Siostra Tereza Huspeková*, jadwiżanka wawelska, jest doktorem nauk teologicznych. Z „czeskim humorem” opowiada o swoim zaskakującym nawróceniu, wstąpieniu do Kościoła i zakonu. Dziś pomaga Polakom oraz obcokrajowcom, którzy dopiero odkrywają, że ON jest.
Małgorzata Cichoń: Zmieniała Siostra imię w czasie chrztu, który przyjmowała, będąc studentką religioznawstwa w Pradze.
Siostra Tereza Huspeková CHR: Od rodziców, po moim urodzeniu, dostałam imię Tereza, a gdy przyjmowałam chrzest i bierzmowanie, wzięłam „Maria Tereza” i tak mam na świadectwie chrztu. W dowodzie zostało „Tereza”.
Która Teresa jest Siostry patronką?
Ta od Dzieciątka Jezus. Jest mi bliska jako patronka ludzi wątpiących i poszukujących.
Fantazja Ducha Świętego
„Struktury są wspaniałe, pomysły duszpasterskie również, ale jednak Duch Święty potrafi działać i poza nimi” – mówiła Siostra podczas rekolekcji liturgicznych, dzieląc się własnym doświadczeniem przejścia z niewiary do wiary. Od czego się zaczęło?
Był to proces dłuższego, intensywnego poszukiwania „czegoś”. Moja droga jest może nietypowa z punktu widzenia środowiska polskiego, wciąż bardziej jednolitego. Ale wśród moich znajomych z Czech każda sytuacja jest oryginalna i świadczy o niezwykłej fantazji Ducha Świętego!
Czego Siostra szukała?
Od początku bardzo interesowała mnie nauka, kultura i literatura. Najpierw byłam zafascynowana biologią, później matematyką, astronomią, fizyką. Natomiast w liceum przekonałam się, że to mi nie wystarcza, bo nie tego szukam. Poszłam w kierunku filozofii, aż w końcu wylądowałam na religioznawstwie. Moja młodość wiązała się z nieustannym poszukiwaniem intelektualnym, a potem otrzymałam niezwiązany z tym dar wiary, całkowicie niezasłużony. Do tej pory nie wiem, skąd się wziął!
W nauce szukała Siostra sensu życia?
Wtedy bym tego tak nie nazwała. Z natury jestem osobą refleksyjną. Kiedyś faktycznie zadałam sobie pytanie, czy w rzeczywistości, która mnie otacza, jestem w stanie zauważyć jakiś sens. Doszłam do momentu kryzysowego, w którym stwierdziłam, że albo to wszystko jest bezsensowne, albo zaczynamy szukać dalej. I wówczas podjęłam decyzję, że robimy zakład.
Jaki zakład?
Jeśli jest „coś więcej”, to ja to znajdę. Pamiętam kolejny przełomowy moment, w którym sobie uświadomiłam, że nie jestem w stanie dowieść, czy istnieje jakaś rzeczywistość poza tą, której doświadczam. Ale tak samo nie mam żadnego dowodu, że tak nie jest. I to był punkt wyjścia.
Chrześcijaństwo było ostatnią opcją
Skąd Siostra dokładnie pochodzi?
Z Karkonoszy, niedaleko granicy z Polską, po drugiej stronie są Jelenia Góra i Wałbrzych. Do liceum chodziłam do małej miejscowości Trutnov, pod górami, znanej z miejscowego browaru.
Środowisko rodzinne było zupełnie niewierzące?
Pozbawione jakichkolwiek odniesień do religii. W tamtym regionie wszelka tradycja została przerwana po II wojnie światowej, bo to były dawne tereny niemieckie, z których katolicy zostali wysiedleni, a sprowadzono ludzi np. ze środowisk robotniczych. W mojej rodzinie nikt nie miał styczności z wiarą czy jej praktyką. Może pokolenie dziadków jako ostatnie?
Liczył się tylko świat materialny?
Właśnie nie. Otaczali mnie ludzie bardzo refleksyjni, wrażliwi na sferę metafizyczną, nastawieni na poszukiwanie prawdy i sensu, ale bez odniesienia do tradycji chrześcijańskiej. Moi rodzice zajmowali się grafiką, mieli artystyczne zainteresowania, choć nie mogli studiować. Do trzynastego roku życia przeczytałam całą ich bibliotekę, łącznie z tłumaczeniami poezji francuskiej!
Jak to się stało, że jednak chrześcijaństwo okazało się odpowiedzią na poszukiwania „czegoś więcej”?
Chrześcijaństwo było dla mnie ostatnią opcją ze wszystkiego, co wybierałam.
Dlaczego?
Obraz, który o nim miałam na podstawie spotkań z kulturą (a nie z chrześcijanami, bo tych nie spotykałam), był taki, że to w sumie nic atrakcyjnego. Moje poszukiwania kierowały się bardziej na Wschód, fascynowała mnie filozofia buddyjska. Wylądowałam na studiach z indologii, gdzie poznawałam kulturę i religie Indii. Pytania o chrześcijaństwo pojawiły się na początku studiów.
Kerygmat z krzyża na polach
Jakiś moment przełomowy?
Kiedy mówi się o głoszeniu kerygmatu niewierzącym, rozpoczyna się od prawdy, że Bóg kocha człowieka. W moim przypadku przekazanie kerygmatu nastąpiło, gdy chodziłam po górach. W pewnej chwili doszłam do miejsca, gdzie w polach stał krzyż z ukrzyżowanym Jezusem. Przeczytałam napisane po niemiecku słowa: „Spójrz, jak Bóg umiłował świat”. Wówczas pomyślałam: „To jest Bóg, w którego jestem w stanie uwierzyć”.
Skąd taka myśl?
Zdałam sobie sprawę, że jeśli szukam Boga, to takiego, który jest bliski człowiekowi i który kocha świat na tyle, iż jest w stanie za niego się ofiarować. To był jeden moment, ale wystarczający, by zdecydować: „Dobrze, idziemy tą drogą”. Odtąd zaczęłam sprawdzać, czy jestem w stanie „zmieścić się” w Kościele katolickim.
Jakie były kolejne kroki?
Trafiłam do parafii akademickiej Najświętszego Zbawiciela w Pradze. Tam zaczęłam przychodzić na msze święte, a po dwóch latach różnych zmagań postanowiłam przyjąć chrzest.
Przygotowanie do niego też było nietypowe?
Powinien być najpierw prekatechumenat, następnie katechumenat, a potem przygotowanie ścisłe. Tematy, które zazwyczaj są poruszane w czasie prekatechumenatu, „przerabiałam” na… wykładach z filozofii religii u ks. prof. Tomáša Halíka na Uniwersytecie Karola w Pradze.
Na uczelni, gdzie Siostra studiowała religioznawstwo, chcąc wgłębiać się w kulturę Indii?
Tak, w ramach wykładów podstawowych mieliśmy filozofię religii. Moja pierwsza rozmowa z ks. Halíkiem o tym, że chciałabym zostać ochrzczona, odbyła się podczas konsultacji na uczelni. Przyszłam do niego, kiedy miał dyżur. Trochę groteskowo, bo to przecież nie były sprawy naukowe!
Czeski film
Ten słynny czeski intelektualista był pierwszym kapłanem, który dowiedział się o tym, że chce Siostra przyjąć chrzest?
Nie. Wcześniej ktoś zgłosił mnie na rekolekcje filmowe, które – teraz to wiem – okazały się fundamentem ignacjańskim, czyli pierwszym etapem ćwiczeń duchownych św. Ignacego z Loyoli. Podczas tych rekolekcji chyba po raz pierwszy powiedziałam ojcu, który mi towarzyszył, że chcę przyjąć chrzest. Po około dwóch miesiącach miałam obrzęd przyjęcia do katechumenatu.
Ks. Tomáš ucieszył się?
To mu się regularnie zdarzało, że jakiś religioznawca zapragnął dołączyć do grona jego owieczek.
Moment chrztu był szczególny?
Tak – coś się kończy, a coś zupełnie nowego zaczyna. Przeczuwałam, że przede mną jeszcze jakaś kolejna decyzja...
Zakon?
Dlatego na wszelkie możliwe sposoby wcześniej próbowałam uciec, by się z tego wszystkiego jakoś „wymiksować”! Ale w sumieniu wiedziałam, co trzeba zrobić. Moment chrztu był pod tym względem przełomowy. Ponad trzydzieścioro Czechów przyjęło chrzest razem ze mną w wigilię paschalną, w parafii Najświętszego Zbawiciela w Pradze.
A mówi się, że to taki ateistyczny kraj…
Trzeba wtedy spojrzeć na konwertytów.
Zaczyna przybywać osób wierzących?
Kościół instytucjonalny jest poszerzany o konwertytów. Powoli, po cichu, ci ludzie do niego „kapią”… Nie wiem, jakie są dokładne procenty, ale wydaje mi się, że większość Czechów wyznaje jakąś formę duchowości, nie określając tego religią. Podejmują praktyki związane z ezoteryką, New Age, i tak dalej... Powiedzenie, że Czesi są ateistami, jest zatem nie do końca prawdziwe.
Czeszka w Polsce
Jak trafiła Siostra do młodego, polskiego zgromadzenia ze św. Jadwigą w nazwie?
To też ciekawa historia. Moje siostry z obecnej wspólnoty jadwiżanek wawelskich pojechały na urlop do Pragi. Spotkałam najpierw jedną w kościele. Nazajutrz o tej samej porze znowu ją tam zobaczyłam. Postanowiłam, że następnego dnia pójdę gdzieś indziej.
Dlaczego?
Bo w tamtym czasie już zaczęłam podejrzewać, że jednak mam powołanie zakonne, ku mojej niewielkiej radości…
Znów ten Siostry humor! Co się stało następnego dnia?
Poszłam do dominikanów. A tam tych sióstr było… pięć! No więc powiedziałam sobie w duchu: „Dobrze, zapytałam, z jakiego są zgromadzenia”. Podeszłam, dostałam „folderek”. W końcu napisałam maila i przyjechałam do Krakowa. Po około dwóch latach kontaktu ze zgromadzeniem, zostałam w nim.
To był tzw. „kompletny przypadek”?
Gdy zaczęłam dowiadywać się o charyzmacie i sposobie życia sióstr, okazało się, że to jest dokładnie coś dla mnie. Mogę towarzyszyć ludziom, którzy są na granicy Kościoła, wątpiącym albo poszukującym. A przecież łatwo mi zrozumieć takie osoby.
W tym roku obroniła Siostra doktorat dotyczący dialogu pomiędzy teologią i antropologią religii. Jak wygląda codzienna praca doktor teologii?
Teraz głównie zajmuję się pracą naukową, uczę kleryków dogmatyki, a także prowadzę lekcje religii w liceum ojców jezuitów. Wbrew pozorom, to drugie wiąże się właśnie ze spotkaniem ludzi, którzy są „na granicy”. Młodzi zadają sobie pytania, czy iść w kierunku wiary, którą dostali od rodziców.
Trafiają też do mnie obcokrajowcy (ze względu na moje umiejętności językowe) i rzadziej Polacy, którzy chcą przygotować się do przyjęcia chrztu czy sakramentu bierzmowania.
Jak trafiają do Siostry ci kandydaci?
Koordynatorka prowadzonego przez nasze siostry katechumenatu zawsze patrzy na konkretnego człowieka i stara się dostosować do niego osobę, która będzie mu towarzyszyć, by zgrać się z nim czasowo czy charakterologicznie. Kandydaci najczęściej dowiadują się o nas przez stronę www.katechumenat.pl, a czasem dzięki kolegom.
Kilka lat temu przyszedł obcokrajowiec pracujący w korporacji. Później całe jego biuro stopniowo się u nas pojawiało: koledzy z pracy, pochodzący z różnych państw. Niektórzy neofici zostają chrzestnymi dla kolejnych osób przygotowujących się do chrztu, a nawet katechistami.
Wasza metoda przygotowania do sakramentów polega na towarzyszeniu, spotkaniach „jeden na jeden”?
W praktyce to „jazda bez trzymanki”! Ale założenie jest takie, że powinien być element wspólnotowy, słuchania (katechez) i towarzyszenia indywidualnego. Tak jest w idealnej sytuacji. Mamy katechezy (tłumaczone symultanicznie dla obcokrajowców), są spotkania w grupach nad Pismem Świętym. Co tydzień katechumen spędza godzinę ze swoim katechistą, by o tym wszystkim porozmawiać – „z serca do serca”, bo pewne sprawy są osobiste i ciężko dzielić się nimi w grupie.
Ostatnio w niektórych kręgach staje się modne „wychodzenie” z Kościoła. Siostra spotyka ludzi, którzy idą w przeciwnym kierunku. Co ich przyciąga?
Opisałabym to zjawisko jako pewną przemianę ludzi, którzy chcą czegoś więcej. Mimo różnych skandali i tego, jaki jest obraz Kościoła (np. w Czechach, gdzie mało kogo on interesuje), te osoby jakoś do nas trafiają. Fascynuje mnie sposób, w jaki Duch Święty wzbudza wiarę.
O kryzysie bardziej bym powiedziała u katolików „z tradycji”. Otrzymali „szczepionkę”, wiedzę religijną w małych dawkach, więc w wieku szesnastu lat są całkowicie odporni na cokolwiek! Obecną sytuację nazwałabym oczyszczeniem z katolicyzmu uśpionego.
Świadczę, że On JEST
Polska przed wiekami przyjęła chrzest za sprawą małżeństwa Mieszka I z czeską księżniczką Dobrawą, teraz nawrócona Czeszka dzieli się w naszym kraju swoją wiarą. Ciekawe, prawda?
Dla mnie to też ciekawe doświadczenie. Mój proboszcz z Pragi mówił: „Co to jest za pomysł, żeby eksportować naszych zakonników do Polski?”. W Czechach braki personalne są ogromne i każda osoba duchowna jest na wagę złota. Długo miałam wątpliwości, po co tutaj jestem. Ale kiedy nieraz spotykam „uśpionych katolików” albo tych, którzy mają kryzysy lub pretensje do Kościoła, to mogę im okazać zrozumienie.
Pod pewnym względem też czuję się tu obco, bo do niektórych rzeczy jako obcokrajowiec nie przyzwyczaję się. Ale to nie oznacza, że dlatego ma mnie nie być w Kościele. To nie ten powód! Rzeczywistość Kościoła, który tu i teraz spotykamy, to nie „wszystko”.
Paradoksalnie odkrywam, że to część mojego powołania: świadectwo o tym, że bez względu na jakieś zewnętrzne formy czy struktury instytucjonalne, chrześcijaństwo jest na tyle fascynujące, iż warto je wybierać.
W charyzmacie waszego zgromadzenia podkreśla się obecność i działanie Boga w sakramentach. Ale w nazwie macie też Jadwigę, przyczyniającą się między innymi do chrztu Litwy i odnowy Uniwersytetu Jagiellońskiego… Jak to się ma do siebie?
Kluczowy jest aspekt kontemplacyjno-czynny, jak u biblijnych sióstr Marii oraz Marty. Święta Jadwiga jest wzorem służebnicy Chrystusa obecnego. Kontemplacja Jego krzyża inspirowała ją do działań, również tych społecznych i politycznych, do troski o naukę i konkretnego człowieka.
Dzięki niej Siostra miała gdzie studiować!
No właśnie! Źródłem naszego bycia przy Chrystusie jest kontemplacja Jego obecności w sakramentach oraz liturgii. To wszystko „przynagla nas”, by Jego miłość nieść ludziom poprzez ewangelizację i edukację. Chcemy świadczyć o tym, że On JEST.
* Siostra Tereza Huspeková CHR – doktor nauk teologicznych związana z Uniwersytetem Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Należy do Zgromadzenia Sióstr Świętej Jadwigi Królowej Służebnic Chrystusa Obecnego.
Siostra była jedną z prelegentek panelu dyskusyjnego „Przygotowanie do sakramentów – czy to przestrzeń ewangelizacji?”. Odbył się on w ramach rekolekcji liturgicznych „Mysterium fascinans”, którym towarzyszył temat przewodni: „Odnowa w łasce. Sakramenty i ewangelizacja”. Wydarzenie zostało zorganizowane w dniach 9–11 września 2022 r. w Wyższym Seminarium Duchownym Archidiecezji Krakowskiej przez Fundację Dominikański Ośrodek Liturgiczny oraz Uniwersytet Papieski Jana Pawła II w Krakowie.