separateurCreated with Sketch.

Zdemolowane kościoły i sprofanowane hostie. Dlaczego spór o aborcję ponownie rozpalił amerykańskie społeczeństwo?

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Jean Duchesne - 17.05.22
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Od kilkunastu dni z USA docierają do nas informacje o gwałtownych wystąpieniach społecznych, zarówno ze strony obrońców życia poczętego, jak i zwolenników swobodnego dostępu do aborcji. Nie brakuje doniesień o przemocy fizycznej, aktach wandalizmu, profanacjach. Co tak naprawdę wydarzyło się za oceanem i co może zmienić potencjalna decyzja Sądu Najwyższego?

Jeśli wierzyć medialnym przeciekom, amerykański Sąd Najwyższy może zmienić swoje orzeczenie z 1973 r. zezwalające na aborcję na niejasno określonych zasadach. Mało jednak prawdopodobne, by jego decyzja – jakakolwiek zapadnie – położyła kres polemikom. Co ważne, tzw. "prawo do aborcji" może zostać w USA zniesione w momencie, gdy np. we Francji zamierza się je wpisać do konstytucji. Trwają nawet próby zaimplementowania go do Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej.

"Prawo" nie do końca konstytucyjne

Zacznijmy od tego, że tzw. "prawo do aborcji" nie zostało jednoznacznie wpisane do amerykańskiej ustawy zasadniczej. Sławne orzeczenie ws. "Roe vs. Wade", wydane przez Sąd Najwyższy w 1973 r. stwierdza jedynie, że w Konstytucji z 1787 roku i wprowadzonych do niej poprawkach nie ma nic, co zakazywałoby aborcji, jeśli kobieta o nią prosi. "Ojcowie ustanawiający" z pewnością jednak nie wyobrażali sobie, że może tu chodzić o jakąś wolność do zagwarantowania. Wobec braku wcześniejszych odniesień prawnych (poza odwieczną, chociaż nie do końca jasną tradycją), ale w pełni świadomi, że racją bytu prawa jest ochrona życia, prawodawcy z Sądu Najwyższego zdecydowali się ostatecznie na takie oto rozwiązanie: aborcja nie jest zakazana, dopóki embrion nie osiągnie stopnia rozwoju pozwalającego mu na niezależne funkcjonowanie poza łonem matki.

Mniej więcej przed ćwierćwieczem próg tej "zdolności do niezależnego życia" oceniano na 27 tygodni. Dziś, dzięki postępowi medycyny, obniżył się on do 23-24 tygodni. Jak widać, wiele tu zależy od rozwoju nauki i techniki, ale także od świadomości i obyczajów. Nie wszystkie problemy i rozbieżności jest w stanie rozwiązać stanowione prawo czy zasady moralne i filozoficzne. Niemiej jedna ze stron światopoglądowego sporu szybko uznała orzeczenie z 1973 r. za jedną z najważniejszych zdobyczy feminizmu. Druga zaś – za negację godności ludzkiego życia.

Rozwiązanie, które nie sprawdziło się w praktyce

Orzeczenie z 1973 r. nie rozwiązało więc problemu aborcji w USA ani ostatecznie ani w pełni. Mniej więcej połowa stanów przyjęła własne przepisy zwiększające ochronę życia. Na ogół sprowadzały się one do określenia możliwie wczesnego maksymalnego tygodnia ciąży, w którym można wykonać aborcję. To z kolei skłoniło ugrupowania feministyczne i "świadomego rodzicielstwa" do wytaczania władzom stanowym procesów o nieposzanowanie "Roe vs. Wade". Było tak np. w przypadku stanu Mississippi. Wytoczona tam sprawa "Dobbs przeciwko Stowarzyszeniu na rzecz Zdrowia Kobiet w Hrabstwie Jackson", poprzez kolejne odwołania, trafiła ostatecznie do Sądu Najwyższego.

Decyzja urzędu w tej sprawie powinna wkrótce zapaść. Towarzyszące oczekiwaniu napięcie społeczne wzrosło po publikacji serwisu Politico. Specjalizuje się on w podawaniu kuluarowych informacji dot. poczynań waszyngtońskich władz. 3 maja Politico opublikowało dokument roboczy Sądu Najwyższego: uargumentowaną opinię stwierdzającą nieważność orzeczenia z 1973 roku. Sprawca przecieku i jego motywacje pozostają póki co nieznane. Sąd Najwyższy USA w odpowiedzi wydał komunikat, w którym podkreślił, że opublikowana opinia została rozpowszechniona nielegalnie. W żadnym razie nie można jej traktować jako odzwierciedlenia stanowiska, jakie zajmie którykolwiek z sędziów – podkreślił urząd.

Wyzwanie dla wymiaru sprawiedliwości

Decyzja – jakakolwiek nie zapadnie – raczej nie położy kresu polemikom. Anulowanie orzeczenia w sprawie "Roe vs. Wade" nie będzie równoznaczne z zakazaniem aborcji w USA i uznaniem jej za przestępstwo. Z powodu braku normy federalnej w tej materii, każdy ze stanów ustanowi własne prawodawstwo, a spór wokół niego będzie trwać dalej. Być może nawet przybierając na sile. Temat z pewnością będzie bowiem wykorzystywany przez kandydatów w każdych następnych wyborach. Kolejne stanowe przepisy, pozywane przez ich przeciwników, trafiać zaś będą, po rozpatrzeniu przez wszystkie pośrednie instancje, pod decyzję Sądu Najwyższego.

Ostatecznie urząd ten będzie więc zmuszony określić, czym zastąpić orzeczenie z 1973 r. Z jednej strony uniemożliwiając proceder mordowania niewinnych małych ludzi, z drugiej – wstrzymując się od potępienia kobiety. Wymiar sprawiedliwości naprawdę nie dysponuje środkami pozwalającymi podjąć to wyzwanie. Podobnie zresztą jak politycy, mogący prowadzić rozgrywkę jedynie w oparciu o próbę sił. Argument, że życie ludzkie zaczyna się od poczęcia, ma silną podstawę, ale nie jest to podstawa o charakterze prawnym. W ustroju demokratycznym część obywateli zawsze będzie go też podważać, wskazując na szereg powodów, począwszy od egoistycznej beztroski po filozoficzne dywagacje na temat wartości ludzkiego istnienia na poszczególnych etapach jego rozwoju.

Aborcja jedną z dysfunkcji

Abstrahując od podejścia moralnego, aborcji nie można traktować odrębnie od wszystkich innych dysfunkcji społecznych dzisiejszej cywilizacji Zachodu. Przerywanie ciąży wiąże się nierozłącznie ze zbanalizowaniem stosunków seksualnych. Wskazuje na ograniczenia antykoncepcji. Ujawnia też trudności materialne i psychologiczne wiążące się z przyjęciem dziecka. Paradoksalnie, dzieje się to w czasach, które – co do zasady – nigdy wcześniej nie były tak pewne i komfortowe. Najbardziej świadomi obrońcy życia z USA, licząc na radykalny spadek liczby dokonywanych w tym kraju aborcji, już teraz opracowują system konkretnej pomocy skierowanej do kobiet, które w innych okolicznościach prawnych najprawdopodobniej zdecydowałyby się na terminację ciąży.

Można się zastanawiać, czy nie należałoby pójść dalej. Doświadczenie wykazało, że wychowanie mające na celu wstrzemięźliwość i wierność małżeńską, choć konieczne, nie zawsze jest czynnikiem wystarczającym. Szczególnie, gdy współczesny świat stara się ośmieszyć cnotę jako wartość staromodną. Może nie pozostaje nic innego, jak upowszechnić pogląd, że doczekanie do końca budzącej panikę ciąży i późniejsza rezygnacja z urodzonego dziecka są nie tylko szlachetniejsze niż jego uśmiercanie, ale także pozwalają na realny wybór i zmianę decyzji. Aborcja bowiem to wyzwanie nie tylko etyczne, prawne czy społeczno-ekonomiczne. To wyzwanie duchowe.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.