Zanim s. Jadwiga Szczechowicz zdecydowała się pójść do zakonu, najpierw pracowała w amerykańskiej piechocie morskiej. Jednak dopiero w Zgromadzeniu Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim odkryła, że jej powołaniem jest pomoc potrzebującym.
S. Jadwiga Szczechowicz urodziła się w Suchem, małej miejscowości niedaleko Poronina. Jako trzynastoletnia dziewczyna wyemigrowała wraz z rodziną do Stanów Zjednoczonych. W rozmowie z nami wspomina, że po ukończeniu High School w Chicago postanowiła zrobić przerwę w nauce. To właśnie wtedy wstąpiła do amerykańskiej piechoty morskiej. Przez pięć lat była w czynnej służbie, a pozostałe cztery – w rezerwie.
”Dobrze czułam się w wojsku, służąc w piechocie morskiej. Nauczyłam się działania w drużynie i tego, że siła tkwi w jedności, a w grupie możemy pokonywać nawet największe przeszkody” – opowiada.
Zakonnica z wojskową przeszłością
W marines jeździła wielką ciężarówką, uczyła się nurkować czy ochraniała amerykańskie placówki dyplomatyczne na całym świecie. Służyła w Japonii, Rosji, Luksemburgu i Botswanie. Myśli o powołaniu zakonnym zaczęły pojawiać się w jej głowie podczas pracy w Afryce. „Tam rzuciłam się w wir obowiązków, szukając kolejnych wyzwań, aż pewnego razu pojawiła się we mnie «iskra ciszy». Poczułam wtedy błogi spokój. A odkąd wstąpiłam do wojska, przebywałam zarówno fizycznie jak i mentalnie daleko od rodziny. Traciłam kontakt z Bogiem, ale i grunt pod nogami” – wspomina w rozmowie z Aleteią s. Jadwiga.
W tym czasie wpadły jej w ręce dwie książki: Dzienniczek siostry Faustyny oraz Poemat Boga-Człowieka Marii Valtorty. Po tej duchowej lekturze s. Jadwiga nie chciała już dłużej żyć bez Boga. „Zrodziły się we mnie pytania związane z wiarą. Myślami wróciłam do domu rodzinnego, do tego, co przekazali mi kiedyś rodzice. Zaczęłam zastanawiać się, czy ja naprawdę wierzę w Boga, jaka jest moja tożsamość i co zrobiłam z darem wiary, który otrzymałam” – tłumaczy nam albertynka.
Z szeregów wojska do... klasztoru
S. Jadwiga wspomina, że w Botswanie usłyszała, jak koledzy rozmawiają o dziewczynie, która była żołnierzem i poszła do zakonu. "Zaczęłam się zastanawiać, co by było, gdybym to była właśnie ja" – wspomina s. Jadwiga.
Tak zaczęła się jej droga do powołania zakonnego. Nadal służyła jednak w marines, najpierw w Moskwie, potem Luksemburgu. Pewnego dnia zdecydowała się jednak na spowiedź. Po zakończonej misji wojskowej wróciła do Chicago, do rodziny.
„Chciałam pomagać innym, więc zapisałam się na studia, po których będę mogła pracować z osobami z niepełnosprawnościami. Choć radziłam sobie w życiu z wieloma trudnościami, nie byłam przekonana, czy ta droga jest dla mnie odpowiednia. Dostrzegałam wokół siebie osoby chore, biedne, samotne. Próbowałam im nawet pomagać, ale nie wiedziałam, jak się do tego zabrać” – podkreśla. Pewnego razu poszła do proboszcza jednej z amerykańskich parafii, ks. Michaela Zoufala. Wyznała mu, że chciałaby wstąpić do zakonu. „Dostałam od niego adresy do dziesięciu zakonów, które były najbliżej naszej parafii. Na pierwszym miejscu znajdowały się albertynki, ale one nie odebrały telefonu” – wspomina zakonnica.
S. Jadwiga zdecydowała więc, że pójdzie do Misjonarek Miłości, jednak i w tym przypadku pojawiły się „schody”. „Przełożona stwierdziła, że mnie nie przyjmie, bo jestem jeszcze na kontrakcie w wojsku” – opowiada. Gdy "siedząc" w Internecie myślała o tym, do jakiego zgromadzenia mogłaby pójść, "przypadkiem" otworzyła się jej strona albertynek. "Zadzwoniłam do nich ponownie i tym razem odebrały” – opowiada s. Jadwiga.
„Bóg działa w każdym miejscu i czasie”
Zakonnica jest przekonana, że przez to wszystko, co wydarzało się w jej życiu, Pan Bóg przygotowywał ją do podjęcia świadomej decyzji o powołaniu. „Doświadczenia życiowe pomogły mi zrozumieć, że Bóg działa w każdym miejscu i czasie, i nie ma dla Niego rzeczy niemożliwych” – opowiada.
S. Jadwiga podkreśla, że w wojsku wszelkie działania odbywają się na rozkaz, nie ma czasu na dyskusję. „Tym różni się ono od zakonu, że w zakonie jest większa otwartość, przestrzeń do dialogu. Zawsze możemy zgłosić naszej przełożonej swoje wątpliwości, porozmawiać o odczuciach oraz o tym, co aktualnie mamy w sercu. Wciąż zdarza się jednak, że myślę jak żołnierz i w takich chwilach staram się być delikatniejsza" – mówi zakonnica.
To tutaj realizuje swoje powołanie
S. Jadwiga Szczechowicz od dziewięciu lat należy do Zgromadzenia Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim. 16 lipca 2022 roku (wraz z czterema innymi siostrami), złożyła śluby wieczyste. Nie zabrakło wspólnej modlitwy, śpiewu góralskiego zespołu i podziękowań za dar powołania zakonnego.
Albertynka jest na ostatnim roku studiów pielęgniarskich. „To bardzo wymagający kierunek, więc każdą wolną minutę przeznaczam na naukę” – podkreśla w rozmowie z nami. Dodaje też, że często wraca myślami do czasów służby w marines. Wyznaje, że wciąż nie udało się jej zrealizować pewnego podróżniczego marzenia. Chciałaby pojechać na Filipiny. „Dostajemy bardzo dużo listów od mieszkańców tego miejsca, którzy proszą nas o informacje o świętym bracie Albercie i błogosławionej Bernardynie” – tłumaczy albertynka. „Najważniejsze jednak to poddać się woli Boga i Jemu zaufać” – dodaje z uśmiechem.