To chyba jeden z najbardziej „niesprawiedliwych” fragmentów Pisma Świętego. Tak oczywiście mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Chodzi o przypowieść o minach.
W dziewiętnastym rozdziale swojej Ewangelii św. Łukasz umieszcza przypowieść Jezusa o dziesięciu sługach, którym pewien człowiek szlachetnego rodu powierzył dziesięć min – każdemu po jednej. W czasach Jezusa mina była jednostką wagową, ale także monetarną – miała swoją wartość i można było za jej pomocą dokonywać transakcji.
Słudzy mieli więc zarządzać powierzonymi im pieniędzmi i po powrocie pana zdać sprawę z efektów. I rzeczywiście pierwszy sługa dziesięciokrotnie pomnożył to, co otrzymał w zarząd, drugi natomiast – pięciokrotnie. W efekcie obaj otrzymali hojną nagrodę. Pierwszy – władzę nad dziesięcioma miastami, a drugi – nad pięcioma.
Gdy jednak stanął przed panem trzeci sługa, wyznał, że ze strachu przed właścicielem trzymał minę zawiniętą w chustkę. Nie oddał jej nawet do banku, aby przynajmniej w niewielkim stopniu przyniosła zysk. Spotkało się to z surową reakcją. Co więcej, pan odebrał złemu słudze ową jedyną minę i dodał ją temu, który wcześniej wypracował ich dziesięć.
Tę zaskakującą decyzję Jezus podsumowuje następującym komentarzem: „Każdemu, kto ma, będzie dodane; a temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma (Łk 19,26).
Życie duchowe nie znosi stagnacji
Skąd taka dziwna niesprawiedliwość? I co w rzeczywistości symbolizuje owa mina z Jezusowej przypowieści? Pewne światło na zrozumienie tej sytuacji rzucają słowa, które Jezus wypowiada w innym miejscu Ewangelii według św. Łukasza. Podsumowuje w nich swą wypowiedź o lampie, która powinna zostać postawiona na świeczniku, a nie pod korcem: „Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, temu zabiorą i to, co mu się wydaje, że ma” (Łk 8,18).
Kluczowe w tym kontekście jest greckie słowo δοκει (dokei) odnoszące się do tego, który „wydaje się” mieć. To „wydawanie się” jest bardzo znamienne. Oznacza pozór posiadania – jak w wypadku sługi, który zawinął otrzymaną minę w chustkę. Niby ją miał, a jednak ponieważ w żaden sposób nie starał się o jej pomnożenie, przyczynił się w rzeczywistości do spadku jej wartości; do straty.
Podobnie jest w naszym życiu duchowym. Czasami wydaje się nam, że możemy się w nim zatrzymać, osiąść na wypracowanych „zdobyczach” i czerpać z tego, co udało się uzyskać: z umiejętności modlitwy, utrwalonych przekonań czy religijnych przyzwyczajeń. Nic bardziej błędnego.
Życie duchowe nie znosi stagnacji. Albo się w nim rozwijamy, albo się cofamy. Gdy próbujemy osiąść na laurach, przypominamy sługę, który powierzoną mu minę zawija w chustkę. Jej pozorne „posiadanie” okazuje się złudzeniem, które ostatecznie również tracimy.
Nic więc dziwnego, że właściciel min każe tę odebraną złemu słudze przydzielić słudze najbardziej kreatywnemu. Nie tylko ze względu na domniemany zysk, ale także dlatego, że tam, gdzie najintensywniej pracuje się nad rozwojem, objawiają się największe owoce.
Tak również jest w naszym życiu duchowym. Konsekwencja, śmiałość i wierność w pracy nad drobiazgami skutkują błogosławionym rozwojem i obfitymi owocami.