separateurCreated with Sketch.

Rozmowa z Michaliną, prosto z Ukrainy: “Mamy nadzieję, że zło odejdzie z naszych domów i z naszej ojczyzny”

Michalina Nesterenko
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
– Wyjechać? Właśnie odpowiadamy sobie na to pytanie razem z mężem, mając u boku dwójkę małych, bezradnych dzieci, które potrzebują naszej miłości, opieki i poczucia bezpieczeństwa. Na nas, rodzicach, spoczywa ta odpowiedzialność, a niestety nie na „reszcie świata”, nawet gdyby chciała jak najlepiej dla nas… – mówi Michalina.

Kiedy usłyszałam w porannych wiadomościach, że Rosja już oficjalnie rozpoczęła wojnę przeciwko Ukrainie, zadzwoniłam do Michaliny.

Michalina, jeszcze kilka lat temu gdańszczanka, wyszła za mąż za Andriya. Razem z dwoma synami mieszkają na obrzeżach miasta Iwano-Frankiwsk. Kiedy zapytałam, czy możemy porozmawiać, odpowiedziała spontanicznie: „Postaram się” – jedną ręką będzie karmić dwulatka, w drugiej potrzyma telefon. Przyznała też, że nie wie, co stanie się za chwilę – możemy stracić kontakt telefoniczny. Co ją czeka? Być może ukochany mąż będzie wkrótce powołany do wojska? W tym momencie łamie się jej głos... Bo jak powiedzieć synkom, że taty nie będzie na wspólnym obiedzie, na ulubionych zabawach i spacerach?

Ale odpędzamy wspólnie tę wizję i niepokoje, mając wielką nadzieję, że do tego nie dojdzie, a rodzina będzie cały czas razem, bezpieczna.

Iwona Flisikowska: Michalino, dziś nad ranem cały świat obiegła wiadomość, że Rosja dokonała agresji na Ukrainę. Mieszkasz z mężem i dwoma małymi synami na obrzeżach miasta Iwano-Frankiwsk, które dziś zostało ostrzelane. Można powiedzieć, że od kilkunastu godzin jesteście na linii frontu wojennego…

Michalina: Tak… Chociaż ta prawda trudno dociera do mnie. Dzisiaj nad ranem obudziły nas samoloty, szczególnie bały się dzieci. Nie spodziewałam się, że potężny dźwięk samolotów może budzić taki lęk. Parę godzin później dowiedzieliśmy się, że lotnisko zostało ostrzelane i zniszczone. Ogień i dym były widoczne aż pod miastem, gdzie mieszkamy. Dotarły do mnie informacje, że Rosjanie ostrzelali też lotnisko w pobliskiej Kołomyi..

Pamiętam, że dla mnie wprowadzenie stanu wojennego w ojczyźnie, w Polsce, było historią powtarzaną w szkole średniej i na studiach. Dzisiaj rano słuchałam prezydenta Ukrainy, Wołodymyra Zełenskiego, i nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, że mamy stan wojenny…

Tym bardziej, że niedawno bardzo się cieszyłaś, że wreszcie udało się kupić wymarzony dom. Obowiązkowy był solidny, dębowy stół dla całej rodziny, przy którym będą mąż, dzieci i przyjaciele.

Ten dom był spełnieniem naszych marzeń! W Polsce mieliśmy ograniczone możliwości, by spełnić to marzenie. Zdecydowaliśmy się wyjechać tutaj. Ukraina zapadła mi w serce już prawie osiem lat temu, gdy przyjechałam tutaj po raz pierwszy. Wówczas to była wakacyjna wycieczka z narzeczonym. Od razu zakochałam się nie tylko w nim, ale też w swojskości zachodniej Ukrainy. Tak jakbym powróciła do lat dziecięcych. Piękne lasy, rzeki, spokój, przyjaźni ludzie, naturalne smaki, wolne życie, zgodne z rytmem natury, wciąż żywe ludowe tradycje, o których u nas już mało kto pamięta. W międzyczasie wracaliśmy do Polski, głownie z powodów ekonomicznych, ale gdy udało nam się poukładać sprawy finansowe, wyjechaliśmy na stałe razem z naszymi dwoma synami – dwuletnim Tymoteuszem i sześcioletnim Julianem.

Polka i Ukrainiec – historia miłości

Jak poznaliście się z mężem?

To była naprawdę romantyczna historia… Poznaliśmy się w Gdańsku, w moim ukochanym mieście. Andriy przyjechał do pracy w stoczni, a ja wówczas pracowałam w biurze i zajmowałam się jego zatrudnieniem. Na początku nie zwracałam na niego uwagi, byłam młoda dziewczyną pracującą prawie z samymi mężczyznami, więc trzymałam spory dystans. Los jednak nas połączył w nieoczekiwany sposób. Andriy miał drobny wypadek w pracy i gdy załatwialiśmy formalności oraz wizytę u lekarza, zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że pomimo bariery językowej świetnie się dogadujemy. Gdy przyszedł do biura na drugi dzień, nie mogliśmy się rozstać. Pół nocy spacerowaliśmy po mieście, chociaż było bardzo zimo i wiało (słynny „wiatr od morza”). I tak już zostało. Nasz związek był trudny, przede wszystkim dlatego, że walczyliśmy o pobyt mojego ukochanego w Polsce. Kiedy spodziewałam się pierwszego dziecka, Andriy dostał deportację, bo okazało się że nieuczciwy pracodawca złożył fałszywy wniosek o zezwolenie na pracę. Przeszliśmy mnóstwo trudności, ale udało nam się, bo znaleźliśmy dobrych ludzi, którzy nam pomogli.

A poznaliśmy się w 2014 roku – cały świat żył jeszcze separatystami. Dodam, że właśnie wtedy na Ukrainie zaczęła się wojna (a nie dzisiaj czy wczoraj). Zginęło wówczas mnóstwo ludzi. Sporo krwawych ofiar, również w rodzinie męża. Przez ten cały czas ludzie w kraju żyli w poczuciu zagrożenia. Co jakiś czas dochodziło do ostrzałów czy wybuchów. Wojna tutaj trwa osiem lat! A my się nie poddajemy, bo chcemy pięknie żyć, nawet w najprostszych warunkach, ale razem z mężem na swojej ziemi.

Wasza miłość przetrwała wiele trudności. Od ilu lat mieszkacie w Ukrainie?

Jesteśmy tutaj razem z mężem i synami pięć lat. Dodam, że szczęśliwych lat, w których zrodziło się wiele dobrych – i wydawałoby się trwałych – marzeń na przyszłość. Jak chociażby tworzenie domu, o którym wspominałyśmy wcześniej w rozmowie. Ale właśnie w imię tej miłości, która „niejedną trudność przeżyła”, mamy jednak nadzieję, że zło odejdzie z naszych domów i z naszej ojczyzny, którą jest tu dla nas Ukraina.

Michalina: Na Ukrainie jest całe nasze życie

Ale teraz w obliczu wojny możecie powrócić do Polski. Tutaj też jest wasz dom… Czy jesteście gotowi w każdej chwili do podróży? Czy można z dnia na dzień spakować do walizki cały dorobek życia?

Tak, mamy w Polsce rodzinę i przyjaciół. Ale na Ukrainie również. Teraz tutaj jest całe nasze życie. Mąż jest bardzo związany ze swoim krajem i nie chce uciekać. Jest patriotą, który kocha swoją ojczyznę i to nie są jakieś frazesy, tylko prawda. Czy wyjechać? Zdroworozsądkowo wydaje się, że natychmiast „trzeba spakować walizki”, bo dzisiejszy rosyjski atak rakietowy miał miejsce 12 kilometrów od naszego domu… To trudna decyzja, która opiera się o odpowiedź na pytanie "co jest słuszne?". Właśnie odpowiadamy sobie na nie razem z mężem, mając u boku dwójkę małych, bezradnych dzieci, które potrzebują naszej miłości, opieki i poczucia bezpieczeństwa. Na nas, rodzicach, spoczywa ta odpowiedzialność, a niestety nie na „reszcie świata”, nawet gdyby chciała jak najlepiej dla nas…

Ukraina to bardzo bliski nam, Polakom, kraj. Tutaj jest mnóstwo podobieństw, jest bliskość kulturowa, mnóstwo tych samych smaków, zasady społeczne prawie takie same. Nawet wiara w znacznej części jest taka sama. Rodzina mojego męża należy do kościoła greckokatolickiego, w którym liturgia jest podobna do liturgii rzymskiej. Wszyscy jesteśmy „słowiańskimi braćmi”, których historia rozdzieliła i skłóciła. Ale czas już dorosnąć i zostawić to, co było złego.

Ukraina, która nie jest w Unii Europejskiej, ma dużo trudniej niż Polska, rozwija się więc wolniej. Ale z drugiej strony ma w sobie niezależność, która nam trochę została zabrana. Mam wrażenie, że wszyscy w głębi duszy tęsknimy za tymi czasami, gdy można było na bazarze kupić pachnące sianem mleko albo swobodnie popływać w rzece. U nas już tego nie ma, bo "postęp" zabrał tradycje i naturalność. Oczywiście w Polsce żyje się w wielu wypadkach o wiele wygodniej, ale tutaj żyje się bliżej „ziemi i nieba”. To pięknie podkreśla symbolika ukraińskiej flagi: niebieska jak czyste niebo i żółta jak łany zbóż. Zachwyca mnie ta wpisana w obraz kraju symbioza między ziemią na niebem.

Michalino, tobie i twojej rodzinie życzymy pokoju – abyście z mężem mogli usiąść przy dębowym stole w wymarzonym domu. Niech tym bezpiecznym niebem, o którym mówisz, będzie każde miejsce na świecie. Dziękujemy za podzielenie się swoimi przeżyciami z czytelnikami Aletei „na żywo” z linii frontu na Ukrainie.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.