Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Biografowie Edyty wiedzieli o liście, bo też sama informowała o nim w Dziejach pewnej rodziny żydowskiej. Byli jednak przekonani, że zaginął w wojennej zawierusze. Odnaleziono go w latach sześćdziesiątych XX w., w czasie procesu beatyfikacyjnego Edyty. Badaczom został udostępniony jednak dopiero w 2003 r. wywołując sensację. Dla krytyków Kościoła był wodą na młyn: Żydówka – konwertytka, katoliczka i Niemka, wybitny umysł epoki pisze list do papieża w obliczu Shoah. A on milczy… Ale czy rzeczywiście tak było?
Edyta wie, że nadciąga zło…
Jest czas Wielkiego Postu 1933 r. Edyta od roku wykłada w niemieckim Instytucie Pedagogiki Naukowej w Münster. Od 30 stycznia władzę w kraju sprawuje Adolf Hitler, Trzecia Rzesza zaczyna prężyć muskuły. Powstaje pierwszy obóz koncentracyjny w Dachau, a 1 kwietnia władze wzywają do bojkotu żydowskiego handlu, fabryk i usług.
„Rozmawiałam ze Zbawicielem i powiedziałam Mu, że wiem, iż to Jego krzyż zostaje teraz włożony na naród żydowski. Ogół tego nie rozumie, ale ci, co rozumieją, ci muszą w imieniu wszystkich z gotowością wziąć go na siebie. Chcę to uczynić, niech mi wskaże, jak” – modli się Edyta w czasie nabożeństwa godziny świętej, odprawionego szóstego kwietnia 1933 r., „świętego roku” jubileuszowego, w którym obchodzono rocznicę 1900 lat od męki Chrystusa, co przyszła święta skrupulatnie zapisuje.
Wcześniejszą stronę Edyta poświęca opisowi zdarzenia, w którym z powodu zapomnianego klucza trafia na gościnny nocleg do swoich sąsiadów, miłego małżeństwa z Collegium Marianum. Gospodarz opowiada jej o doniesieniach amerykańskich gazet na temat okrucieństw dokonywanych na Żydach. Edyta przyznaje, że słyszała już wcześniej o surowych zarządzeniach, ale „teraz nagle stało się jasne, że Bóg znowu kładzie ciężką rękę na swym narodzie i że los tego narodu jest także moim losem”. Kobieta widzi, że mężczyzna nie wie, że jego sąsiadka jest Żydówką, ale nie wtajemnicza go. „Wydawało mi się, że uchybiłabym przeciw prawu gościnności, gdybym taką wiadomością popsuła mu odpoczynek nocny” – notuje.
Co zrobić w „kwestii żydowskiej”?
Jeszcze w tym samym tygodniu Edyta „zastanawia się, czy nie mogłaby czegoś zrobić w kwestii żydowskiej”. „W końcu powzięłam zamiar, aby pojechać do Rzymu i na prywatnej audiencji poprosić Ojca Świętego o encyklikę” – pisze. Nie chce jednak takiej decyzji podejmować sama. Choć nie jest jeszcze zakonnicą, pozostaje wierna złożonym przed laty ślubom i ważne sprawy omawia ze swoim kierownikiem duchowym. Jest nim o. Rafael Walzer, arcyopat benedyktyńskiego opactwa w Beuron. Już siódmego kwietnia 1933 r. Edyta wyrusza na spotkanie z nim. Tam zasięga informacji i nabiera pewności, że z powodu wielkiego napływu pielgrzymów nie ma żadnych szans na prywatną audiencję u papieża.
Po rozmowie z o. Walzerem Edyta decyduje się napisać list. „Wiem, że mój list doręczono Ojcu Świętemu zapieczętowany; otrzymałam też wkrótce jego błogosławieństwo dla siebie i swoich bliskich. Nic więcej. Myślałam później często, czy ten list nie przychodził mu niekiedy na myśl, bo w następnych latach krok po kroku spełniło się to, co ja wtedy przepowiedziałam na temat katolików w Niemczech” – pisze.
Kiedy powstał list do papieża?
Badacze mieli dużo szczęścia, albowiem razem z listem Edyty odnalazły się jeszcze dwa inne. List do listu – czyli obszerne poręczenie o. Walzera skierowane do papieża, z datą 12 kwietnia i odpowiedź z Rzymu. Dzięki tej korespondencji wiemy, że Edyta musiała napisać swój list między ósmym a dwunastym kwietnia 1933 r.
Ojciec Walzer napisał do Piusa XI po łacinie. Zaanonsował Edytę jako „kobietę o wybitnej wierze i cnocie; autorkę wielu ważnych dzieł, które doczekały się kilku wydań”. I co równie ważne – otrzymał odpowiedź. I choć mówi się, że watykańskie młyny mielą powoli, a korespondowanie z kurią rzymską bywa często pisaniem na Berdyczów, list przyszedł do opactwa w ciągu tygodnia. Napisał go, po niemiecku, kard. Pacelli, przyszły papież Pius XII. „Proszę poinformować nadawcę, Edytę Stein, że jej list został posłusznie przedstawiony Jego Świątobliwości” – pisał przyszły papież.
Co było w liście?
Podpisała się jako Edyta Stein, docent w Niemieckim Instytucie Pedagogicznym w Münster w Westfalii. Jako miejsce zamieszkania wskazała Collegium Marianum, listu nie opatrzyła datą.
Pisała w imieniu Niemców, kreśląc bieżącą sytuację w jej kraju. Proroczo opisywała scenariusz tego, do czego doprowadzą decyzje przywódców, jeśli nie zostaną powstrzymani, również głosem przedstawicieli Kościoła. Wskazywała, że prześladowania Żydów są wstępem do prześladowań katolików. Diagnozowała odważnie, sięgnęła też do aspektów historyczno-teologicznych.
W prześladowaniu narodu żydowskiego przez niemiecki rząd, nazywający siebie chrześcijańskim, widziała obrazoburczą obelgę wobec człowieczeństwa Jezusa, Jego Matki i Apostołów, którzy byli przecież Żydami. Przyznała, że od wielu tygodni „tysiące wiernych katolików w Niemczech i, jak myślę, na całym świecie czekają i żywią nadzieję, że Kościół Chrystusowy podniesie głos, by położyć kres nadużywaniu imienia Chrystusa”. Uważała, że głos papieża i hierarchów Kościoła nie jest dość mocny, skoro zbrodniarze pełnią w Niemczech władzę.
„My wszyscy, którzy jesteśmy wiernymi dziećmi Kościoła i z otwartymi oczami patrzymy na sytuację w Niemczech, obawiamy się, że jeśli milczenie będzie trwało dłużej, wizerunek Kościoła będzie jak najgorszy. Jesteśmy również przekonani, że to milczenie nie będzie w stanie okupić na dłuższą metę pokoju z obecnym niemieckim rządem. Walka z katolicyzmem jest na razie prowadzona po cichu i w mniej brutalnych formach, niż walka z Żydami. Ale nie mniej systematycznie. Niedługo żaden katolik w Niemczech nie będzie mógł sprawować urzędu, jeśli bezwarunkowo nie zaprzeda się temu nowemu kursowi” – przestrzegała.
Co wtedy robił papież?
31 lipca 1932 r., w Niemczech, w wyborach do Reichstagu, Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników (NSDAP) otrzymuje 37,4 procent głosów. Uzyskując 230 z 608 mandatów naziści stają się najliczniejszą partią w niemieckim parlamencie. Najistotniejszym czynnikiem, który doprowadza narodowych socjalistów do zwycięstwa jest wielki kryzys gospodarczy, który w 1932 r. osiąga szczyt. Kryzys uderza nie tylko w system finansowy i gospodarczy, ale przede wszystkim w zwykłe rodziny w Niemczech. To bieda wpycha zrozpaczonych, przeciętnych Niemców do poparcia programu, który obiecuje im wyjście z tej katastrofalnej sytuacji.
W tym czasie papież Pius XI już od dziesięciu lat jest głową Kościoła, "Ojcem chrześcijaństwa" – jak nazywa go w liście Edyta. Po zakończeniu pierwszej wojny światowej rozpoczyna on dialog z włoskimi faszystami. Błędnie ocenia plany Mussoliniego, widząc w nim nawet „człowieka zesłanego przez Opatrzność”. Dość szybko jednak rewiduje poglądy.
Historycy szacują, że między 25 września 1933 r. a 26 czerwca 1936 r. Stolica Apostolska przesłała rządowi Rzeszy ponad pięćdziesiąt listów protestacyjnych wobec naruszeń zapisów konkordatu, który w 1933 r. wynegocjowano z Hitlerem. Próbuje w ten sposób zagwarantować status prawny dla działalności niemieckich katolików w Rzeszy.
Każdego dnia "L’Osservatore Romano" i Radio Watykańskie potępiały nazizm i przemoc, za co redakcje ukarało potem gestapo. „Chcą dechrystianizować Niemcy i poprowadzić je z powrotem do barbarzyńskiego pogaństwa” – mówił w czasie audiencji Pius XI. „Przynależność do narodowo-socjalistycznej partii Hitlera jest nie do pogodzenia z sumieniem katolickim” – podkreślał 11 października 1930 r. watykański sekretarz stanu kard. Pacelli.
Encyklika przeciw złu
Dopóki nie opublikowano listu Edyty, badacze opierali się na słowach świętej, które zapisała ona w swojej autobiografii. Zdanie: „W końcu powzięłam zamiar, aby pojechać do Rzymu i na prywatnej audiencji poprosić Ojca Świętego o encyklikę” odczytywali jako jasny sygnał, że w liście do papieża Edyta taką prośbę zawarła.
Wielu krytyków Kościoła i papieskich decyzji, tych z lat trzydziestych, jak i z okresu drugiej wojny, uważało za pewnik, że to właśnie prośba Edyty Stein sprawiła, że Pius XI zdecydował się „łaskawie” w 1937 r. wydać encyklikę Mit brennender Sorge, czyli Z palącą troską. Papież zawarł w niej jednoznaczne stanowisko wobec polityki Adolfa Hitlera. Odciął się od nazizmu, potępiając jego pogańskie tendencje oraz ideę wyższości rasy i państwa nad nauką Kościoła. 21 marca 1937 r. odczytano ją we wszystkich kościołach w Niemczech.
Przez wiele lat panowało przekonanie, że to głos niemieckiej filozof obudził papieża; że gdyby nie jej inspiracja, encyklika nigdy by nie powstała. Towarzyszyło mu głośne oburzenie, że Pius XI nie raczył odpowiedzieć na list.
Odnalezienie listu Edyty
15 lutego 2003 r. badacze zajrzeli wreszcie do zbiorów tajnych archiwów watykańskich z lat 1922–1933. Jedną z pierwszych podanych wówczas informacji była ta o odnalezieniu listu św. Edyty Stein do Piusa XI. Przekazał ją 18 lutego 2003 r. niemiecki dziennikarz Paul Badde z „Die Welt". Natychmiast ruszyła wówczas lawina domysłów i interpretacji. Najpierw na poziomie przekładu oryginału z niemieckiego, potem jego przeinaczeń.
Edyta pisze: o „walce eksterminacyjnej z żydowską krwią”, w czym odsłania nie tylko dobrą intuicję. To czerpiące z Ducha Świętego prorocze rozumienie zachodzących procesów i ich następstw. Przypomnijmy, że list powstał w roku 1933. Przyszła święta, wyciągając wnioski z tego, co widzi, nie ma jeszcze wiedzy na temat planowanej eksterminacji jej narodu. Trzeba jej słowa czytać, umiejscawiając je we właściwym miejscu na osi czasu. Edyta nie zna słowa holokaust. To, co widzi, opisuje jednak trafnie jako zapowiedź masowej zagłady.
Wreszcie w 2003 r. okazało się, że odnalezienie listu nie wszystkim jest na rękę. Przez lata utrwaliła się bowiem narracja, że list zlekceważono, a Kościół i Pius XI nie dość przejmowali się zarówno losem Żydów, jak i katolików. Niezbyt chętnie chciano ją rewidować. Schemat: „ludzie cierpią – Kościół milczy” dobrze się sprzedaje i zawsze można "podpiąć" pod niego inne, niepoparte badaniami, informacje.
Po co Edyta napisała list?
To ważne pytanie i powód wyjaśnia treść listu. Edyta relacjonuje to, co widzi, i co wywołuje w niej nieznany lęk. Jednocześnie widzi ona to, czego jeszcze nie ma, ale się wykluwa, czai – manifestację zła. Według mnie odsłania się tu jej podatność na działanie Ducha Świętego.
Wydaje się, że list Edyty to poruszające proroctwo; że to przyszłość, która się przed nią na chwilę odsłoniła, była prawdziwym powodem napisania go. Przyszła święta nie chciała przekazywać papieżowi tego, co już wiedział. Chciała podzielić się tym, co przeczuwała, że się stanie. Być może, jako Żydówka i katoliczka, łącząc w swoim życiu pochodzenie ziemskie i boskie Jezusa – wszczepione przez chrzest, mogła to, przez kontemplację Jego męki, odczytać.
Pełna treść listu Edyty Stein do papieża Piusa XI:
Ojcze Święty!
Jako dziecko narodu żydowskiego, które przez łaskę Boga od 11 lat jest dzieckiem Kościoła katolickiego, ośmielam się wyrazić przed Ojcem chrześcijaństwa to, co boli miliony Niemców.
Od tygodni jesteśmy w Niemczech świadkami czynów, które urągają wszelkiej sprawiedliwości i człowieczeństwu, nie wspominając już o miłości bliźniego. Przez całe lata narodowosocjalistyczni przywódcy głosili nienawiść do Żydów. Ten zasiew nienawiści wzeszedł, odkąd dostali w ręce rządowy aparat przemocy i uzbroili swych stronników, wśród których niewątpliwie są elementy przestępcze.
Niedawno rząd przyznał, że dochodzi do ekscesów. Jaka jest ich skala, nie możemy sobie wyobrazić, bo opinia publiczna jest zakneblowana. Ale oceniając na podstawie tego, co można dowiedzieć się tylko przez kontakty osobiste, nie chodzi w żadnym razie o odosobnione, wyjątkowe przypadki.
Pod naciskiem głosów z zagranicy rząd przeszedł do „łagodniejszych” metod. Dał słowo, że „żadnemu Żydowi nie powinien spaść ani jeden włos z głowy”. Ale przez ogłoszenie bojkotu wpędza wielu – odbierając ludziom gospodarczą egzystencję, obywatelską godność i ojczyznę – w rozpacz. W ostatnim tygodniu powiadomiono mnie przez prywatne źródła o pięciu przypadkach samobójstw na skutek tych prześladowań. Jestem przekonana, że chodzi tu o powszechne zjawisko, które pochłonie jeszcze wiele ofiar.
Można żałować, że nieszczęśnicy nie mają już więcej wewnętrznej siły, by dźwigać swój los. Odpowiedzialność spada jednak w dużej mierze na tych, którzy doprowadzili ich do ostateczności, a także na tych, którzy milczą w tej sprawie.
Wszystko, co się stało i co dzieje się każdego dnia, pochodzi od rządu, który nazywa siebie „chrześcijańskim”. Od tygodni nie tylko Żydzi, ale i tysiące wiernych katolików w Niemczech i, jak myślę, na całym świecie czekają i żywią nadzieję, że Kościół Chrystusowy podniesie głos, by położyć kres nadużywaniu imienia Chrystusa. Czy to ubóstwienie rasy i państwowej przemocy, które codziennie radio wbija masom do głów, nie jest jawną herezją?
Czy walka niosąca eksterminację żydowskiej krwi nie jest obelgą dla przenajświętszego człowieczeństwa naszego Odkupiciela, najświętszej Dziewicy i Apostołów? Czy to wszystko nie stoi w drastycznej sprzeczności z postępowaniem naszego Pana i Zbawiciela, który jeszcze na krzyżu modlił się za swoich prześladowców? I czy nie jest to czarna plama w kronice tego Roku Świętego, który winien być rokiem pokoju i pojednania?
My wszyscy, którzy jesteśmy wiernymi dziećmi Kościoła i z otwartymi oczami patrzymy na sytuację w Niemczech, obawiamy się, że jeśli milczenie będzie trwało dłużej, wizerunek Kościoła będzie jak najgorszy. Jesteśmy również przekonani, że to milczenie nie będzie w stanie okupić na dłuższą metę pokoju z obecnym niemieckim rządem.
Walka z katolicyzmem jest na razie prowadzona po cichu i w mniej brutalnych formach, niż walka z Żydami. Ale nie mniej systematycznie. Niedługo żaden katolik w Niemczech nie będzie mógł sprawować urzędu, jeśli bezwarunkowo nie zaprzeda się temu nowemu kursowi.
Do stóp Waszej Świątobliwości, z prośbą o błogosławieństwo apostolskie.
DR EDYTA STEIN
docent w Niemieckim Instytucie Pedagogicznym
w Münster (Westfalia), Collegium Marianum