Andrzej Rybiński – piosenkarz, gitarzysta i kompozytor. Znany z zespołów Andrzej i Eliza oraz 2 plus 1. Nam opowiada dlaczego nie liczy już godzin i lat, zdradza przepis na ponad 40 lat małżeństwa. Mówi też jak wiara w Boga zmienia perspektywę życia, zwłaszcza w trudnych chwilach.
Anna Gębalska-Berekets: Nie liczy pan godzin i lat?
Andrzej Rybiński: Staram się tego nie robić.
Dlaczego wybrał pan muzykę?
Jako 17-latek zrozumiałem, że muzyka będzie moją drogą. W domu nie miałem tradycji muzycznych. Urodziłem się w 1949 roku. Otaczająca rzeczywistość była szara. Ale za granicą kwitło. Rozwijały się takie zespoły jak The Beatles czy The Rolling Stones. Miałem starszych kolegów, którzy wiedzieli jak posłuchać takiej muzyki. A to nie było proste. Trzeba było przebudować odbiornik, złapać fale radiowe. Na zajęciach w szkole muzycznej poznałem podstawy, potem grałem w półzawodowych grupach muzycznych. Następnie w zespołach Andrzej i Eliza oraz 2 plus 1.
Pracuje pan z synem, śpiewacie na scenie. Planujecie wspólną płytę?
Kacper zachowawczo podchodzi do swoich zdolności wokalnych. Zupełnie niesłusznie. Pięknie śpiewa i jest wspaniałym muzykiem. W studio i podczas koncertów towarzyszy mi jako pianista. Może kiedyś uda mi się go namówić na płytę (śmiech).
Macie podobną wrażliwość?
Byłoby dziwne, gdyby faceci z ponad 30-letnią różnicą wieku podobnie patrzyli nie tylko na muzykę. Różnimy się w postrzeganiu świata, ale właściwie nie kłócimy się. Potrafimy sobie różne sprawy wytłumaczyć, dojść do porozumienia.
Andrzej Rybiński: To, co mam, zawdzięczam Bogu i sobie
Zgrany duet tworzy pan z żoną, i to już od 40 lat! Co pomaga budować relację?
Z Jolą połączyły nas muzyczne pasje. Najpierw śpiewała w chórkach u Ireny Jarockiej, potem w Pro contra, później ze mną. Jesteśmy razem od 44 lat. Codziennie mówimy sobie "kocham cię". Często się przytulamy. Mogę polegać na Joli, a ona na mnie. Związek polega na wspólnym przeżywaniu różnych doświadczeń, także trudnych. Trzeba rozmawiać, a nie rozstawać się, jeśli coś nie wychodzi tak jak chcemy.
„To, co mam, zawdzięczam Bogu i sobie”. Wiara jest dla pana ważna?
Pod koniec 2021 zachorowałem na COVID-19. Ciężko to przeszedłem. Przez miesiąc leżałem w szpitalu. Wielu ludzi modliło się za mnie, znajomi księża sprawowali mszę w intencji powrotu do zdrowia. Minęło półtora miesiąca od wyjścia ze szpitala, a ja mogłem wyjść na scenę i zagrać koncert. A byłem już po drugiej stronie. Lekarze mówili bliskim, by brali pod uwagę różne scenariusze, też najgorsze. Dobra energia płynąca od innych jest bardzo ważna. Wiara została dziś nieco zepchnięta na margines, ale to część naszej kultury! Dla mnie stanowi istotny element życia.
Rybiński: Cudem uniknąłem śmierci
Wiele osób rezygnuje z Kościoła ze względu na zachowania niektórych księży.
Kościół to ludzie, często słabi. Wiara to coś innego. Nie leżę codziennie krzyżem w kościele, ale często się modlę. I życzę dobrze innym.
Kilka lat temu cudem uniknął pan śmierci.
Cudem jest to, że wyszedłem z tego wypadku. Wracaliśmy z żoną wielkim samochodem. Nagle, bez powodu, rozległ się okropny huk. Auto wyleciało w powietrze. Nie wiem, jak to się stało, ale nie przelecieliśmy na drugi pas. Udało mi się zjechać na pobocze. Samochód poszedł do kasacji, ale nam nic się nie stało. Wierzę, że wtedy nasz czas na ziemi jeszcze się nie skończył. Bóg stwierdził, że mam jeszcze coś do zrobienia.
Co pomaga panu utrzymać pozytywne usposobienie?
Żyjąc już tyle lat nauczyłem się, że narzekanie nie jest receptą, by w życiu było lepiej. Należę do tych, którzy widzą szklankę do połowy pełną, nie pustą. I dziękuję Bogu, że tak jest! Może to kwestia charakteru, doświadczeń i świadomości. Niektórzy nie zastanawiają się nad przeżywanymi doświadczeniami. Ja wierzę, że trzeba przemyśleć to, co się dzieje wokół, jaka jest tego przyczyna. Wierzę też, że w świecie przeważa dobro. To, co się dzieje wokół, to nasze dzieło. Tworzymy rzeczywistość i od nas zależy, czy naszą wiedzę i umiejętności przekładamy na dobre czy złe rzeczy.
Najwięcej radości dają panu wnuki. O czym pan najczęściej z nimi rozmawia?
O wszystkim! Wnuki są kochane. Nie robią nic, co by mi przeszkadzało. Są mądre, potrafią kochać, są empatyczne dla zwierząt. Kocham ich za to, że są. Jestem wdzięczny, że mamy czas i możliwości, by się spotykać, porozmawiać.
„Modlę się za duszę wnuczka”
Przeżył pan śmierć jednego z wnucząt, 4-miesięcznego Kubusia. Miał pan o to żal do Boga?
Miałem żal do ludzi, nie do Boga. Gdy człowiek styka się ze śmiercią ukochanej osoby, potrafi zachować się irracjonalnie. Mówi różne rzeczy, których potem może żałować. Zanim nastąpił moment fizycznej śmierci, Kubuś był podtrzymywany przy życiu za pomocą maszyn. Każdy z nas wierzył, że będzie żył. Po dwóch tygodniach oczekiwania stało się inaczej. Modlę się za jego duszę.
Jego rodzice zdecydowali o przekazaniu organów innym. Tak uratowano 3 osoby. To nieco ukoiło pański ból?
Kubuś uratował życie trójki dzieci. Taka świadomość pozwala inaczej spojrzeć na jego śmierć.
Często modli się pan w samochodzie.
Tak. Co ważne, nie tylko proszę o coś Boga, ale i dziękuję. Ludzie często kwestionują Jego istnienie. Mówią, że Go nie ma, bo stała się im jakaś krzywda. Ale jak jest dobrze, to niestety nie widzą Jego działania. Są bardziej otwarci na kultywowanie zła.
Rybiński: Życie składa się z drobiazgów
„Nie krzywdź innych, nie kłam, bo kłamstwo ma krótkie nogi, a prawda zawsze wyjdzie na jaw”. Dobro i prawda to wartości, które nadają pana życiu kierunek?
Pielęgnuję je codzienne, bo życie składa się z drobiazgów. Jeśli zaczynamy kłamać, trzeba wymyślać kolejne kłamstwa, by zagłuszyć poprzednie. W świecie, w którym nie ma prawdy, trudno żyć. Najprostsze rzeczy powinniśmy nazywać po imieniu.
Jakie pan ma marzenia, prócz tych muzycznych?
Chciałbym być zdrowy. Może to banalne, ale jeśli człowiek przeżywa coś poważnego, jego życiu zagrożą choroba, to zdaje sobie sprawę, ile warte jest zdrowie. Każdy dzień jest dla mnie ważny. Nie chciałbym zlekceważyć nawet najmniejszej rzeczy, która może dać drugiemu odrobinę radości.
Nowa piosenka to zapowiedź nowej płyty. Już można jej posłuchać?
Płyta została ukończona i jest do odsłuchania w internecie, na YouTubie. Fizycznie pewnie będzie dostępna pod koniec roku. To pierwsza płyta, której nie jestem producentem. Wykonuję swoją pracę, czyli śpiewam (śmiech). Zachęcam wszystkich do odsłuchania, będzie mi bardzo miło.