Poznałam Szewacha Weissa
Miałam szczęście poznać profesora Szewacha Weissa podczas spotkania autorskiego przy okazji premiery jednej z jego wielu książek. Zawsze stawały się one bestsellerami i przyciągały tłumy wielbicieli pisarskiego talentu Profesora, ale też jego charyzmatycznej osobowości. Jego książki opowiadały o życiu dziecka, które razem ze swoją rodziną przeżyło dramat Holokaustu, a później przypominały losy młodego mężczyzny, który z biegiem czasu stał się znanym dyplomatą i politykiem, z którego głosem liczono się na całym świecie.
Jego opowieści przypominały również o tym, że dla wchodzącego w życie młodego człowieka każdy dzień był wyzwaniem. Profesor wspominał jak to po wojnie, będąc już w Izraelu, ciężko pracował, był nawet traktorzystą, co nie przeszkadzało mu w edukacji: ukończeniu szkoły średniej, a później studiów.
Opowiadał mi z uśmiechem, jak to próbował swoich sił w mediach, prowadząc cykliczne audycje w radiu. Podkreślał, ile radości sprawiało powiedzenie: "Dzień dobry, tu Szewach Weiss" – szczególnie jego rodzicom, którzy w domu rodzinnym do końca swoich dni rozmawiali zawsze w języku jidysz i po polsku.
– Moja mama zawsze prosiła mnie, abym kupił jej gazety i magazyny ilustrowane wydawane w języku polskim. Później czytała je zawsze z wielkim zaciekawieniem, popijając poranną kawę.
Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata
Można powiedzieć, że przez całe swoje życie Profesor powracał do zagłady swoich współbraci w czasie Holokaustu zgotowanego przez hitlerowskie Niemcy. Ale były to powroty, które nie miały na celu rozpamiętywanie „winy i kary”. Były to opowieści o niezłomnych ludziach, sąsiadach małego Szewacha, którzy uratowali życie jego i jego najbliższej rodziny. Były to powroty, aby mówić światu jak wielką tragedią jest wojna, szczególnie dla małego, bezbronnego dziecka.
Przygotowując niedawno dla małych bratanków mleko na dobranoc, przypomniałam sobie sytuację, o której opowiadał mi w szczegółach Profesor. Jak to uciekając przed zbrodniarzami wojennymi, otrzymał pomoc od polskiej i ukraińskiej rodziny: Góralów i Potężnych. I o tym, ile znaczyła dla niego szklanka mleka przyniesiona „po cichu” przez panią Potężną.
Yad Vashem
Tragiczne przeżycia z dzieciństwa, ale też wielka wdzięczność i szacunek dla ratujących i uratowanych, a także dla bohaterów Holokaustu, którzy zginęli, sprawiły, że Profesor był jednym z inicjatorów utworzenia Yad Vashem (hebr. "Imię Wieczne"), czyli Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Holokaustu w Jerozolimie, położonym na Wzgórzu Herzla.
Niesamowite miejsce, na terenie którego położony jest – znany na całym świecie – Ogród Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Tutaj posadzone są drzewka oliwne z tabliczkami, na których zapisane są imiona bohaterskich ludzi, ratujących od zagłady Żydów w czasie wojny.
Profesor Weiss często podkreślał, że najwięcej wśród tych osób to Polacy. – Trzeba mówić i podkreślać wszędzie, że tylko w Polsce za uratowanie nas groziła kara śmierci i to „bez sądu”. Niemieccy okupanci natychmiast wykonywali wyroki śmierci na Polakach, którzy zgodnie z swoim sumieniem i wiarą ratowali żydowskie rodziny – opowiadał z nieukrywanym wzruszeniem.
Ofiara z życia
Kiedy rozmawiałam z Profesorem o rodzinie Ulmów – o tym, że za uratowanie sąsiadów żydowskiego pochodzenia zostali rozstrzelani – usłyszałam „wielką ciszę”. A po tej wymownej ciszy Profesor Weiss powiedział, że to wielki heroizm, a równocześnie wielkie cierpienie dla wszystkich – nawet po wielu latach – mając w pamięci to, że małżonkowie Józef i Wiktoria oraz ich sześcioro bezbronnych dzieci zostali z zimną krwią rozstrzelani.
– Nie znajduję słów, w których mogę wyrazić swój ból, że w czasie mordu niewinnej rodziny rodziło się siódme dziecko – mówił wzruszony Profesor.
Często wspominał też bohaterską Irenę Sendler, która uratowała wiele dzieci i osób dorosłych z warszawskiego getta oraz z całej stolicy, ryzykując utratę własnego życia. – Dlatego właśnie „Sprawiedliwi”, bo często ofiarowywali swoje życie za życie innych – puentował Profesor.
Dom w Hajfie i Warszawie
Szewach Weiss był człowiekiem bardzo skromnym, cenił sobie rodzinę, przyjaciół i znajomych. Każdą osobę, którą spotkał, i z którą rozmawiał chociażby przez chwilę, darzył zawsze szacunkiem i uwagą. Nigdy nie było rozmów w pośpiechu.
– Nawet gdy nie mam czasu, to ten czas znajduję dla osoby, która prosi mnie o spotkanie czy rozmowę. Przecież każdy człowiek to inny, ciekawy świat – mówił Profesor.
W jego domu w Warszawie, na Belwederskiej, można było doświadczyć klimatu typowego dla wielu polskich rodzin. Kiedy ktoś opowiadał, że Profesor ma dwa domy: w Warszawie i Hajfie, ten delikatnie dodawał, że to ten sam dom.
W domu Szewacha Weissa
Z wielu spotkań w pamięci pozostaną mi te najbardziej skromne, domowe. Jednym z nich było właśnie spotkanie na Belwederskiej, kiedy razem z Romanem Ziębą, znanym podróżnikiem, pielgrzymem i autorem książek, wybraliśmy się do Profesora.
Romek opowiadał o swoich przygotowaniach do pieszej pielgrzymki z Jerozolimy do Asyżu, która miała potrwać kilka miesięcy. Na trasie pojawiła się Hajfa, a konkretnie Wzgórze Karmel, gdzie były ambasador Izraela miał swój dom. Profesor Szewach z uwagą słuchał o przygotowaniach i zaprosił Romana pod swój dach.
W którymś momencie zwrócił się do mnie: – Iwonko, skocz do kuchni, na stole są cztery świeże bułki, a w lodówce 40 dekagramów żółtego sera – powiedział z uśmiechem. Kilka dni temu wspominaliśmy z Romanem, jak to we trójkę robiliśmy kanapki, bo zapowiadała się długa rozmowa.
Kiedy rzeczywiście Roman przybył do domu w Hajfie, Profesor nie tylko ugościł „pielgrzyma w drodze”, ale też wyszedł przed próg mówiąc, że jeśli to jest pielgrzymka w intencji pokoju, to trzeba jeszcze przeżyć wiele takich pieszych pielgrzymek. Dodał, że symbolicznie zrobi z nim nie tylko jeden, ale sto kroków w tej intencji.
Zdjęcia dzieci
Profesorowi znana była idea międzyreligijnych spotkań w Asyżu, zainicjowana przez Jana Pawła II, którego darzył wielkim respektem, szacunkiem i sympatią. Dlatego bez wahania przyjął franciszkańskie zaproszenie na spotkanie modlitewne „Asyż w Gdańsku”. Jednym z wydarzeń towarzyszących temu spotkaniu była wystawa moich zdjęć pod hasłem Pokój w oczach dziecka. Były to opowieści o najmłodszych mieszkańcach Jerozolimy i Betlejem, z myślą o wsparciu sierocińców Home of Peace w Jerozolimie i (budującego się) w Betlejem. Prowadzą je polskie elżbietanki.
Wspomniane zdjęcia przedstawiały radosne i smutne dzieci z ortodoksyjnej dzielnicy Mea Sze'arim, ale też ze wschodniej części Jerozolimy, czyli dzielnic palestyńskich. A także dzieci z Betlejem. W kronice z wystawy Profesor napisał: „Dzieci, Serce do serca, dziękuję”.
Pożegnanie z Profesorem
Czasami w rozmowach żartowaliśmy mówiąc: "do zobaczenia na kawie w Jerozolimie". Nie przypuszczaliśmy, że rzeczywiście spotkamy się w tym niezwykłym miejscu i to podczas wzruszającej uroczystości wręczenia Profesorowi Orderu Orła Białego przez prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Andrzeja Dudę. W styczniu minęło 5 lat od tego wydarzenia.
Z tej niezwykłej podróży do Ziemi Świętej na zawsze pozostaną w mojej pamięci obrazy z Ogrodu Sprawiedliwych, gdzie były ambasador Izraela w Polsce oprowadzał nas, dziennikarzy, zatrzymując się przy tabliczce Ireny Sendlerowej.
W miłej pamięci pozostanie również historia studenta z Nowego Jorku, Daniela, pochodzącego z rodziny nowojorskich Żydów, który przez media społecznościowe skontaktował się ze mną, ponieważ w anglojęzycznej edycji portalu Aleteia przeczytał mój wywiad z Szewachem Weissem. Jego dziadkowie, urodzeni w Borysławiu, przez lata szukali możliwości jakiegokolwiek kontaktu z Profesorem i w końcu udało się to po przeczytaniu naszego wywiadu.
Zapamiętam także moją ostatnią rozmowę z Profesorem. Zadzwoniłam, aby zapytać o zdrowie. Na pożegnanie – przeczuwając, że może to być nasza ostatnia rozmowa – powiedziałam: „Z Bogiem”. Dodałam, że to staropolskim obyczajem. „Tak, wiem” – odpowiedział mi Profesor, dodając: „Dziękuję”.