksymalnie. To Bóg dokonuje wszystkiego, gdy mamy do Niego zaufanie.
Święta Joanna Beretta Molla – coraz popularniejsza święta mama, często podawana za wzór. Bliska mi bardzo, szczególnie w kontekście karmienia piersią – zawsze, kiedy zbliżam się do zakończenia karmienia dziecka, odmawiam do niej nowennę w intencji tego, by odbyło się w pokoju serca i dla mnie i dla dziecka. Ona sama jednak podobno karmienia piersią nie lubiła. Kiedy dziennikarka pytała jej męża, czy Joanna karmiła piersią, odpowiedział: tyle, ile mogła.
Prosta duchowość
A dziś mamy często czują się gorsze, bo nie karmią, a jeśli karmią, to za krótko – a może lepiej powiedzieć sobie za świętą mamą: karmiłam tyle, ile mogłam? Święta Joanna to kolejna mama z prostą duchowością: kiedy miała jakiś problem szła do kościoła na chwilę, by tam to zostawić Bogu. Jej mąż mówił, że nie dostrzegał nic szczególnego, na co siliła się Joanna, by dostać się do nieba. Czego uczy nas, mamy, święta Joanna? Prostoty i życia według pragnień, które miała w sercu.
Co zrobiłby Bóg, gdyby wszedł do twojego domu w białych rękawiczkach? Zdjąłby je, aby ci pomóc, bo doskonale wie, ile masz pracy, trudu, trosk, emocji. Wie, co przeszłaś, wie, co masz w sercu i to na nie patrzy i o nie bardziej się troszczy niż o kurz na twojej podłodze. Ciesz się życiem, żyj, popełniaj błędy i kochaj Boga. Nie sil się na perfekcję. Sil się na prostą, codzienną świętość.