Po śmierci stajemy przed Bogiem nadzy, prawdziwi, bez ziemskich oparć i zabezpieczeń
Magdalena Prokop-Duchnowska: Z objawień świętych wnioskujemy, że po śmierci to nie Bóg „wysyła” nas do czyśćca, nieba lub piekła, ale my sami wybieramy, w którą stronę pójdziemy. Faktycznie tak jest?
S. Kinga Szczurek: Święty Paweł w Drugim Liście do Koryntian pisze: „Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre”. Człowiek, przechodząc do wieczności, spotyka się z Chrystusem, Odkupicielem człowieka, czyli z Miłością. Jest z Nim sam na sam. Dzięki światłu, którym zostaje przeniknięty, może zobaczyć siebie w całkowitej prawdziwe – oczami Boga.
To spotkanie z Chrystusem, zwane sądem szczegółowym, ujawni – mówiąc językiem świętego Pawła – z jakiego materiału człowiek wnosił budowlę swojego życia: ze złota, ze srebra, z drogich kamieni, czy też z tak nietrwałego jak trawa lub słoma. W „godzinie prawdy” widać wyraźnie, na ile swoim życiem i wyborami zmarły upodobnił się do Chrystusa. Człowiek nie ma wtedy już żadnych złudzeń. Zrzuca maski, jakie nosił za życia i staje nagi, prawdziwy, bez ziemskich oparć i zabezpieczeń.
Jakie oparcia i zabezpieczenia ma siostra na myśli?
Władzę, urodę, pieniądze, powodzenie, bogactwo, inteligencję, wykształcenie... Z chwilą przekroczenia progu wieczności to wszystko nie ma już żadnego znaczenia. Liczy się tylko miłość. Podczas sądu szczegółowego rozliczani jesteśmy wyłącznie z miłości i uczynków miłosierdzia. Człowiek, widząc wyraźnie swoje braki, sam czuje, że jest niegodny, by pójść do nieba. Z wielką wdzięcznością przyjmuje więc dar czyśćca, który jest szansą na oczyszczenie się z pozostałości grzechów.
Mówi się, że do czyśćca trafi większość z nas. Czy można żyć tak, żeby go uniknąć? Albo chociaż skrócić czas odbywanej tam pokuty?
Oczywiście. Ziemski czas jest po to, by przygotować się do przyjęcia wielkiej łaski, jaką jest życie wieczne z Bogiem. Nawracanie się, korzystanie z sakramentów świętych (zwłaszcza sakramentu pokuty i pojednania oraz Eucharystii), pokora serca, współpraca z łaską Bożą, pełnienie Jego woli, miłość do bliźnich, gotowość przebaczania i naprawy własnych błędów – to wszystko, jako że jest częścią życia zgodnego z Ewangelią – może powodować, że w chwili śmierci trafimy do nieba.
Przede wszystkim przebaczenie – bez tego żadna inna pomoc nie przyniesie pożądanego skutku
W listopadzie szczególnie staramy się pamiętać o zmarłych. Jednak modlitwą, postem i jałmużną możemy im pomagać przez cały rok. Jak może to wyglądać w praktyce?
Sobór Watykański II przypomniał nam, że „łączność pielgrzymów z braćmi, którzy zasnęli w pokoju Chrystusowym, bynajmniej nie ustaje – przeciwnie, według nieustannej wiary Kościoła, umacnia się jeszcze dzięki wzajemnemu udzielaniu sobie dóbr duchowych". Uczestnicząc w „komunii świętych”, mamy również łączność duchową ze wspólnotą poddanych oczyszczeniu, zmarłych.
Nasza pomoc ma charakter wstawienniczy. Żeby była jednak skuteczna, potrzebne jest spełnienie pewnych warunków. Musimy być zjednoczeni z Chrystusem przez stan łaski uświęcającej. Konieczne jest też poproszenie Boga, by włączył nasz dobry czyn w ofiarę krzyżową. Bo tylko On może sprawić, że to, co robimy, przyniesie duszom czyśćcowym owoc.
A przebaczenie zmarłemu? Ma dla niego jeszcze jakieś znaczenie?
Darowanie krzywd i zranień, których doznaliśmy ze strony zmarłego, powinno wyprzedzać każdą modlitwę, post czy jałmużnę ofiarowane w jego intencji. Prawdziwa miłość nie pamięta złego. Bez przebaczenia trudno jest mówić o dalszych formach pomocy, takich jak chociażby akt miłości bliźniego.
"Jeśli rzeczywiście chcesz pomóc twoim zmarłym, przebaczaj im co prędzej wszystko, czym ci zawinili, a przebaczenie twoje łącz z ofiarą Syna mego i Mnie oddawaj". Te słowa usłyszała kiedyś Anna, autorka książki Świadkowie Bożego miłosierdzia. Twierdziła też, że gdy ofiara krzywdy modli się za winowajcę, całe niebo ogrania wielka radość.
Osoba, która nie pojedna się z bliźnimi, nie będzie też zdolna do przeżywania radości nieba. Przebaczając zmarłym pomagamy im zbliżyć się do Boga, którego bardzo pragną. Sami też wzrastamy wtedy w miłości.
To prawda, że największą pomocą, jaką możemy zaoferować duszom czyśćcowym, jest Eucharystia?
Zdecydowanie tak. Msza święta to nie tylko najcenniejszy dar, ale i sposób na wyrażenie miłości i wdzięczności. Nie jest to bowiem tylko nasza modlitwa i ofiara, ale modlitwa i ofiara samego Jezusa Chrystusa. Święta siostra Faustyna Kowalska w swoim Dzienniczku opisała, jak pewnego dnia, będąc młodą nowicjuszką, ujrzała zmarłą przed kilku dniami współsiostrę. Poprosiła ją ona, by przekazała księdzu Rospondowi (który był jej spowiednikiem) prośbę o odprawienie za nią mszy świętej i trzech aktów strzelistych. Gdy siostra Faustyna to zrobiła, zmarła ponownie się jej ukazała, by podziękować słowami: „Bóg zapłać!”.
Podobne doświadczenie miał ojciec Pio.
Zakonnik opowiedział kiedyś swojemu przyjacielowi – biskupowi Coscie – jak pewnego razu, modląc się przy kominku usłyszał, że ktoś otwiera drzwi. Kiedy podniósł wzrok, zobaczył starego, ubranego w pelerynę człowieka, który przy nim usiadł. Powiedział, że nazywa się Pietro di Mauro i zmarł w tym klasztorze 18 września 1908 roku, w czasie, gdy w tym miejscu znajdował się jeszcze przytułek dla bezdomnych.
Twierdził, że zasnął z zapalonym cygarem, a jego łóżko zajęło się ogniem, przez co udusił się i spalił żywcem. Wyznał też, że nadal przebywa w czyśćcu, a do tego, by jego dusza została stąd uwolniona, potrzebuje jednej mszy świętej. Rano zakonnik odprawił w jego intencji Eucharystię. Jak się potem okazało – zarówno nazwisko jak i okoliczności śmierci „nocnego gościa” były prawdziwe.
Każda, nawet najkrótsza modlitwa jest duszom czyśćcowym bardzo potrzebna
Jak często zamawiać msze święte w intencji zmarłych?
Wiele rodzin robi to przez cały rok. Nie tylko w rocznicę śmierci, ale też w dniu imienin czy urodzin bliskiego zmarłego. Duszom przebywającym w wieczności materialne prezenty, bogate pomniki czy wieńce na nic się już nie przydadzą. Najskuteczniejszą dla nich pomocą jest msza święta. To na nią czekają i o nią najbardziej proszą.
Różaniec, akt strzelisty, litania? Jak skutecznie modlić się za dusze czyśćcowe?
Każda, nawet najkrótsza modlitwa będzie ogromnym wsparciem dla zmarłego. Jednak na szczególną uwagę zasługują: adoracja Najświętszego Sakramentu, modlitwa różańcowa, nabożeństwo Drogi krzyżowej czy Koronka do Bożego miłosierdzia. Ale też wszystkie inne modlitwy, które w jakiś sposób nawiązują do męki Pana Jezusa.
Wiąże się z pokutą, nawróceniem i duchową przemianą, a więc wspiera i umacnia naszą modlitwę. Pamiętajmy, że post to nie tylko wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych. Chcąc wyrazić swoją miłość do zmarłego można też z czegoś zrezygnować albo w inny sposób ograniczyć swoje potrzeby życiowe. Takie wyrzeczenie można podjąć w zasadzie w każdej chwili.
Siostra Anna Lindmayr, karmelitanka z Monachium, w swoim dzienniczku pisała: "Pewne dusze przychodziły do mnie płacząc. One prosiły mnie, abym czyniła za nie pokutę czuwając nad moim wzrokiem i unikając ciekawości. Inne pojawiały się głodne, wycieńczone, w stanie nie do opisania. Te prosiły mnie o zachowanie w ich intencji postu o chlebie i wodzie, by w ten sposób naprawić ich uchybienia popełnione w czasie ich życia przez nadmiar jedzenia i picia".
Choroba, ból głowy, kłótnia z mężem – wszystko to można ofiarować w intencji zmarłych
Ofiarować za zmarłych możemy jałmużnę lub... własne cierpienie.
I tu znów warto pamiętać, że jałmużna nie musi być wcale finansowa. Równie dobrze możemy ofiarować komuś swój czas. Odwiedzić samotną osobę, wysłuchać, pocieszyć. Pomóc komuś załatwić jakąś sprawę. Jałmużną jest też wsparcie i dobre słowo.
Wartość zadośćuczynną mają cierpienia, przeciwności i choroby. Przyjmowane z poddaniem się woli Bożej i w łączności z męką Chrystusa rozterki, tęsknoty czy zranienia mogą być nieocenioną pomocą dla zmarłych. Te doświadczenia i tak nas nie ominą. Możemy na nie narzekać i buntować się albo wykorzystać je w dobrym celu – jako dar dla zmarłych i zadośćuczynienie za własne grzechy.
Skąd mamy wiedzieć, czy nasz bliski w dalszym ciągu potrzebuje modlitwy?
To jest tajemnica. Nie możemy przecież stwierdzić, w jakim stanie duchowym był w chwili śmierci, jaki stopień miłości osiągnął, ile było w nim skruchy czy żalu doskonałego. Może się okazać, że ktoś, kogo uważaliśmy za godnego wyniesienia na ołtarze, potrzebuje znacznie dłuższego czasu oczyszczenia.
Anna Lindmayr pisała o swojej babce, która mimo że uchodziła za bardzo dobrą kobietę, ukazała się jej osiemnaście lat po śmierci, by poprosić o modlitwę. Nie ustawajmy więc w powierzaniu Bogu bliższych i dalszych zmarłych. Nawet jeśli są już w niebie i już tego nie potrzebują, to nasza modlitwa z pewnością nie „pójdzie na marne”. Trafi bowiem do skarbca Kościoła, a Bóg sprawi, że skorzysta z niej ktoś inny.
Wiele osób twierdzi, że spotyka we śnie swoich bliskich zmarłych. Gdy dusza potrzebuje modlitwy, ukazuje się zwykle w opłakanym stanie. Gdy przychodzi ponownie – po odprawionej w jej intencji modlitwie – jest zdrowa, szczęśliwa i uśmiechnięta.
Faktycznie, wielu ludzi wspomina o takich „spotkaniach”. Wiadomo, że czasem mogą być one owocem naszej podświadomości, przeżyć psychicznych czy nawet pragnień. Zdarza się jednak i tak, że zmarli rzeczywiście proszą nas w ten sposób o pomoc. Czy jeśli bliski mi się nie śni, to znaczy, że już nie potrzebuje mojej modlitwy? Niekoniecznie! Na wszelki wypadek warto zawsze odpowiedzieć na taki „nadzwyczajny” sen np. zamawiając mszę świętą czy ofiarując jałmużnę w jego intencji. Jeśli znaliśmy wady i braki zmarłego, wybierzmy pomoc, która będzie przeciwieństwem tych słabości. W imieniu kogoś, kto za życia był skąpy ofiarujmy jałmużnę. Albo pójdźmy na Eucharystię za tego, kto na ziemi zaniedbywał modlitwę.
Ogień czyśćcowy – czym właściwie jest?
Dla każdego człowieka w momencie śmierci kończy się czas próby i zasługi. Stopień miłości, w jakim zastała go śmierć, został utwierdzony na zawsze. O ile zachodzi taka potrzeba, poddaje się łasce oczyszczenia z wszelkich pozostałości i brudów grzechowych. Na tym polega czyściec.
Często jego symbolem jest ogień lub płomień. Nie ma on jednak nic wspólnego z ogniem w sensie fizycznym. Chodzi o ogień duchowy, ogień Bożej miłości, utożsamiany z Duchem Świętym, który oczyszcza, uświęca i dopełnia wszystko, co w chwili śmierci było jeszcze w człowieku niedoskonałe.
To ogień, który z jednej strony zapala niewyobrażalny głód Boga, z drugiej – usuwa to wszystko, co nie pozwala zjednoczyć się z Bogiem. Wypala więc wszystkie pozostałości grzechu, czyniąc duszę gotową do przyjęcia miłości Boga. Czyściec jest etapem, stanem przejściowym.
Zmarli cierpią w czyśćcu fizycznie czy raczej duchowo i psychicznie?
Anna, autorka wyżej wspomnianej książki, opisuje doświadczenie swojego przyjaciela, który twierdził, że ogień czyśćcowy co prawda nie pali ciała, ale „powoduje ból duszy tak przeraźliwy, że do niczego innego porównany być nie może”. Mówił też, że w tym miejscu wszystko, co nie zostało uświęcone przez miłość, oczyszcza się przez „wypalenie”.
Gdy święta siostra Faustyna podczas jednej z wizji spytała dusze czyśćcowe o ich największe cierpienie, odpowiedziały, że jest nim tęsknota za Bogiem. Tęsknota, która wzrasta, a nie może być spełniona. Niezależne jednak od wielkości cierpień, przebywające tam dusze doświadczają też radości z powodu ocalenia od piekła i nadziei na zbawienie.
My i one jesteśmy jak naczynia połączone
Czy dusze czyśćcowe też mogą się za nas modlić?
Zwykle na okazaną nam pomoc reagujemy wdzięcznością wobec ludzi, od których ją otrzymaliśmy. Podobnie jest z duszami czyśćcowymi, które mają możliwość się za nami wstawiać (KKK 958). My i one jesteśmy jak naczynia połączone. Na ile dajemy, na tyle otrzymujemy.
Błogosławiony Stanisław Papczyński, który był przyjacielem i orędownikiem dusz czyśćcowych, powiedział, że „tylu będziemy mieli w niebie patronów i pomocników, ilu wprowadzimy tam z pieca czyśćcowego”.
Święta Katarzyna z Bolonii wyznała kiedyś, że to, czego nie uzyskała za wstawiennictwem świętych, wielokrotnie udawało się jej otrzymać, gdy prosiła o pomoc dusze czyśćcowe. Z kolei ojciec Pio powtarzał, że niewiarygodne rzeczy mogą uczynić nam zmarli z wdzięczności i dla naszego duchowego dobra.
Twierdził też, że niektóre dusze spędzają w czyśćcu kilka miesięcy, a inne nawet sto lat!
Każdy, kto trafia do czyśćca, przeżywa go indywidualnie, na swój własny sposób. Któryś ze świętych powiedział, że człowiek, przekraczając próg wieczności, przechodzi przez ogień. Ten, kto nie potrzebuje wiele oczyszczenia, przejdzie przez niego szybko. Inny zatrzyma się w tym ogniu na tydzień, miesiąc, a czasem nawet na wiele, wiele lat.
Błogosławiona Katarzyna Emmerich pisze o uratowanym od piekła wojowniku, który w czyśćcu przebywa od kilku stuleci. Inna osoba podczas widzenia w Medjugorie miała przekonać się, że jej mama, która dopiero co zmarła, już teraz może cieszyć się niebem. Matka Boża w Fatimie o pewnej młodej kobiecie powiedziała, że będzie przebywać w czyśćcu do końca świata. To wszystko jest wielką Boża tajemnicą, której – tu na ziemi – nie jesteśmy w stanie zgłębić.