Miłość matki nie ma sobie równej. Jest to miłość wzrastająca z każdym owocem życia. Gdy bowiem rodzi się kolejne dziecko, to wraz z nim kolejny raz poszerza się serce rodzicielki. Ramiona otwierają się dla maleństwa, usta kładą pocałunek miłości, a oczy lśnią blaskiem światła, jakie rodzi miłość. O szczęśliwe matki! Szczęśliwe, darem macierzyństwa, bo dzięki niemu dom staje się przystanią nowego pokolenia niczym gniazdo dla ptaka.
Nowa codzienność w miarę szybko stała się może nie rutyną, co dobrze rozplanowanym i wykorzystanym czasem, aby zrobić wszystko w domu i wokół niego jak najlepiej. Bliscy często przychodzili w odwiedziny do Wiktorii i Józefa, trochę z tęsknoty, a bardziej chyba z ciekawości, by zobaczyć, jak młodzi gospodarują na swoim. W dłuższe popołudnia pracowali razem, zwłaszcza gdy Józef potrzebował pomocy przy szkółce.
Przekaziciele życia
Zanim nadeszła kalendarzowa zima Wiktoria oznajmiła mężowi, iż jest przy nadziei, czyli w błogosławionym stanie – jak to się dawniej mówiło. Dla obojga była to radość nie do opisania! Oto z wyroku Boga i sił natury stali się przekazicielami życia! Dany im został obojgu udział w ojcostwie i macierzyństwie! Dziecko zjawi się na świecie jako owoc ich rodzicielskiej miłości, pierworodny owoc. Radosna wieść niemal lotem błyskawicy obiegła znajomych i całą rodzinę. Każdego dnia odbierali gratulacje, życzenia i dobre słowa, a nawet rzeczy potrzebne dla malucha, z których wyrosły już starsze dzieci w rodzinie i u znajomych.
Wiktoria wszystko starannie układała w szafie – kaftaniki, śpiochy, czapeczki, te codzienne, zwykłe i te świąteczne, haftowane. Rozkładała je po wielekroć, gdyż nie mogła się nadziwić, jak miniaturowe są pierwsze ubranka dla dziecka. Wprawdzie zetknęła się już z noworodkami u starszego rodzeństwa, ale czym innym jest cudze dziecko, a czym innym własne. Józef po swojemu przeżywał czas oczekiwania. Przede wszystkim postarał się o łóżeczko dla niemowlęcia. Pomógł mu w tym szwagier Michał Kluz, stolarz, który pięknie wystrugał deski i dorobił bieguny do niewielkich drewnianych nóżek. […]
Cud życia
Kiedy rano 18 lipca 1936 roku zjawiła się ponownie, nic nie wskazywało, że to już dzisiaj nastąpi rozwiązanie. Upłynęło kilka godzin, podczas których pani przygotowała wszystko, co było potrzebne... i niebawem, bez większych komplikacji, rok i jedenaście dni od ślubu, na świecie pojawiła się Stasia, pierworodna córka Wiktorii i Józefa. Było to pierwsze zdumienie nad cudem życia uradowanych i szczęśliwych rodziców. (…) Ojcem chrzestnym został brat Wiktorii – Józef Niemczak, a matką chrzestną – siostra Józefa, Maria Cwynar. Pozostali członkowie rodziny byli świadkami wydarzenia. Stanisława Ulma została ochrzczona w parafii w święto Matki Bożej Anielskiej 2 sierpnia 1936 roku.
Świat przewrócony do góry nogami
Jedna mała kruszynka przewróciła dom do góry nogami, cały czas i porządek czynności skupiła na sobie. Dla Wiktorii i Józefa była ona niczym wiosenny kwiat, nowy, piękny, niewinny i kochany jak nic dotąd. (...) Józef na pamiątkę narodzin pierwszej córki posadził przy domu wyjątkową gruszę o dużych, smacznych owocach. (…)
Dla obojga małżonków wraz z przyjściem na świat Stasi dom i świat stanęły do góry nogami. Bo nawet jeśli w rodzinach sióstr i braci były już dzieci, oni je znali, bawili i kochali, to jednak narodziny własnego dziecka sprawiły, że inaczej działało serce, oczy, ramiona mamy i taty. Biorąc w objęcia swoją kruszynkę, próbowali odkryć i dostrzec ślad podobieństwa do któregoś z nich. Raz widzieli w niej podobieństwo do taty, a innym razem rysy mamy.
Przeczytaj fragmenty książki "Wiktoria Ulma. Opowieść o miłości":
Proste, a jednocześnie głębokie życie
Ogarnięcie fizyczne i duchowe domu i życia rodzinnego wymagało od Wiktorii dużo pracy i nieustannej cierpliwości. Spokój, z jakim pokonywała wyzwania związane z codzienną egzystencją, zasługuje na szczególne podkreślenie. Dom prowadzony w takim stanie ducha staje się oazą. Ich dom prowadzony w takim stanie ducha staje się oazą pokoju, przystanią bezpieczeństwa i radością domowników.
Z tego to powodu świadectwa o Ulmach, rodzicach i dzieciach, składane na potrzeby procesu beatyfikacyjnego były na wskroś pozytywne, a opinia o ich pracowitości powielała się niemal w każdym zeznaniu. Zdumiewało i nadal zdumiewa ich życie na pozór proste, a jednak kryjące głębię, którą da się pojąć jedynie w odniesieniu do źródła mądrości ewangelicznej.
Fragment książki Marii Elżbiety Szulikowskiej „Wiktoria Ulma. Opowieść o miłości”; wyd. Rafael.
Tytuł, lead, śródtytuły i podkreślenia pochodzą od redakcji Aleteia Polska.