separateurCreated with Sketch.

„Będę uśmiechać się do kolegi, którego nikt nie lubi”. Helenka Kmieć na zdjęciach z dzieciństwa i we wspomnieniach mamy

Helena Kmieć w dzieciństwie
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„(...) w zasadzie się nie zdarzało, żeby nie pozostawiła po sobie śladu, najczęściej to była karteczka z napisem: «Z Panem Bogiem, Helenka!»” – wspomina Barbara Kmieć, mama zamordowanej przed sześcioma laty wolontariuszki. Zobacz również zdjęcia z dzieciństwa Helenki!

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Przekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Gdyby miała Pani opisać w trzech słowach Helenkę, to jakich słów by Pani użyła?

Już pierwsze pytanie wydaje mi się trudne. Helenka była wielobarwną osobą. Ale myślę, że wymieniłabym na pewno działanie, delikatność i dzielność. Od maleńkości te cechy osobowościowe się w niej ujawniały i kształtowały aż do dorosłości. (...)

Byliśmy kiedyś na rekolekcjach oazy rodzin w Wiśniowej. Helenka miała trzy i pół roku, a nam się wydawała już bardzo dorosła. Dla nas było oczywiste, że ona przyszła na własnych nóżkach tam i z powrotem przez górki. Tata ją niósł kawałeczek, ale dla nas to było zwyczajne. Teraz już trochę inaczej na to patrzymy. Oczywiście doszła, bo gdyby miała problem, to byśmy jej pomogli, dla nas było jednak oczywiste, że to taki maluch, który już sam chodzi, ma nogi w końcu.

(...) Jeśli chodzi o to działanie, to Helenka nie była nadpobudliwa, raczej wręcz wyciszona, ale odnajdywała się w działaniu. Mam takie wspomnienie z czasu Pierwszej Komunii. Już po pierwszej spowiedzi, stół rozłożony, czterdzieści osób ma się zjawić, wszyscy się krzątamy, nagle patrzymy, a Helenki nie ma. I okazuje się, że ona wzięła wiadro i poszła myć schody i to nie dlatego, że ktoś jej coś powiedział. Ona po prostu stwierdziła, że trzeba to zrobić. Miała osiem lat. Taka była, brała się zawsze do roboty.

Mówimy też o delikatności…

Jeśli chodzi o delikatność, to część rzeczy sobie uświadamiamy teraz, jak jej nie ma z nami. Mieliśmy ostatnio ważne wydarzenie, a mianowicie szkoła w Warszawie, na Ursynowie, nosi imię Helenki. Wybrali ją uczniowie, rodzice i nauczyciele i zaprosili nas na uroczystości.

Mieliśmy problem, bo zastanawialiśmy się nad tym, co związanego z Helenką moglibyśmy im dać. Wśród rzeczy Helenki był zeszyt do religii z jej 2 klasy, komunijnej, i pomyślałam, że to się może przyda tej szkole jako pamiątka. Wzięłam go do ręki – u nas nigdy nie było zwyczaju, żeby dzieciom zeszyty sprawdzać – tak trochę z ciekawości.

W zeszycie znalazłam pytanie na temat św. Tereski od Dzieciątka Jezus: „W czym chciałabyś ją naśladować?”. Były tam trzy punkty i w jednym z nich Helenka napisała takim dużym pismem drugoklasisty: „Będę się często uśmiechać do kolegi, którego nikt nie lubi”. Taka była i to siedziało w niej gdzieś głęboko.

A dzielność?

Ona się objawiała na różne sposoby… Helenka zawsze widziała dobrą stronę sytuacji. Była w drugiej klasie podstawówki, dwa tygodnie przed Komunią. Biegała z kuzynami, drzwi od garażu były otwarte, no i jej buzia została trochę pokiereszowana, bo zderzyła się z drzwiami. Załamujemy ręce, jak ona będzie na Pierwszej Komunii wyglądać, a Helenka na to: „Nie martw się, mamo, to się przypudruje”. (...)

Wyjątkowe zdjęcia z dzieciństwa Heleny Kmieć. Kliknij w galerię!

Dom, w którym oddychało się wiarą

Jak ważne było dla Was, żeby wychowywać dziewczynki w wierze katolickiej, wierze w Boga?

To było najważniejsze, bo to przecież był fundament. Dla nas to było oczywiste i my z mężem tym żyjemy. Nie było żadnych problemów na przykład z tym, że ktoś nie chce pójść do kościoła, bo to było jak oddychanie – idziemy, bo jest niedziela. Tak samo z modlitwą. Od początku modliliśmy się razem z mężem i z dziećmi. Terenia już z nami klękała, już znała modlitwy, kiedy Helenka mogła mieć z półtora roku, jak wyszła z łóżeczka i klęknęła koło nas z pieluchą pod pachą.

Zresztą gdy była w Anglii, to nam się bardzo często zdarzało, że wspólnie odmawialiśmy dziesiątek różańca. Bo tak się zawsze w domu robiło. (...) Oczywiście dziewczynki odkąd tylko mogły, śpiewały w chórze, potem było kółko misyjne i oazka dzieci, i oaza młodzieżowa, i wyjazdy rekolekcyjne. Tym się żyło, tym się oddychało. Córki kiedyś zobaczyły, że odmawiam brewiarz, i później, jak były starsze, patrzę, a one też mają brewiarz, a nikt im nawet słowa o tym nie powiedział. To było naturalne.

Wiele osób podaje, że Helenka pytana o pięć języków miłości – którymi są: afirmacja, akceptacja, wspólny czas, dotyk, prezenty i niespodzianki oraz służba – mówiła, że dla niej wszystkie są ważne.

Bo u nas w domu też były wszystkie. Może nie było takich deklaracji co chwilę, ale każdy z tych języków był ważny. I ta obecność, szczególnie na początku, i potem te inne elementy, które wydaje mi się, były naturalne.

Helenka miała bardzo dużą sprawność manualną od małego, na przykład w pierwszej klasie umiała już na drutach robić i bardzo lubiła robić prezenty własnoręcznie. To było takie ważne, nie kupić, ale zrobić.

Przygotowałam, myśląc o spotkaniu z Wami, prezent od Helenki, ostatni, jaki dostałam od niej na imieniny. To jest pokrowiec na komórkę (mama wyjmuje pokrowiec w kształcie kota). A ponieważ mieliśmy takiego szarego kotka Greya, prezent ma adnotację: „Masz, Mamo, drugiego Greya”. Sama go zrobiła gdzieś w międzyczasie. (...)

U nas w domu były różne rytuały, choć tego tak nie nazywaliśmy (...). To dobrze funkcjonowało w naszym domu. Był taki zwyczaj od zawsze, że jak się z domu wychodzi, to się mówi: „Z Panem Bogiem”.

Helena Kmieć jako mała dziewczynka i nastolatka. Zobacz zdjęcia!

Kiedy Helenka już studiowała w Polsce, a potem była stewardesą, to jej się zdarzało, że wychodziła z domu, kiedy nas nie było, o różnych dziwnych porach. I w zasadzie się nie zdarzało, żeby nie pozostawiła po sobie śladu, najczęściej to była karteczka z napisem: „Z Panem Bogiem, Helenka!”.

Kiedy zbliżał się dzień, kiedy Helenka miała wrócić z Boliwii, to był bardzo trudny czas i tak się trochę błąkając bez celu, wzięłam do ręki album, mamy ich mnóstwo, i otworzyłam go, a tam była karteczka, na której Helenka napisała: „Z Panem Bogiem, Helenka!”. Dla mnie to było takie pożegnanie, że faktycznie już odeszła. I to było bardzo dobre doświadczenie, bo dopiero wtedy przyjęłam, że naprawdę odeszła. Poszła tam… (mama patrzy w górę).

***

Przeprowadzony przez Elżbietę Beszłej wywiad stanowi fragment książki pt. Kawa z Helen pod red. Marioli Kaźmierskiej, wydanej przez Fundację im. Heleny Kmieć. Tytuł, śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji Aletei Polska.

Zachęcamy również do włączenia się w modlitwę w trakcie dzisiejszej (24.01, 17.30) mszy św. w 6. rocznicę śmierci Helenki pod poniższym linkiem:

***

Helena Kmieć (ur. 9 lutego 1991 r. w Krakowie) posługiwała jako świecka wolontariuszka misyjna w Wolontariacie Misyjnym Salvator. W trakcie swojej posługi pracowała na placówkach w Rumunii, na Węgrzech, w Zambii i Boliwii. Angażowała się również w działalność Caritas, młodzieżowych duszpasterstw i organizację Światowych Dni Młodzieży.

24 stycznia 2017 r. podczas posługi w prowadzonej przez siostry służebniczki ochronce dla dzieci w Cochabambie w Boliwii została zamordowana w ataku rabunkowym na placówkę. Historia wolontariuszki stała się dla wielu osób inspiracją do czynienia dobra i całkowitego zawierzenia Bogu. 9 grudnia powołano postulatora przygotowującego jej proces beatyfikacyjny. Pełen jej życiorys przeczytać można tutaj.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.