Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
W domu państwa Czekajów ze wsi Zielenice Wigilia 1945 roku była szczególna. Nie tylko dlatego, że niedawno skończyła się wojna. Podczas wieczerzy wigilijnej teściowa sparaliżowanej od czterech lat Anieli ogłosiła całej rodzinie, że synowa spodziewa się dziecka.
Niełatwa radość
Trudno powiedzieć, że radość z nowego członka rodzina była łatwa. Nowina wywołała sporo pytań i strachu o niepełnosprawną ciężarną i przyszłość trojga dzieci – tego nienarodzonego i jego dwóch starszych braci: ośmioletniego Stefana i pięcioletniego Kazia. W przypadku Adama było też trochę poczucia winy. A może źle zrobił, że współżył z chorą żoną? Po latach wstrzemięźliwości, którą sobie narzucili po tym, jak Aniela zachorowała, niedawno zdecydowali, że wrócą do małżeńskiej bliskości.
To był jej pomysł. Ale co będzie, jeśli teraz umrze albo jej się pogorszy? Adam czuł się też winny, że dokłada pracy i trosk swojej matce, która zajmowała się synową, kiedy on pracował w polu albo w gospodarstwie, i opiekowała się dziećmi.
W sierpniu przyszedł na świat zdrowy i tłuściutki syn, Józef. Później Aniela urodziła jeszcze dwie dziewczynki – najmłodszą w wieku 42 lat. Zmarła w później starości, przeżywszy męża o kilka lat. Chociaż nigdy nie wstała z łóżka, w żadnym razie nie można powiedzieć, że nie miała udziału w wychowaniu dzieci. Nauczyła się robić wiele rzeczy jedną ręką, np. zmieniała pieluchy niemowlętom. Kiedy Stefek szedł do Pierwszej Komunii, ksiądz postawił ją za wzór innym rodzicom, bo tak dobrze nauczyła go modlitw i prawd wiary. Doczekała się ślubów dzieci, cieszyła się wnukami. Ona i Adam na starość mówili, że mają dobre i szczęśliwe – choć niełatwe – życie.
Poślubieni w święto Podwyższenia Krzyża
Historię Czekajów opisał ks. Jan Śledzianowski w książce I nie opuszczę cię aż do śmierci. Aniela i Adam wychowali się w tej samej wsi, znali się od dziecka, śpiewali w chórze kościelnym. Spodobała mu się, bo była wesoła, choć nie swawolna czy roztrzepana. Pobrali się 14 września 1936 roku, w święto Podwyższenia Krzyża Świętego. Urodzili im się trzej synowie, z których jeden zmarł w niemowlęctwie.
W pewną sierpniową noc 1942 r., po całym dniu pracy przy żniwach wydarzyło się coś, co na zawsze odmieniło losy całej rodziny. 29-letnią Anielę w nocy obudził straszny ból głowy. Wcześniej miewała migreny, ale ten ból był wyjątkowy. Rano z przerażeniem odkryła, że ma niedowład lewej ręki i lewej nogi. Lekarz powiedział, że przyczyną był wylew krwi do mózgu.
Adam zawiózł żonę do szpitala w Krakowie. Tam lekarze stwierdzili, że Aniela „nie jest sama” – czyli że jest w ciąży. Bez pytania o zgodę zrobiono jej aborcję pod pozorem wykonania koniecznej operacji. Kiedy Aniela dowiedziała się, co się stało, była zdruzgotana. W dodatku po zabiciu dziecka stan pacjentki bardzo się pogorszył. Wcześniej mogła stać, a nawet zrobić kilka kroków przy ścianie, a teraz mogła co najwyżej siedzieć podparta poduszkami. Wobec braku postępów w leczeniu Adam zabrał ją na Boże Narodzenie 1942 roku do domu.
Rodzice Adama, którzy z nimi mieszkali, od początku choroby synowej uważali, że jej miejsce jest w domu, przy mężu i dzieciach. Starszy pan Czekaj kiedyś na zebraniu, na którym zachwalano kolektywizację, powiedział, że ma dwa zarzuty do tego pomysłu – że wszyscy trzej gospodarze z sąsiedniej wsi, którzy się na to zdecydowali, to pijacy, oraz że gdyby wszystko było wspólne, wówczas „ich Anielka” musiałaby pójść do domu opieki.
Kiedy syn Czekajów, Józef (ten, którego pojawienie się na świecie ogłosiła babcia w pamiętny wigilijny wieczór 1945 r.) się ożenił, powiedział do żony i gości, że w ich domu nigdy nie było niezgody, gniewów czy kłótni.
Miłość ratuje
Przez lata choroby Anieli ludzie nieraz mówili jej mężowi, że „szkoda chłopa dla kaleki”. Pewien znajomy usilnie namawiał go, żeby związał się z jego kuzynką (po latach, gdy przypadkowo spotkali się na porodówce, w której Aniela urodziła najmłodsza córkę, a 17-letnia córka tego mężczyzny nieślubne dziecko, przyznał mu się, że wtedy liczył na przejęcie ziemi po kuzynce). „Ja zawsze widziałem nasz związek małżeński jako jedyny, wierny i niepodzielny aż do śmierci, mimo nieuleczalnej choroby” – mówi bohater książki.
Adam Czekaj w książce wspomina, że kiedy Aniela po czterech latach choroby zaproponowała, żeby znowu żyli jak mąż i żona, pogodziła się z myślą, że nie odzyska już nigdy sprawności. Wróciła jej radość życia. Przestała się bać. Codziennie ofiarowywała się Matce Najświętszej i modliła się za rodzinę, której nie mogła wspomagać pracą. „Miłość zwycięża lęk i ocala życie” – odpowiedziała na jego wątpliwości.