Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Komentarz do komentarza
Ks. Daniel Wachowiak – aktywnie działający na Twitterze kapłan archidiecezji łódzkiej – napisał niedawno krótkiego posta:
Po raz enty zachęcam do lektury https://bognabialecka.pl/artykuly/wychowanie/male-dziecko-na-mszy-sw-wskazowki-praktyczne/ W przeżyciu mszy najbardziej przeszkadzają rodzice, którzy nie reagują, gdy powinni zareagować. Rodzice, dla których dzieciocentryzm wyparł zrozumienie tego, jak ważna jest liturgia i jak trudno głosi się i słucha się Słowa.
Była to jego odpowiedź na wpis innego użytkownika, Anny Włodarczyk: „Mi ksiądz z ambony kazał wyjść z kościoła, bo dwulatka biegała dookoła ławek na kazaniu. Nie wyszłam i nie zareagowałam, zastanawiałam się, jak długo może trwać przerwa w kazaniu i czy zejdzie, żeby nas wyprowadzić. Po paru sekundach wrócił do kazania”.
Pod wpisem ks. Daniela rozpętała się burza komentarzy.
Dzieciom stanowcze i zdecydowane „nie”
„Zakazać wstępu do kościoła dzieciom od 0 do 10 roku, życia. No, chyba że przystąpią do wczesnej komunii św. w wieku 5 lub 6 lat. I basta”
Tak radzi rozwiązać ten problem Łukasz. Taki sposób wywołuje opór. Mógłby sprawić, że msza stałaby się przestrzenią dla uprzywilejowanych, co grozi wykluczeniem.
AlaT stwierdza:
Tak piszą ludzie, którzy nie rozumieją, że dwulatek musi się ruszać tak jak wy i oddychać. Bezdzietni mądralińscy. Wyganiajcie matki, spoko, ani one nie wrócą do kościoła, ani to dziecko.
W nieco bardziej stonowany sposób opisuje tę sprawę Rafał Korzeniec:
Jest jeden problem proszę Księdza. Kościół naucza, że należy być otwartym na posiadanie licznego potomstwa. Nie każde dziecko też jest spokojne. Często tez nie ma możliwości zostawienia dziecka w domu. Oznacza to, że taki rodzic może być wyłączony z mszy świętej na lata.
Zabronienie przychodzenia do kościoła dziecku, które się rusza, biega, czasami krzyczy, co – w naturalny sposób – przeszkadza innym, prowadzi do wykluczenia nie tylko małego chrześcijanina, ale czasem całych rodzin.
Róbta, co chceta!
Może zamiast zakazywać, po prostu pozwolić na swobodę?
Maciej Gruszewski pisze:
W kościele dominikanów w Dublinie, podczas polskiej mszy, ksiądz kazał rodzicom nie interweniować kiedy pingpongi cieszyły się echem, czy wchodziły pod ołtarz. Stwierdził, że skoro chcą bliżej Boga, to on im przeszkadzać nie będzie. To tyle.
Chociaż dla rodziców ta sytuacja mogłaby być komfortowa – zostali zaakceptowani przez księdza przewodniczącego liturgii – mogła się stać problematyczna dla innych.
Chodziłem z synem do kościoła od maleńkości i nigdy nie pozwoliłem na bieganie. Zawsze siedział w ławce pomiędzy rodzicami i szybko się nauczył, że nie ma innej opcji. Do furii doprowadzają mnie rodzice i babcie, którzy uprawiają spacerki po kościele i ściągają malca z ołtarza.
Komentuje tę sprawę Mariusz S. Jeszcze większy opór i rozdrażnienie może budzić sytuacja, o której mówi inna użytkownik Twittera:
Rodzice, którzy dwu/trzylatkom zabierają na mszę, [biora też] stertę zabawek i książeczek, o całej wałówce, chrupkach, paluszkach i soczkach nie wspominając.
Wśród komentarzy pod wpisem ks. Wachowiaka często pojawia się cytat z Pisma św.: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie” (Mt 10, 14). Pojawia się pytanie, czy do Jezusa można przyjść tylko na Eucharystię. Warto tu zacytować powiedzenie, że ilu ludzi tyle dróg do Chrystusa. W całym tym sporze istnieje wielkie niebezpieczeństwo generalizacji.
Nie można generalizować
Widać, że ksiądz nie ma dzieci. Jeśli nie pozwoliłbym mojej 2,5-latce chodzić po kościele w trakcie mszy, ryk powodowałby, że każdą mszę kończyłbym po 5 minutach. Założenie, że każde dziecko wytrzyma w ławce to smutna generalizacja.
Komentuje wpis ks. Wachowiaka Maciej Górecki. Co potwierdza także inny użytkownik W(o)j Fi:
Wszystko ładnie pięknie – ale są także dzieci, którym ciężko spokojnie wysiedzieć: czy to w kościele, czy w restauracji, czy na łące. Chęci rodziców to czasem za mało.
Sprawa dzieci na Eucharystii to sprawa całej wspólnoty, czyli Kościoła. Warto wzbudzić w sobie wyrozumiałość.
Wspólnota i wyrozumiałość
Ludzie często reagują, ale małe dzieci w swym uporze są trudne do opanowania. Człowiek, zamiast przeżywać mszę świętą, musi cały czas patrzeć, co pociecha wyczynia. Z drugiej strony należy przyzwyczajać od małego i wyrabiać nawyk chodzenia do kościoła.
Tak podchodzi do sprawy inny komentujący z Twittera Viking from Kattegat. Podobnie do sprawy odnosi się Krzysztof:
Co do zasady zgoda, ale diabeł tkwi w szczegółach. Np. ulubiona przytulanka może uspokoić dziecko i pomaga się skupić. Artykuł napisany przez księdza (brak dzieci) i bardzo restrykcyjną matkę. Warto rozmawiac z wieloma rodzicami, bo różne sposoby są dobre dla różnych dzieci.
Te komentarze uświadamiają, że rodziców z dziećmi trzeba przyjąć z wyrozumiałością. Po pierwsze z szacunkiem i radością, że chcą przychodzić do kościoła i pokazywać mszę swoim dzieciom. Po drugie ze wsparciem dla ludzi, którzy są w naszej wspólnocie, np. zaproponować pomoc z dziećmi sąsiadce. Po trzecie szukać rozwiązań ogólnoparafialnych:
Wystarczy takim małym dzieciom zrobić salkę do zabawy i po problemie.
Tak radzi Roman. Niestety, nie jest to łatwe do wykonania, gdyż wymaga pomieszczeń oraz animatorów. Myślę jednak, że skuteczniej będzie przenieść dyskusję z samego zjawiska i oceny zachowań, na rozwiązywanie problemów w lokalnych społecznościach, które najlepiej znają swoją sytuację. Coś, co sprawdzi się w jednym miejscu, w innym może być nieakceptowalne. Co jednemu przeszkadza, dla innego jest znakiem żywotności wiary i Kościoła.
Źródło: Twitter