Chiara przyszła na świat jako druga z czworga rodzeństwa w rodzinie praktykujących katolików, ale szybko oddaliła się od wiary. Wtedy rozpoczął się w jej życiu długi etap stanowczego buntu wobec wszystkich wartości, jakie przekazali jej rodzice.
„Myślałam, że być wolnym oznacza sprzeciwiać się Kościołowi”
„Zawsze miałam w sercu pragnienie wolności; wolność była dla mnie nawet ważniejsza od szczęścia. (…) Myślałam, że aby być wolnym, należy przekraczać granice, łamać zasady. (…) To było źródłem wielkiego buntu w moim wnętrzu” – wyjaśnia s. Chiara ze Zgromadzenia Małych Sióstr Niepokalanego Serca Maryi (honoratek) w swoim dostępnym na YouTubie świadectwie, o którym pisaliśmy we włoskiej i angielskiej edycji Aletei.
To ogromne pragnienie wolności kłóciło się dla niej z nauką Kościoła. Dekalog postrzegała wyłącznie w kategoriach narzuconego zbioru nakazów i zakazów, stąd „wolności upatrywała w sprzeciwie wobec tej instytucji”.
Chciała, aby jej matka usunęła ciążę
Chiara była nastolatką, kiedy jej matka odkryła, że spodziewa się czwartego dziecka. Informacja o tej nieplanowanej ciąży wywołała gniew drugiej córki, która nie chciała mieć kolejnego brata i uważała, że jej matka powinna usunąć ciążę.
„Kiedy moja mama zaszła w ciążę, byłam wściekła, ponieważ byliśmy już starsi (…), a czwarte dziecko wiązało się z ciężarem (…). Bardzo chciałam, aby mama usunęła ciążę. Popierałam aborcję i występowałam w obronie praw kobiet” – wspomina.
Matka Chiary nie poszła za radą córki, co rozwścieczyło ją jeszcze bardziej. A jednak, „kiedy urodziło się dziecko, zakochałam się w nim do szaleństwa (…), do tego stopnia, że – częściowo aby stłumić wyrzuty sumienia, które miałam dlatego, że chciałam je zabić – bardzo je rozpieszczałam i stało się moim oczkiem w głowie” – opowiada.
Walka z Kościołem
Tamta zmiana wobec maleńkiego brata nie wpłynęła jednak na jej postawę względem wiary, ponieważ „nadal pozostawała bardzo daleko od Kościoła, w całkowitej opozycji do katolików”.
W dyskusji z wierzącymi postanowiła wykorzystywać wiedzę o grzechach kapłanów. Gdy byłam zaledwie nastolatką, „chciałam zaszachować każdego napotkanego katolika tymi argumentami” – wspomina.
Jednocześnie, w każdą niedzielę chodziła na mszę świętą razem z rodziną, gdyż jej rodzice nie pozwalali dzieciom opuszczać niedzielnej Eucharystii.
Jej braciszek o krok od śmierci
Po tym jak Chiara zdała maturę i dostała się na studia, jej mały braciszek ciężko zachorował. Wykryto u niego bardzo ostrą chorobę żołądka, szybko postępującą i odporną na działanie leków. W jej wyniku chłopczyk był umierający.
W tamtej sytuacji Chiara była zdesperowana; drżała o braciszka i czuła się winna, że kiedyś sądziła, iż nie powinien się narodzić: „To była najgorsza chwila w moim życiu. Byłam nie tylko zaniepokojona i przygnębiona (…). Czułam się odpowiedzialna za to, co się działo: myślałam, że to była kara, jaką Bóg mi zsyła. Skoro ja chciałam zabić mojego braciszka, to myślałam, że teraz Bóg odbiera mu życie, aby mi powiedzieć : «Widzisz? Chciałaś się go pozbyć, dlatego Ja go teraz zabiorę»”.
Targowanie się z Bogiem
Zrozpaczona Chiara poczuła potrzebę modlitwy za swojego brata. Ale jak miała się modlić? Nie znosiła monotonnego różańca, dlatego też próbowała pójść z Bogiem na układ: „Wyglądało to mniej więcej tak: «Ty robisz coś dla mnie, a ja coś dla Ciebie». Dlatego też powiedziałam Panu: «Kimkolwiek jesteś i gdziekolwiek jesteś, proszę Cię, abyś ocalił życie temu dziecku. W zamian jestem gotowa zrobić wszystko»".
Nawet zaoferowała Panu, że zrobi coś, czego nienawidzi: przyłączy się do katolików. "Jeśli Ty zainterweniujesz w cudowny sposób w życie tego dziecka i je uratujesz, jestem gotowa zapłacić za to wstąpieniem do Gifry" – młodzieżowej grupy franciszkańskiej, do której należała jej siostra.
„Musiałam spłacić mój dług”
Pan nie kazał jej długo czekać na odpowiedź i choroba się nagle cofnęła. Młoda studentka nie miała innego wyjścia, jak „spłacić swój dług” i udać się na spotkanie grupy duszpasterskiej, do której, jak sądziła, należeli wyłącznie nudziarze, ludzie pogubieni i przygnębieni.
Choć na pierwszych spotkaniach zachowywała dystans, później prostota i szczerość tamtej młodzieży, która nie bała się mówić otwarcie o swoich błędach czy słabościach, podbiły jej serce.
Misja w Albanii i spojrzenie Boga
Nadal uczestniczyła w spotkaniach grupy i chociaż miała już chłopaka, postanowiła wybrać się z młodymi na misję do Albanii.
Na miejscu, pośród biedy, doświadczyła niesamowitego pokoju, poczucia spełnienia i szczęścia, które pozornie nie miały racji bytu, biorąc pod uwagę panujące w tamtym otoczeniu ubóstwo i zmęczenie, jakie jej towarzyszyło. Na misji zajmowała się sprzątaniem i utrzymaniem kaplicy, a także brała udział w adoracji Najświętszego Sakramentu. To właśnie tam, w spotkaniu twarzą w twarz z Panem, po raz pierwszy poczuła się dostrzeżona i kochana przez Niego.
Powołanie
Po powrocie do Włoch uczestnictwo we mszy świętej było stałym punktem każdego dnia Chiary. Jej relacje z chłopakiem się skomplikowały, a w głowie po raz pierwszy zaświtała myśli o życiu zakonnym.
Pomimo obaw, oporu i wątpliwości głos powołania rozbrzmiewał w jej sercu coraz głośniej. Kiedy powiedziała Bogu „tak”, odkryła „miłość, która nie ma końca” i zdała sobie sprawę, że spełnienie osiąga się przez posłuszeństwo woli Boga i wysławianie Go.
Tak, jak głoszą słowa psalmu 139:
„Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie,
godne podziwu są Twojej dzieła.
I dobrze znasz moją duszę” (Ps 139,14).