Od 30 lat drugim domem siostry Ewy Mazur jest wysypisko śmieci. Wracając stamtąd często tak śmierdziała, że inne siostry się od niej odsuwały.
– Wyprzedziłam Franciszka, który uczy, że pasterz powinien pachnieć owcami, to jest zaszczyt – mówi misjonarka. Wyznaje, że od najuboższych nauczyła się, że wdzięczność jest podstawowym wymiarem chrześcijaństwa, bo wszystko jest darem Boga.
Siostra Ewa Mazur i góra śmieci
Polska misjonarka ze Zgromadzenia Służebnic Ducha Świętego pracuje na wyspie Cebu, która jest kolebką chrześcijaństwa na Filipinach, świętującego właśnie 500 lat.
– Pamiętam moje początki i szok, że ludzie żyją razem z biegającymi przy kanałach szczurami. Pamiętam małe dzieci rodzące się na ulicy i na ulicy uczące się raczkować – wspomina siostra Ewa. Gdy pytam o pierwszą wizytę na wysypisku śmieci, które stało się jej domem, chwilę się zastanawia.
– Upał, unoszące się opary dymu i dzieci stojące wśród odpadków. Pamiętam niesamowity odór i uśmiech ludzi, bo ktoś ich odwiedził. Zapamiętałam ten kontrast – wspomina. Po pełnych zarazków odpadkach chodzi w japonkach, tak jak jej podopieczni. Na tej górze śmieci, które zwożone są z miejskich sklepów, restauracji i bogatych domów mieszka 300 rodzin.
– Wzdłuż wytyczonych alejek ustawiają zbite z odpadów domki. Żyją ze sprzedaży sortowanych śmieci w punktach skupu zarządzanych przez lokalne mafie. Za miejsce do życia na wysypisku muszą zapłacić haracz – opowiada misjonarka.
Troszczy się o wszystko
Zajmuje się wszystkim. Od troski o życie duchowe, toczące się w maleńkiej kaplicy, po opatrywanie ran i leczenie niektórych chorób. Kobiety uczy higieny i opieki nad dziećmi, mężczyznom pomaga wyjść z alkoholizmu, a maluchów pilnuje, by chodziły do szkoły.
– To jest ogromny problem, bo niewykształceni rodzice nie zachęcają dzieci do nauki. Jest to punkt widzenia analfabety – liczy się to, co wygrzebiesz tu i teraz, bo inaczej nic nie zjesz, o przyszłości nikt nie myśli – mówi misjonarka.
Cieszy się sukcesami dzieci, które często urodziły się na wysypisku, ale ukończyły szkoły średnie czy nawet uniwersytety. – Na Filipinach już umiejętność czytania i pisania daje szansę na godniejsze życie – podkreśla.
Wioski dla najbardziej potrzebujących
Współpracuje z niemieckim werbistą ojcem Heinzem Kulüke, dzięki którego zaangażowaniu na Cebu wybudowano kilka wiosek, w których godne warunki życia otrzymały rodziny z wysypiska. Misjonarz nie tylko budował z mężczyznami domy dla ich rodzin, wdrażając w ten sposób do odpowiedzialności, ale uczył też różnych fachów. W wioskach powstały piekarnie, małe markety, zakłady fryzjerskie i mechaniczne, a wszystko prowadzone przez ludzi, którzy wcześniej żyli jedynie z przeszukiwania wysypiska.
– Uczestniczyłam w przeprowadzce pierwszych rodzin z tego śmietniska. Szliśmy o świcie, tańcząc w rzęsistym deszczu, w błocie. Patrzyłam przerażona na ich dobytek – jakaś stara poduszka, wykrzywiony garnek, obrazek Dzieciątka Jezus, które jest u nas bardzo czczone. Gdy jedno z dzieci zawołało: „Mamo, jesteśmy bogaci, mamy dom”, to wydawało mi się, że Morze Czerwone się otwiera i wchodzimy do Ziemi Obiecanej – opowiada poruszona misjonarka. Wyznaje, że wykorzenienie kultury śmietnikowej nie jest proste, ale coraz więcej rodzin przekonuje się, że można żyć inaczej.
Pomoc dziewczynom z ulicy
– Nie szukam misji, ona sama do mnie przychodzi. Wszyscy są skupieni na wielkich dziełach, ja jestem dla małego dzieła. I Pan Bóg mi pokazuje, że warto – mówi misjonarka. Tak trafiła do „dzielnicy czerwonych latarni” i zaczęła pomagać dziewczynom zniewolonym przez prostytucję. Dzięki współpracy z policją wiele kobiet udało się wyrwać z rąk handlarzy ludźmi. Zajęła się też ludźmi żyjącymi na ulicy w Cebu City.
– To zupełnie inny świat niż ten mieszkańców wysypiska, gdzie liczą się rodzina i więzy. Na ulicy ludzie pozostawieni są sami sobie – mówi. Najpierw zaczęła ich dokarmiać. Tak pojawił się pomysł wybudowania kuchni polowej. Żona jednego z dobrodziejów stwierdziła jednak, że sama kuchnia to za mało i ofiarowała im dom dla potrzebujących.
– Pomagam ludziom, którzy nie nadają się do innych programów, bo ich wsparcie nie przyniesie sukcesów, którymi organizacje pomocowe chcą się potem chwalić – mówi misjonarka. W Domu Dobrego Samarytanina zaczęto dokarmiać dzieci ulicy i żyjących na niej starców, stworzono łazienki, gdzie mogą zmyć z siebie brud, a przede wszystkim mają miejsce, gdzie mogą się spotkać. – Ważne jest, by mieli poczucie, że gdzieś należą i nie są śmieciami – mówi siostra Ewa.
Godność i praca
Misjonarka wie, że godność przywraca się ludziom również przez danie im pracy. Z siostrami zorganizowała projekt wymiany zebranych na ulicach plastikowych butelek, metalowych puszek i innych nadających się do przetworzenia odpadów na ubrania i żywność.
– Przynoszą do nas ogromne worki rzeczy do recyklingu, a dzięki jednemu z dobrodziejów plastik przerabiamy potem na kostki budowlane, z których wznoszone są domy – mówi siostra Ewa.
Pandemia bardzo pogłębiła ubóstwo. Wcześniej ubodzy sprzedawali wodę w butelkach, świece przed kościołami, nosili bagaże podróżnym, teraz nie mają takich możliwości. Prawdziwą tragedią był najsilniejszy w ciągu ostatnich 40 lat tajfun, który spustoszył wyspę końcem ubiegłego roku. Pokazuje mi zdjęcie trojga dzieci, które żebrzą przy drodze o kilka gwoździ, by móc zbić sobie z desek jakiekolwiek schronienie.
Ogromną stratą jest zniszczenie skarbu rodzin zbieraczy śmieci, jakim było wybudowane wspólnym wysiłkiem przedszkole. Ponad 2 tys. dzieci otrzymało tam podstawy edukacji, a więc lepszego życia. Teraz trzeba zaczynać od początku.
Pomoc
Pracę siostry Ewy Mazur można wesprzeć przekazując fundusze na konto misyjne jej zgromadzenia z dopiskiem „Ewa-Filipiny”:
Zgromadzenie Misyjne Służebnic Ducha Świętego
ul. Starowiejska 152
47-400 Racibórz
Konto: PL 15 2030 0045 1110 0000 0061 7240
BNP PARIBAS