Okna życia
Łukasz Kaczyński: Jak długo pracowała siostra przy oknie życia w Szczecinie i ile dzieci trafiło za jego pośrednictwem pod opiekę sióstr?
Siostra Marta Baczewska: Nieco ponad dziesięć lat. Z okna życia odebrałyśmy dziesięcioro dzieci – były to same dziewczynki.
Idea okien życia to dobry pomysł?
Myślę, że tak. Niestety zdarzają się przypadki, że rodzice nie chcą przyjąć odpowiedzialności za poczęte życie. Pewnie przyczyn jest wiele – niedojrzałość, trudna sytuacja ekonomiczna czy inne zagmatwane ścieżki ludzkie. Nie mnie to oceniać. Niemniej okna życia stały się przestrzenią, gdzie możliwe jest godne przekazanie dziecka pod opiekę innych, bez konieczności podrzucania go gdzieś pod drzwi czy zostawiania na ulicy.
Opieka nad oknem życia to chyba wielka odpowiedzialność?
Myślę, że ten obowiązek podczas jakiegoś fragmentu mojej drogi powołania przynosił mi niewątpliwie wiele radości. Miałam świadomość, że uczestniczę w dziele ratowania życia ludzkiego. Natomiast przyznać trzeba, że towarzyszyły także temu wielki stres i zatroskanie.
Każde otwarcie okna życia od razu rodziło pytanie w mojej głowie – w jakim stanie jest dziecko i czy w ogóle żyje. Pamiętam każde zejście po zadzwonieniu dzwonka. Szybka reakcja, wyjęcie dziecka – które często było owinięte tylko w koce, ręczniki czy wsadzone do zwykłej torby – i najbardziej obiektywna decyzja, co robimy dalej.
Czy chrzcić dzieci z okien życia?
Mówi siostra o zatroskaniu o noworodka – tylko o jego zdrowie cielesne czy także o duchowość? Tym pytaniem nawiązuję do niedawnych protestów odnośnie do ochrzczenia dziecka znalezionego w łódzkim oknie życia.
Sądzę, że i o to, i to. Jednak w naszym oknie życia przyjęłyśmy zasadę, że dzieci, które do nas trafią, chrzcimy tylko w sytuacji zagrożenia życia. Jeśli natomiast takiej sytuacji nie będzie, to pozostawiamy tę decyzję rodzicom, którzy je zaadoptują. Oczywiście od samego początku otaczałyśmy każde przyjęte dziecko modlitwą o to, by trafiły do dobrych rodzin i były wychowane w wierze katolickiej.
Chyba niełatwo stwierdzić, czy dziecku nic nie zagraża. Najlepiej zrobi to lekarz. Jak szybko po zawiadomieniu o znalezieniu dziecka w oknie życia przyjeżdżał do sióstr ktoś z opieki zdrowotnej?
Akurat w naszym wypadku było to bardzo szybko, bo mieszkałyśmy blisko stacji pogotowia ratunkowego. Tym samym nasz kontakt z dziećmi nie był za długi. Niemniej podjęłyśmy decyzję o ochrzczeniu trzech dziewczynek – i tak ta decyzja nie była taka oczywista.
W jakim stanie były te dzieci, że zdecydowały się siostry na udzielenie im chrztu?
Dwie dziewczynki miały niezabezpieczoną pępowinę i sączyła się z niej krew. To było dla nas wskazanie do takiego szybkiego działania w tej materii. Stwierdziłyśmy, że przy krwawieniu nie ma się nad czym zastanawiać. Natomiast trzecia dziewczynka, którą ochrzciłyśmy, była nienaturalnie mała i mocno wyziębiona. Wyglądała jak wcześniak. Tutaj też nie miałyśmy wątpliwości.
W sumieniu oceniłyśmy, że lepiej ochrzcić niż zaniedbać ten obowiązek chrześcijanina wobec niewinnego i zagrożonego maleńkiego życia. Natomiast pozostałe siedem dziewczynek, która trafiły do okna życia podczas mojej opieki nad nim, było w dobrym stanie i decyzję o chrzcie pozostawiłyśmy przyszłym rodzicom.
Czy uważa siostra, że ostatnia nagonka medialna na łódzkie okno życia za ochrzczenie odnalezionego w nim dziecka jest słuszna? Zwłaszcza stwierdzenia mówiące, że to poszerzanie szeregów katolików na siłę?
Uważam, że to sprawa sumienia tamtych sióstr. Sądzę, że ta decyzja musiała zostać podjęta w oparciu o jakieś realne przesłanki i wynikała z ich doświadczenia, bo pewnie nie były nowicjuszkami w tym temacie. Sądzę też, że istotne jest, że to dziecko trafiło do okna życia, którym przecież zajmują się osoby wierzące, więc pewnie oddająca je osoba miała świadomość, że trafia ono, choć na moment, do ludzi, którzy wiodą życie przy Bogu. Przecież mogła też pozostawić dziecko w szpitalu.
W mojej ocenie oddanie noworodka do okna życia, które prowadzi zgromadzenie czy inna instytucja kościelna, to też swego rodzaju przyzwolenie na swobodę działania z tym dzieckiem, odpowiadającą chrześcijańskiemu postępowaniu. Można też zrobić adnotację, że ktoś nie życzy sobie, by dziecko było ochrzczone – jestem pewna, że siostry nie postąpiły wbrew woli biologicznych rodziców i pozostawiły tę decyzję przyszłym opiekunom adopcyjnym.