Tekst niniejszy dotyczy sławnego płótna utkanego ręcznie z lnu (wymiary 437 × 113 cm, waga 2,5 kg) z odbitym dwustronnie (od przodu i tyłu) ciałem ludzkim. Według tradycji w płótno to zostało owinięte ciało Jezusa Chrystusa po zdjęciu z krzyża i przeniesieniu do grobu ofiarowanego przez Józefa z Arymatei.
To on, bogaty członek Sanhedrynu i skryty zwolennik nauki Jezusa, zakupił płótno w celu owinięcia ciała Zbawiciela. Poświadcza o tym św. Marek Ewangelista w następujących słowach: „Ten kupił płótno, zdjął Jezusa [z krzyża], owinął w płótno i złożył w grobie, który wykuty był w skale. Przed wejście do grobu zatoczył kamień” (por. Mk 15,47).
Za autentycznych świadków męki oraz zmartwychwstania Jezusa Chrystusa uchodzą jeszcze Chusta z Oviedo i Tunika z Argenteuil. Relikwia turyńska bezsprzecznie odgrywa jednak rolę główną i najważniejszą.
Podstawowe fakty i burzliwe dzieje tkaniny
Warto zacząć od przypomnienia faktów, ale tylko tych najważniejszych, aby czytający te słowa otrzymali skondensowany, klarowny obraz i nie musieli zagłębiać się w obfitą literaturę. Sławna tkanina, zwana od miejsca przechowywania Całunem Turyńskim, zawiera liczne plamy w kolorze krwi oraz ślady uszkodzeń spowodowanych ogniem, wodą i zębem czasu.
Mimo tego, iż Całun został zbadany na wszelkie możliwe sposoby i z pomocą najnowocześniejszych narzędzi badawczo-pomiarowych, ciągle pozostaje on nieprzeniknioną tajemnicą. Swoisty "dyskomfort" pojawia się już na wstępie. Udokumentowana historia Całunu rozpoczyna się bowiem w roku 1357.
Wszystko, co działo się z tkaniną przez czternaście wcześniejszych wieków, nie jest pewne. Najwięcej zwolenników posiada obecnie hipoteza, iż otrzymał ją król Edessy Abgar V. Ten historyczny władca żył w czasach Jezusa, a jego panowanie rozciąga się na lata 13–50 n.e. To wysłannik Abgara do Jezusa miał wrócić do Osroene (nazwa państwa ze stolicą w Edessie) z płótnem, na którym znajdował się wizerunek Chrystusa.
Legenda ta pojawiła się jednak późno, dopiero w VI wieku. Od tego czasu w Edessie poświadczona jest obecność omawianego tu świętego przedmiotu. Dalej mowa o jego przeniesieniu do Konstantynopola wskutek zawieruchy wojennej w 944 roku. Tkanina została osadzona w sławnej świątyni Hagia Sophia. Po zdobyciu przez krzyżowców Konstantynopola w roku 1204 podczas IV krucjaty, Całun zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach.
Niczym Feniks z popiołów
Niczym Feniks z popiołów tkanina wyłoniła się w roku 1357 w Szampanii. Od tego momentu jej dzieje pozostają już dobrze udokumentowane. Była ona wówczas własnością Joanny de Vergy, wdowy po rycerzu Gotfrydzie de Charny. Płótno już wtedy otaczano lokalnym kultem. W roku 1370 biskup z Troyes Henri de Poitiers zabronił nawet oddawania czci Całunowi, uznając go za fałszywy.
Spadkobierczyni po wspomnianej wdowie, Małgorzata de Charny, wywiozła w 1418 r. Całun do Monfort, a następnie do Liege i Genewy. W roku 1457 relikwia stała się własnością książąt Sabaudii. Przeniesiono ją wówczas do kolegiaty w Chambéry, gdzie w 1532 r. wybuchł groźny pożar. Całun szczęśliwie uratowano w ostatnim momencie, ale uległ on nadpaleniu. Naprawy dokonały dwa lata później siostry klaryski, wszywając kilkanaście łat.
Wreszcie w roku 1578 tkaninę przeniesiono do Turynu, stolicy Sabaudii. Ostatni król Włoch Umberto II Sabaudzki zapisał Całun w testamencie Watykanowi. Po jego śmierci w 1983 r. tkanina stała się własnością Stolicy Apostolskiej. Tak wygląda w radykalnym skrócie historia Całunu Turyńskiego, najważniejszej relikwii chrześcijaństwa. Przejdźmy więc teraz do omówienia najważniejszych pojawiających się argumentów za i przeciw autentyczności płótna.
Interpretacje i spekulacje
Argumenty przeciw autentyczności Całunu: tkanina została „podrobiona” przez "nieznanych sprawców” (najczęściej wskazuje się miasto Tyros i datację na lata 1260–1291). Do stworzenia wizerunku mógł posłużyć dorosły mężczyzna, który w tym celu być może został ukrzyżowany. Koronnym argumentem zwolenników fałszerstwa jest brak udokumentowanych dziejów przed rokiem 1350. Niedawno (w 2011 r.) ukazała się praca włoskiego konserwatora Luciano Busa. Wysunął on hipotezę o autorstwie wybitnego malarza Giotto di Bondonego. Falsyfikat miałby powstać w roku 1315.
Argumenty za autentycznością Całunu: Przy użyciu nawet współczesnych najbardziej zaawansowanych technologii nie istnieje możliwość wykonania podobnego odbicia. A co dopiero przy zastosowaniu o wiele prostszych technik średniowiecznych! Pobrane z powierzchni Całunu mikroorganizmy oraz pyłki roślin potwierdzają hipotetyczną trasę, jaką przebył on na przestrzeni dwóch tysiącleci. Domniemany fałszerz średniowieczny nie potrafiłby tego sfalsyfikować, nawet nie przyszłoby mu to do głowy. Całun tak naprawdę jest płótnem z naniesionym precyzyjnie na powierzchni włókien wizerunkiem o grubości kilku mikronów. Do dzisiaj nie dysponujemy techniką pozwalającą uzyskać taki efekt.
Czyje racje przeważą?
W wieloletnich badaniach przeplatały się nieufność i „mędrca szkiełko” z ufnością i zawierzeniem, irracjonalny upór i sceptycyzm z intuicją poznawczą i otwartością na przyjęcie tajemnicy. Mimo coraz lepszych narzędzi badawczych (trójwymiarowa rekonstrukcja obrazu z NASA, dokładne zbadanie pyłków roślin śródziemnomorskich osadzonych przez wieki na Całunie, badania metodą węgla radioaktywnego C14, najnowocześniejsze analizy hematologiczne, towaroznawstwo i tkactwo, mineralogia i chemia itd., itp.), jedni nie przekonali drugich.
Badania specjalistyczne i przy użyciu coraz lepszych narzędzi oraz metodologii wskazują jednak, że racje przemawiające za autentycznością Całunu coraz bardziej przeważają nad racjami jej przeciwników. Mimo tego, brak ciągle badań naukowych, które potwierdziłyby w sposób ostateczny autentyczność płótna albo udowodniłyby dobitnie, że jest ono genialnym fałszerstwem.
Jakże bardzo pozostaje znamienne, że gdy badania metodą węgla radioaktywnego C14 (uważane przez wielu za przełomowe i ostateczne) wskazały, że Całun to średniowieczny falsyfikat, to ten sensacyjny fakt znalazł się na czołówkach mediów z całego świata. Kiedy jednak nieco później wykazano kardynalne błędy i niewiarygodność tych pomiarów, sprostowanie zostało już przez media zignorowane.
Obecnie wciąż regularnie odbywają się kongresy naukowe dotyczące Całunu. Istnieją też potężne bibliografie międzynarodowe oraz profesjonalne różnojęzyczne portale w sieci, poświęcone temu zagadnieniu.
Tam, gdzie nie sięgnęła nauka
Rozgłos wokół Całunu i zainteresowanie tematem zarówno chrześcijan, jak i ateistów można tłumaczyć ludzką ciekawością i wnikliwością, chęcią poznania praw przyrody i tajemnic kosmosu. Jak na to nie spojrzeć, pragnienie przeniknięcia obszarów nieznanych i pokonanie niewiedzy to motor napędowy cywilizacji.
Spójrzmy jednak na to z jeszcze innej strony: niewiadoma, której tym razem dotykamy, jest jakby „z innego świata”. Nieprzeniknioną jak dotychczas tajemnicę Całunu tłumaczą tak naprawdę słowa ewangelistów o tym, co wydarzyło się „na trzeci dzień” w grobowcu Józefa z Arymatei. Słowa niby proste i jasno opisujące zmartwychwstanie, a jednak jakże trudne dla wielu do przyjęcia. Można ewangelistom uwierzyć bezwarunkowo lub przyjąć ich relacje z pewną dozą ostrożności. Wybór należy do każdego z nas, wszak jesteśmy ludźmi wolnymi.
Wiara, czyli czas na brzytwę Ockhama
Autentyczność lub fałszywość Całunu w niczym nie narusza osoby i nauczania Syna Bożego. Urząd Kościoła nie określa do końca nauki o Całunie Turyńskim, pozostawiając osąd wiernym. Należy takie stanowisko uznać za najlepsze z możliwych i najuczciwsze.
Już w apokryfie przytaczającym domniemaną korespondencję Jezusa z królem Abgarem V słyszymy słowa: „Błogosławiony jesteś, że uwierzyłeś we mnie, choć mnie sam nie widziałeś”. Nawiązują one do Ewangelii według św. Mateusza, gdzie Mistrz strofuje niewiernego Tomasza.
Jakie jednak może lub powinno być stanowisko chrześcijanina żyjącego tu i teraz, w trzeciej dekadzie XXI wieku? Poszukiwanie odpowiedzi na to trudne pytanie jest głównym i najważniejszym celem mojego tekstu. Bardzo przekonują mnie słowa św. Jana Pawła II wygłoszone podczas wystawienia Całunu w katedrze turyńskiej w roku 1998. Zachęcał on uczonych „do studiów nad Całunem bez uprzedzeń, które prowadziłyby do fałszywych wyników”. Wszyscy ostatni papieże nawiedzając Całun traktowali go z wielkim szacunkiem i de facto uznawali go za relikwię.
Stoimy przed nieprzeniknioną tajemnicą archeiropoietos, obrazu nie-ludzką-ręką-wykonanego. Wszelkie ludzkie metodologie badawcze odbijają się niczym groch od ściany od czegoś, co jest „ponad” lub „poza”. Badanie te i użyte narzędzia po prostu stają się niekompetentne w spotkaniu z czymś, co zaistniało niezgodnie z paradygmatem zjawisk przyrodniczo-fizycznych. Czyż nie jest prościej i uczciwiej przyjąć istnienie porządku innego, niewidzialnego dla zmysłów ludzkich – porządku boskiego i ponadludzkiego, niż drążyć bez końca coś, czego wydrążyć nie sposób?
Świadek zmartwychwstania
Wsłuchując się w głosy licznych badaczy i uczonych wypowiadających się w sprawie Całunu, można przyjąć, że obraz na Całunie powstał w chwili zmartwychwstania. Proces uwiecznienia odbicia na tkaninie mógł trwać kilka sekund, a może zaledwie ułamek jednej sekundy. Jakże trafnie podczas pamiętnej homilii turyńskiej w roku 1998 św. Jan Paweł II nazwał Całun „świadkiem zmartwychwstania”.
Tak naprawdę dla chrześcijanina nie ma drogi pośredniej. Z jednej strony ewangeliczne „tak, tak”, a z drugiej „nie, nie”. Każdy z nas stoi przed wyborem: relikwia, niemy świadek zmartwychwstania Jezusa Chrystusa i świadectwo męki albo fałszerstwo sporządzone przez średniowiecznego geniusza.
Ja wybrałem od razu drogę pierwszą, a po przestudiowaniu licznych poświęconych zagadnieniu dzieł jedynie się w tym utwierdziłem. Moja akceptacja wynika jednak z postawy wiary zawierającej w sobie zawierzenie i ufność, a nie z zebranej wiedzy naukowej. Jeżeli czyjaś wiara miałaby zależeć li tylko od Całunu, znaczyłoby to prawdopodobnie, iż jest ona słaba.
Niejako na uboczu pozostaje pytanie, czy relikwia ta jest ludziom autentycznie wierzącym aż tak bardzo niezbędna do zachowania wiary. Z pewnością Całun może wiarę umocnić, ale i bez niego wiara istnieje. Wszak „błogosławieni, którzy uwierzyli, chociaż nie widzieli”.
The Mystery Man
I jeszcze bardzo niedawna sytuacja na marginesie. Grupa hiszpańskich artystów pod kierunkiem Álvaro Blanco odtworzyła z hiperrealistyczną dokładnością ciało Jezusa Chrystusa w stanie rigor mortis (pośmiertne zastygnięcie i stężenie mięśni). Wykonana przez nich rzeźba waży 75 kilogramów, a wykonano ją z lateksu oraz silikonu. Twórcy przygotowywali się do stworzenia tego dzieła przez piętnaście lat, bacznie śledząc badania nad Całunem Turyńskim, najważniejszym wzorem dla swoich prac.
The Mystery Man (tak brzmi oficjalna nazwa rzeźby) wzbudza kontrowersje, ale nie pozostawia nikogo obojętnym. Dla jednych to artystyczny performance, dla innych głębokie przeżycie duchowe, możliwość „zobaczenia tajemnicy”. Rzeźba eksponowana jest w katedrze w Salamance, ale za kilka miesięcy ruszy w objazd po całym świecie. Z pewnością trafi także do Polski.