Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Reakcja ucieczkowa może prowadzić przede wszystkim do unikania trudnego dobra. Chociażby do unikania obowiązków, zwłaszcza niezbyt przyjemnych czy lubianych. To unikanie może przybierać różną postać, na przykład zwalania na innych. Zwalać można z pozycji autorytetu – deleguję na podwładnych sprawy, których nie lubię, choć należą do moich obowiązków – albo, co przy tendencjach ucieczkowych zdarza się częściej, przyjmując postawę: „Przecież są inni, którzy zrobią to lepiej”.
Na jedno i na drugie trzeba w sobie uważać. To drugie jest dodatkowo chytre, bo maskuje się pokorą. Zresztą wiele złych rzeczy z gatunku ucieczkowych daje się schować pod pozorem pokory.
"Nie dam rady"?
Druga paskudna rzecz w tej ucieczkowej wersji mechanizmu lękowego to przekonanie, że „nie dam rady”. Oczywiście czasami jest ono prawdziwe – bywa, że stajemy przed zadaniami, które rzeczywiście nas przerastają. Dziś rano odebrałem e-mail z propozycją napisania artykułu z terminem tak krótkim, że po prostu wiem: nie dam rady, obiektywnie nie mam kiedy tego zrobić. Muszę się z tym pogodzić.
Czasami lęk przed tym, że nie dam rady, mówi nam po prostu, że nie dam rady. Jednak zawsze wtedy, kiedy się w nas pojawia – zwłaszcza jeśli wiemy, że mamy tendencję do reakcji ucieczkowej – trzeba pytać o obiektywne, rzeczywiste, weryfikowalne kryteria tego naszego „nie dam rady”. Warto konfrontować się z opiniami innych, którzy patrzą na nas z boku i są w stanie w miarę realistycznie ocenić nasze zdolności.
Ktoś, kto ma tendencję lękową, zawsze będzie się oceniał trochę gorzej, zawsze będzie mierzył trochę niżej, niżby mógł. Pomoc ze strony drugiego, szczególnie jeśli jest to osoba mądra i życzliwa, może mieć fundamentalne znaczenie. Prawdziwa pokora nie polega na tym, że mówimy: nie dam rady, więc się nie podejmę. Prawdziwą pokorą jest zapytać innych: czy czasem nie dałbym rady? Jak myślisz? Ta umiejętność ma w życiu poważne konsekwencje.
Nie ma wstydu w powiedzeniu: to nie dla mnie
W ciągu życia powierzane są nam różne sprawy, zadania, urzędy, czasem o dużym stopniu odpowiedzialności, i w takich sytuacjach trzeba mądrze ocenić: dam radę czy nie? Jestem w stanie podjąć się wymagającego stanowiska kierowniczego w pracy, jeśli już brakuje mi czasu dla współmałżonka i dzieci? Mogę podjąć się odpowiedzialnej posługi we wspólnocie, jeśli już mam bardzo mało czasu na sen? Jeżeli poddamy się lękowi, to może się nie zrealizować wola Boża względem nas.
Z kolei jeśli przeszacujemy swoje siły, nie będziemy w stanie unieść przyjętych obowiązków. Albo uniesiemy je kosztem zaniedbań w innych sferach. Gdy szybko to zauważymy, to jeszcze pół biedy – zwykle można zrezygnować (jeśli się ma dość pokory), po tym jak w praktyce się okaże, że rzeczywiście nie dajemy rady.
Nie ma żadnego wstydu w powiedzeniu: to nie dla mnie, spróbowałem i nie wychodzi, mogę robić inne rzeczy, ale tego akurat nie. Albo: już nie mogę więcej. W przypadku rezygnacji przed spróbowaniem jest gorzej. Jeżeli uciekniemy z lęku, to już się nie da sprawdzić, czy mieliśmy rację, czy jednak nie i, owszem, dalibyśmy radę.
Mamy uciekać od zła, a nie od trudności
Tendencja do ucieczki może mieć jeszcze inną, dość niebezpieczną formę (pozostajemy w kontekście powierzania i przyjmowania obowiązków). Otóż jeżeli ktoś reaguje lękiem na autorytety i osoby znaczące, to może być tak, że lęk ten z kolei nie pozwala mu odmówić, kiedy taki autorytet o coś prosi. Czyli w tym przypadku lęk powoduje, że nie potrafię powiedzieć: to mnie przerasta, nie dam rady, czy też: to jest niesprawiedliwe w stosunku do innych.
Taka nadmierna uległość może być poważnym problemem. Mądry przełożony, kiedy powierza czy proponuje komuś dane obowiązki, liczy bowiem na reakcję zwrotną. Nie jest wszechwiedzący i potrzebuje odpowiedzi, czy czujemy, że podołamy, sprostamy danej roli; potrzebuje takiego sygnału, a nastawienie zbyt lękowe powoduje, że go nie wysyłamy. Potem padamy zaś pod ciężarem, który wcale nie musiał być nałożony. (…)
Mamy uciekać od zła, a nie od trudności. Z trudnościami się mierzymy. Próbujemy, ćwiczymy, zaczynamy od nowa, trenujemy. Kluczowe oczywiście pozostaje rozpoznanie tego, co jest złem, grzechem, a co jest trudnością, uciążliwością – od tego mamy teologię moralną, od tego mamy kierownictwo duchowe, od tego mamy rozeznawanie duchowe, od tego mamy ostatecznie sumienie. Tych narzędzi musimy używać, konsekwentnie i świadomie. Jeżeli nie będziemy ich używać, zacznie nami zarządzać lęk.
Narastający, niekontrolowany lęk może nas unieszczęśliwić. Bóg nas nie wzywa do tego, żebyśmy byli nieszczęśliwi. Chce, żeby nasze życie było szczęśliwą drogą do większego jeszcze szczęścia. A szczęście oznacza też, że lęk pozostaje pod kontrolą. Czy można być szczęśliwym, nieustannie się bojąc, pomnażając strachy, uciekając od wszystkiego, co wydaje się nam straszne?
*Fragment książki ks. Grzegorza Strzelczyka, Ćwiczenia z odwagi. Wędrując przez nasze lęki, Wydawnictwo Znak, Kraków 2022; tytuł, lead, śródtytuły, pogrubienia pochodzą od redakcji Aleteia.pl