Zaczęło się od Tatr Zachodnich
Do Doliny Chochołowskiej młody Karol Wojtyła jeździł już w dzieciństwie i młodości, razem ze swoim tatą i bratem. Na narty wyprawiał się tam nawet jako kardynał. Wspinał się z deskami na ramionach na Grzesia, Rakoń, Wołowiec i zjeżdżał z tych szczytów pod samo schronisko.
Niewiele osób go rozpoznawało, ponieważ nosił przy takich okazjach świecki strój. A jaki, to możemy zobaczyć na zdjęciu wiszącym w prezbiterium kaplicy na Wiktorówkach: czarna czapeczka z malutkim pomponem, czarna kurtka, ciemne spodnie. Na ramionach całkiem dobrej jakości (jak na tamte czasy) narty, w ręku kijek. Nie od odróżnienia od innych narciarzy, co zresztą stało się przyczyną zabawnej sytuacji na pobliskiej Rusinowej Polanie.
Babka i dwa wiadra święconej wody
W tamtych czasach w szałasie na polanie rządziła Babka Kobylarczykowa, legenda tamtego miejsca. Dbała o to, aby zawsze mieć gorącą i słodką herbatę dla turystów i narciarzy, można też było u niej czasem zanocować.
Dla Karola Wojtyły zaś szlak z Hali Gąsienicowej przez Dolinę Pańszczycy i Gęsią Szyję na Rusinkę był jednym z ulubionych, także zimą. Pewnego dnia po zjeździe ze stoku Gęsiej zapukał do szałasu Babki, prosząc o herbatę. Gaździna miała jakiś gorszy dzień i z miejsca ofuknęła gościa: „Kozdy by herbatkę kcioł pić, ale wody to mi ni mo fto przinieść”, po czym wręczyła mu dwa wiadra i kazała przedreptać do pobliskiego strumienia.
Przy wodopoju ktoś rozpoznał kardynała i chciał wziąć od niego ciężar, ale dźwigający odparł, że skoro jego prosili, to on przyniesie. Jak powiedział, tak zrobił. Herbatki dostał, pogadał z Babką (która do końca wizyty nie skojarzyła, kto ją odwiedził) i pojechał do kaplicy na Wiktorówkach.
Niedługo po październiku 1978 roku ktoś chciał się przypochlebić Kobylarczykowej i powiedział: „No, Babko, widzicie, Tego coście posłała po wodę, obrali na Papieża, zaś wyście Mu wte telo dobrze zrobieła, boście herbaty uwarzyła”. Na to bystra góralka odparła: „Hej, kieby jo była wiedziała, to jo by Mu tej herbaty nie warziła. Miałabyk se teroz dwa wiaderecka wody świnconej”.
Zobacz jak Jan Paweł II jeździ na nartach:
Nart kardynalskich przypadki
Deski, które tak dzielnie nosiły krakowskiego hierarchę w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, trafiły ostatecznie do Hotelu Jagna w Szklarskiej Porębie. Zresztą nie tylko one – także buty i wiązania. A wszystko za sprawą dwóch salezjanów: ks. Tadeusza Stycznia i ks. Wojciecha Kowalskiego. Pierwszy z nich dostał je po zdanym u przyszłego papieża egzaminie i przekazał drugiemu. Ten najpierw wyniósł je na strych, jednak stwierdził, że szkoda, żeby tak leżały i niszczały, więc potem przekazał kuzynowi, Bernardowi Jarosińskiemu. Ten zaś powiesił je na ścianie hotelu, którego jest współwłaścicielem, jako ozdobę.
A potem byłego posiadacza nart wybrano papieżem, a następnie kanonizowano i tak cały zestaw stał się relikwią.
Uciekający papież
Nawet jako papież Jan Paweł II nie przestał kochać poczucia swobody, jaką daje szusowanie na stokach. W tym celu uciekał z Castel Gandolfo lub Watykanu, w konspiracji z ks. Józefem Kowalczykiem (prowadził auto) oraz kard. Rakocym (zasłaniał szacowną osobę pontyfika gazetą). Jego ulubionym miejscem były góry w regionie Abruzji. Znów wielką pomocą w pozostaniu incognito był świecki strój, ale też to, że w mentalności ówczesnych nie mieściło się to, że na nartach może jeździć kardynał, o papieżu nie wspominając! A tu takie zaskoczenie…
Korzystałam m.in. z: I. Bednarz, Śladami Jana Pawła II (https://echodnia.eu/swietokrzyskie/sladami-jana-pawla-ii-jest-w-tatrach-miejsce-umilowane-szczegolnie-przez-kardynala-wojtyle-tu-w-czasie-swych-gorskich-wedrowek/ar/8230885)
oraz: R. Czepielewski, Narty, na których jeździł Karol Wojtyła można zobaczyć w Szklarskiej Porębie (https://www.strimeo.tv/narty-na-ktorych-jezdzil-karol-wojtyla-mozna-zobaczyc-w-szklarskiej-porebie/).