separateurCreated with Sketch.

Adwent: nicnierobienie zamiast duchowego obżarstwa?

kobieta siedzi na fotelu w ciepłych skarpetach przed kominkiem i trzyma w dłoniach kubek
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Gdy urodził się mój drugi syn, miałam wrażenie, że moje życie duchowe leży i śmierdzi trupem. Zamiast podejmować nowe aktywności duchowe, poszłam za pewną nietypową radą mojego spowiednika...

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Przekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Zaczął się Adwent, który dla wielu katolików jest czasem tworzenia kalendarzy, podejmowania wyzwań czy niecodziennych duchowych zobowiązań. Wszystko to jest dobre i potrzebne, o ile rzeczywiście służy. Tylko czy potrafimy tak dobierać ilość, metody i środki, by rzeczywiście to, co robimy, było dla nas życiodajne?

Adwent bez duchowego obżarstwa

Z katolickich stron internetowych wylewa się ogromna ilość dobrych i wartościowych treści. Gdyby chcieć skorzystać choćby z połowy, musielibyśmy zrezygnować nie tylko z pracy, ale i ze snu, bo zwyczajnie nie starczyłoby na to doby. Trzeba więc wybrać dla siebie coś z całego spektrum możliwości. Pytanie: jak to zrobić? Przecież wszystko jest mądre i rozwijające!

Bywa, że mamy w swoim życiu taki czas, gdy pragniemy zmian. Głębokiego duchowego oddechu. Petardy. Ożywienia. Czasem jednak dzieje się w nas – i wokół nas – tak wiele, że warto byłoby zwolnić, pozwolić życiu płynąć bez dodatkowych zobowiązań. Czy stać nas na to w Adwencie? Czy w ogóle stać nas w życiu duchowym na to, by się nadmiernie nie obżerać – no bo innym służy, bo kolorowe, bo tak było zawsze i jakoś dawaliśmy radę?

Jak wybrać to, co dla mnie najlepsze?

Mój ulubiony święty, Ignacy Loyola, mawiał, by korzystać z tego, co jest dostępne, o tyle, o ile mi to służy i prowadzi do Boga. I to jest jedno z największych wyzwań, jakie stawiają przede mną święci! Nikt nie uczył mnie, jak dobierać duchowe treści do własnego życia, aktualnego stanu ducha czy do codziennych potrzeb i możliwości.

Wiele w życiu zaczyna się od pragnień, ale one też mogą zmylić. Chcemy dużo i mocno, wierząc, że taka jest nasza droga, że podołamy i że właśnie tego wymaga od nas Bóg. Czasem jest jednak tak, że największym wyrzeczeniem będzie to, by sobie odpuścić.

To, czym karmi się duchowo twój współmałżonek i przyjaciółka, nie musi być dobre na dziś dla ciebie. Modlitwa, która dawała siłę i wzrost przez wiele lat, nie musi być dobra tu i teraz, gdy zmieniły się okoliczności życia.

Życie i wiarę przywróciło mi... nicnierobienie

Pamiętam czas, gdy urodził się mój drugi syn, a ja miałam wrażenie, że moje życie duchowe stoi w miejscu, a nawet leży i śmierdzi trupem. Nie potrafiłam się szczerze modlić i mówić otwarcie o swoich trudnościach. Spowiedź była dla mnie katorgą, a jedynym moim pragnieniem było zawinąć się w kokon, schować do kąta i zamknąć na świat. Czy to był dobry czas na duchowe wyzwania? Nie. One by mi nic nie dały, poza jeszcze większym zmęczeniem, rozgoryczeniem i smutkiem.

W zamian tego poszłam za radą spowiednika i codziennie siadałam do stołu z kubkiem kawy. Wyobrażałam sobie, że naprzeciwko mnie siedzi Jezus, też ze swoim kubeczkiem. To był czas, gdy do głosu doszły zakopywane od tygodni emocje: ból, żal, zmęczenie. To były momenty ciszy, ale takiej, która nie poszła na marne. Ta cisza i nicnierobienie przywróciły mi życie.

Obżarstwo grozi zatruciem

Trudno jest czasem rozeznać samodzielnie, co jest aktualne dla mnie dobre. W tej konkretnej sytuacji, w której żyję i przy obecnej skali problemów, które dotykają mnie na co dzień. Warto czasem porozmawiać o tym z kimś będącym obok: współmałżonkiem, spowiednikiem, wierzącą koleżanką, by zobiektywizować swoje możliwości i pragnienia. Tak, by nie wpaść w pułapkę duchowego obżarstwa, którym zasypuje nas świat. Obżarstwo prowadzi w najłagodniejszym wypadku do małych żołądkowych rewolucji, w gorszym – do poważnego zatrucia.

Może zdarzyć się, że zamiast szukać Boga w codzienności, tak zapętlimy się w kolejnych wyzwaniach, że nie będą one już drogą do Jezusa, tylko staną się celem same w sobie. Gubiąc sens, nie znajdziemy niczego. Adwent się skończy i na nowo zacznie się pustka, której nijak nie da się zapełnić. Nigdy nie pozwolimy Jezusowi się w nas narodzić, jeśli ważniejsze od patrzenia na Niego będzie dla nas to, ile wyzwań udało się odhaczyć.

Bóg nie wymaga od nas bycia herosami duchowych wyrzeczeń. On pragnie naszego szczęścia, tego, by się w nas rodzić na nowo każdego dnia. Czy przez codzienne roraty, czy przez siedzenie z kubkiem kawy – nie ma znaczenia. Ważne jest to, by pójść za tym, co jest dobre tu, teraz, dla mnie. Obyśmy potrafili tylko dobrze i mądrze wybierać, również w sferze ducha.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.