Zmarł papież senior Benedykt XVI. Odszedł o godz. 9.34 do Pana w klasztorze "Mater ecclesiae" w Watykanie, gdzie mieszkał od czasu swojej niespodziewanej abdykacji w 2013 roku. Jako bezpośredni następca papieża św. Jana Pawła II kierował Kościołem katolickim przez osiem lat. Papież senior zmarł w wieku 95 lat - podała Katolicka Agencja Informacyjna.
Joseph Ratzinger: przeciwko rozpaczy
Jest w Nowym Testamencie zdanie, które w ciągu swego długiego życia lubił przytaczać Joseph Ratzinger. To wezwanie z Pierwszego Listu św. Piotra, które brzmi następująco: „I bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest” (1 P 3,15b).
Benedykt XVI uważał bowiem, że nasza epoka – być może jak żadna inna przed nią – potrzebuje przeciwstawiania się pojawiającej się w życiu wielu codziennej rozpaczy. Był pewien, że życie każdego człowieka powinno być w całości odniesione do przyszłości. Powszechna jest dziś jednak wiara, że ludzka egzystencja nie może sensownie opierać się na przyszłości, bo koniec naszego bycia to niechybna śmierć, której nie uśmierzą przedwczesne, łatwe pocieszenia.
Ratzinger z przejęciem cytował w swej książce Wiara i przyszłość fragment pamiętników Simone de Beauvoir (tak! ów „pancerny konserwatysta”, jak o nim mawiano, nie wahał się przytaczać słów naczelnej ateistki i feministki XX stulecia – długoletniej towarzyszki życia słynnego filozofa Jean-Paul Sartre’a):
„Gdy czasem wieczorem wypiłam o jedną szklankę za dużo, mogło się zdarzyć, że wylewałam strumienie łez. Budziła się moja stara tęsknota za absolutem; odkrywałam na nowo daremność ludzkiego dążenia i zagrażającą bliskość śmierci... Sartre zaprzeczał, by prawdę można było znaleźć w winie i we łzach. Jego zdaniem alkohol powodował u mnie przygnębienie, a ja zasłaniałam mój stan metafizycznymi racjami.
W przeciwieństwie do tego utrzymywałam, że nietrzeźwość usuwa obronę i kontrolę, które moralnie chronią nas przed nie dającymi się znaleźć oczywistościami, oraz zmusza mnie w ten sposób, bym spojrzała im w oczy. Dzisiaj myślę, że w tak uprzywilejowanym wypadku jak mój, życie zawiera dwie prawdy, między którymi nie ma wyboru i z którymi spotykać się musimy jednocześnie: są to radość istnienia i strach przed końcem”.
Zobacz piękne zdjęcia Josepha Ratzingera - Benedykta XVI:
Odpowiedź na lęk przed śmiercią
Ratzinger zapytywał, czy na ów lęk przed śmiercią, który przywołała w swym poruszającym wyznaniu francuska pisarka, chrześcijaństwo ma jeszcze dziś do zaoferowania przekonującą odpowiedź. Odpowiadając, wskazywał uwagę na fakt, że nie przypadkiem tradycyjna chrześcijańska prośba o to, by Bóg nas zachował od „nagłej a niespodziewanej śmierci”, zdała się dziś nagle dziwaczna.
Wielu pragnie przecież, by ich kres był jak najbardziej zaplanowany i konkretnie wyznaczony (oto dlaczego coraz powszechniejsze staje się przyzwolenie na eutanazję). I ów jeden z wybitniejszych teologów wśród papieży dostrzegał, że w takiej postawie przede wszystkim „chodzi o odebranie śmierci jej charakteru metafizycznego”.
Zbanalizowanie śmierci?
Śmierć nie ma być tymi drzwiami, przez które wkracza w nasz świat metafizyka. Zbanalizowanie śmierci ma zagłuszyć niepokojące pytanie, które nam ona stawia.
Friedrich Schleiermacher [żyjący na przełomie XVIII i XIX w. wybitny niemiecki teolog protestancki – red.] mówił kiedyś o narodzinach i śmierci jako o dwóch ,,przesiekach” w gęstwie lasu, pozwalających spojrzeć człowiekowi w nieskończoność. Ale człowiek odrzuca właśnie nieskończoność, ponieważ stanowi ona zakwestionowanie jego codzienności. Zneutralizowanie śmierci pozwala wyprzeć ją skuteczniej z ludzkiej świadomości. Śmierć ma się stać rzeczą tak zwyczajną i pospolitą, tak wystawioną otwarcie na widok publiczny, żeby przestała wreszcie budzić metafizyczne lęki”.
Ostatecznie w banalizowaniu nieuchronności człowieczego losu nie należy widzieć triumfu życia nad śmiercią, lecz raczej zwycięstwo bezsensownego kieratu codzienności nad dramatyczną prawdą o naszej egzystencji. Dowodów na to mamy sporo.
Ratzinger: wykorzystać życie, jak się da
Jednak najważniejszy, jak pisał Ratzinger, odsłania się przed nami w chwilach, gdy dochodzi w nas do głosu bolesna świadomość, że „życie takie, z jakim się spotykamy na co dzień, jest najczęściej tylko cieniem życia, rodzajem Hadesu, w którym chwilami tylko przeczuwamy, czym ono w istocie jest. Dlatego przeciętny człowiek wcale nie pragnie bezpośrednio nieśmiertelności.
Przedłużanie w nieskończoność życia takiego, jakim ono jest, nie wydaje się nikomu rzeczą pożądaną. Nasuwa się więc wniosek: wykorzystać życie, jak się da, i zaplanować śmierć możliwie późną i bezbolesną jako rzecz naturalną i nie podlegającą kwestii. Ale ten nasuwający się wniosek nie jest rozwiązaniem. Przeciwstawia mu się podstawowe doświadczenie człowieka, które Nietzsche ujął w słowa: «Każda rozkosz pragnie wieczności, głębokiej, głębokiej wieczności».
Są momenty, które nigdy nie powinny przeminąć. To, czego wówczas dotykamy, nie powinno się nigdy skończyć. Tymczasem kończy się właśnie i przemija. Szczęście daje się doświadczyć tylko w ulotnej chwili i na tym polega w istocie melancholia egzystencji ludzkiej”.
Dar chrześcijaństwa
Ratzinger wielokrotnie przypominał, że chrześcijanie wierzą, iż potrafią siebie uchronić przed ową melancholią. Tak rozumiana nadzieja jest w istocie ich darem dla świata – zwróceniem się ku przyszłości, które ma moc przeciwstawiania się zarówno bezsensownemu codziennemu kieratowi (gdy ludzie starają się wyłącznie o zapewnienie „jedzenia na jutro i pieniędzy na pojutrze”), jak i rozpaczy powodowanej brakiem szczęścia, a nawet perspektywy na szczęście.
Dar chrześcijaństwa nie polega jedynie na przywołaniu dogmatycznych prawd o zbawieniu dokonanym przez śmierć Chrystusa czy powszechności zmartwychwstania. Z tego powodu pisał Ratzinger, że „[…] wiara oznacza wyłamanie się z tego, co widzialne i dające się zmierzyć, ku temu, co wielkie, oznacza przełamywanie horyzontu i rozciąganie się poza wszelkimi ograniczeniami.
Również i teraz oznacza ona udawanie się na wędrówkę i przekraczanie owej fałszywej zasiedziałości, która trzyma człowieka w tym, co «moje, ale własne», odbierając mu w ten sposób jego prawdziwą wielkość, a także przewartościowanie wartości, nowe ustanowienie wagi i miary istnienia ludzkiego opartego na przyszłości. Człowiekowi odpowiada nie to, co chwilowo celowe, lecz to, co posiada wieczny walor, co wynosi go poza chwilę.
Walor wieczny ma zaś to, co warte przetrwania. Jest to człowiek w takiej postaci, że nie musimy już życzyć sobie, by rychło nas znowu opuścił. Jest to więc właśnie również i taki człowiek, który stał się godny i zdolny do człowieczeństwa. Człowiek, który może coś dać, który nie stoi innym na przeszkodzie, lecz coś dla nich znaczy i którego można pokochać”.
Autentyczna nadzieja chrześcijańska
Wedle Ratzingera autentyczna nadzieja chrześcijańska w pierwszym rzędzie opiera się właśnie na takiej wierze. I dlatego nie może zaistnieć ona bez miłości, która jest sednem Chrystusowej Ewangelii. Teologii nie warto utożsamiać wyłącznie ze zbiorem abstrakcyjnych, oderwanych od życia twierdzeń. Jeśli uprawia się ją uczciwie, powinna ona być głoszeniem Dobrej Nowiny, w której Bóg nie pojawia się jako deus ex machina. Można Go za to spotkać pośrodku głęboko przeżywanej egzystencji, w której ostatecznie do głosu dochodzi osobliwa sprzeczność:
„Z jednej strony człowiek pragnie przyszłości poza śmiercią, z drugiej zaś jest ona dla niego nie do zniesienia. Jeśli obietnica przyszłości ma być dla człowieka rzeczywiście nadzieją, «zbawieniem», to miara wieczności musi być zarazem przebaczeniem”.
Bóg przychodzi do ludzi przez ludzi
A przebaczenie nie wydarza się w świecie idei. Dotyczy osób i tylko osób. Bez tego osobowego wymiaru nawet przebaczenie darowywane przez samego Boga nie mogłoby zaistnieć. Całe życie Ratzingera jako teologa, a w końcu papieża, było nakierowane na rozpoznanie tej najmocniejszej prawdy:
„[…] Bóg przychodzi do ludzi tylko przez ludzi. Wyróżniająca człowieka zdolność spostrzegania tego, co znajduje się poza granicami codzienności, nie jest bezsensownym kaprysem natury, lecz kształtuje stosunek człowieka do Boga oraz wzajemne powiązania między samymi ludźmi. Ich wzajemny stosunek jest właśnie tak przez Boga ułożony, że powyższe twierdzenie możemy odwrócić i rozszerzyć: tak jak Bóg jedynie przez ludzi dociera do ludzi, tak i ludzie docierają wzajemnie do siebie jedynie przez Boga.
Stosunek do Boga nie jest w życiu każdej jednostki czymś tak osobistym, że nikt inny nie mógłby i nie śmiałby weń wkroczyć; jest on raczej czymś całkowicie wewnętrznym i jednocześnie publicznym: nie istnieje wiele niezależnie obok siebie przebiegających odniesień do Boga poszczególnych ludzi, z których każdy mógłby Boga wewnętrznie przeżywać i ujmować; ludzie dotrzeć mogą do Boga jedynie we wspólnocie i właśnie szukanie Boga odnosi ich do siebie wzajemnie. Teza, że religia miałaby wyobcowywać człowieka od ludzi, odnosić się może jedynie do form jej upadku […]”.
Benedykt XVI: świadek chrześcijańskiej nadziei
Ratzinger mocno wierzył, że to Kościół jest właśnie ową wspólnotą, w której ludzie mogą odnosić się wzajemnie do siebie i do Boga z miłością. Było pewnie wielkim dramatem tego człowieka, że zrezygnował z przewodzenia tej wspólnocie.
Mimo to do końca nie przestał być świadkiem chrześcijańskiej nadziei. Na niej opierał do śmierci swoją wiarę w Chrystusa i tworzoną przez siebie teologię.
Cytaty w tekście za: Joseph Ratzinger, Wiara i przyszłość, tł. Piotr Waszczenko, Warszawa 1975.