separateurCreated with Sketch.

Grzechy: dla św. Jana jest tylko jedno lekarstwo. Skuteczniejsze niż batalie z demonami

CIENKI LÓD
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Często wierni pytają, czy coś już jest grzechem, czy jeszcze nie. To jakby zastanawiać się, jak cienki może lód, żeby jeszcze pode mną wytrzymał. Po co w ogóle na niego wchodzić?

1 List św. Jana: Żeby zgładzić grzechy

Każdy, kto grzeszy, dopuszcza się bezprawia,
ponieważ grzech jest bezprawiem.
Wiecie, że On się objawił po to,
żeby zgładzić grzechy,
w Nim zaś nie ma grzechu.
Ktokolwiek trwa w Nim, nie grzeszy,
żaden zaś z tych, którzy grzeszą,
nie widział Go ani Go nie poznał.
Dzieci, nie dajcie się zwodzić nikomu;
ten, kto postępuje sprawiedliwie,
jest sprawiedliwy,
tak jak On jest sprawiedliwy.
Kto grzeszy, jest dzieckiem diabła,
ponieważ diabeł trwa w grzechu od początku.
Syn Boży objawił się po to,
aby zniszczyć dzieła diabła.
Ktokolwiek zrodził się z Boga,
nie grzeszy,
gdyż trwa w nim nasienie Boże;
taki nie może grzeszyć, bo się narodził z Boga
(1 J 3,4–9).

Św. Jan opisuje grzech, będący zaprzeczeniem komunii i, siłą rzeczy, adoracji. Święty Jan, nawet kiedy opisuje stan utraty wspólnoty z Bogiem, nie potrafi – to ważna intuicja – opisać tego inaczej, jak tylko odnosząc się jednocześnie do Osoby Zbawiciela.

Pisze: Wiecie, że On się objawił po to, żeby zgładzić grzechy, w Nim zaś nie ma grzechu, a kto w Nim trwa, nie grzeszy, a więc nawet jak mówi o grzechu, to od razu wskazuje lekarstwo.

To już jest grzechem, czy jeszcze nie?

Zanim jednak do tego dojdziemy, popatrzmy na stwierdzenie wprowadzające, w którym św. Jan określa grzech mianem bezprawia (…). A zatem dla św. Jana grzech/bezprawie to każde wydarzenie, czyn, myśl, pragnienie, które w ostatecznym rozrachunku uniemożliwiają spotkanie z Bogiem.

Często wierni pytają, czy coś już jest grzechem, czy jeszcze nie. To jakby zastanawiać się, jak cienki może lód, żeby jeszcze pode mną wytrzymał. Po co w ogóle na niego wchodzić? Prawidłowe pytanie brzmi: czy jest to nam do zbawienia potrzebne?

Jeśli nie jest, to znaczy, że szkoda na to czasu. Natomiast jeżeli przyda się do zbawienia, pomoże w drodze do Pana Boga, to jak najbardziej uczynienie tego jest wskazane. Taki sposób myślenia zdaje się sugerować św. Jan, bo pisze: Każdy kto grzeszy, dopuszcza się bezprawia, a można to stwierdzenie odwrócić: jeśli tracisz czas, bo robisz coś, co nie pomaga w spotkaniu z Panem Bogiem, to dopuszczasz się bezprawia. Marnujesz życie, do niczego ci to nie jest potrzebne. Takie podejście do grzechu nie ma cech neurotycznych, a nabiera zdroworozsądkowych. To pierwsza uwaga.

Walczymy z grzechem?

Druga: mamy zapisane w głowie, że walczymy z grzechem, i to jest dobre, ale św. Jan nam przypomina, cała tradycja po nim, że grzech usuwa nie tyle nasz wysiłek, co Bóg, który przecież objawił się po to, żeby skreślić zapis dłużny (Kol 2,14).

To, jak ważne to stwierdzenie w nauce Apostoła, pokazuje jego Ewangelia. Święty Jan dostrzegł Jezusa, bo wskazał Go jego nauczyciel, czyli św. Jan Chrzciciel, mówiąc: Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata (J 1,29). Słowa, które Apostoł usłyszał od Jana Chrzciciela lub potem od Jezusa, ciągle w nim pracują, ciągle do niego wracają.

W tym aspekcie Ewangelia św. Jana i pozostałe pisma są bardzo Maryjne, bo św. Łukasz o Matce Bożej zapisuje, że Ona zachowywała wszystkie te [Boże] sprawy i rozważała je w swoim sercu (Łk 2,19.51). Tak samo św. Jan nie szuka ciągle nowych treści, tylko to, czego nauczył się jako młody człowiek, ciągle rozważa, przez kolejne etapy swojego życia, aż do późnej starości, stara się je nieustannie coraz lepiej zrozumieć.

Jedyne lekarstwo

Trzeci aspekt polega na tym, że św. Jana nie interesuje kontemplowanie grzechu, taplanie się w tym błocie. On krótko określa, na czym zło polega, i zaraz potem zajmuje się odpowiadaniem na pytanie – nawet jeśli ono nie padło – w jaki sposób się z niego uleczyć.

Dla Apostoła jest tylko jedno lekarstwo – bycie w głębokiej komunii z Bogiem. Dlatego stwierdza: ktokolwiek trwa w Nim, nie grzeszy. Co oznacza, że dobrze byłoby, byśmy połowę tego wysiłku, który wkładamy w walkę z grzechem, włożyli w pogłębienie relacji z Panem Bogiem. To będzie bardziej skuteczne niż batalie z demonami.

Można czasami mieć wrażenie, że diabłu właśnie o to chodzi, żeby człowiek skupił się na walce ze złem i przez to zapomniał o Bogu. Tymczasem dramat grzechu nie polega na tym, że robimy to czy tamto, tylko na tym, że przestajemy być we wspólnocie ze Stwórcą. Im ona staje się głębsza, tym grzech bardziej słabnie, staje się coraz mniej zdolny do zadawania śmiercionośnych ran.

Wprowadź do domu właściwego Gospodarza

Lepiej to zrozumiemy, jeśli przypomnimy sobie pouczenie z tradycji synoptycznej o tym, że kiedy duch nieczysty opuści człowieka, to błąka się po miejscach bezwodnych, a nie znajdując miejsca, gdzie mógłby spocząć, wraca do człowieka. Tam zastaje dom czysty, wymieciony, więc bierze jeszcze siedem innych złych duchów, gorszych niż on sam, i zamieszkują w człowieku, i jego stan staje się jeszcze gorszy niż był wcześniej (zob. Mt 12,43–45a).

Ten obraz, nieco przerażający, mówi, jak ważne w uwolnieniu się człowieka jest wprowadzenie do domu właściwego Gospodarza. Kiedy zły duch wraca i odkrywa, że mocarz uzbrojony strzeże swego dworu, to bezpieczne jest jego mienie (Łk 11,21). Przyjdzie, ale nic nie będzie mógł zrobić.

Można oczywiście chodzić dookoła domu i przeganiać złego ducha z krzaków, żeby nie wrócił, ale człowiek nie jest od diabła sprytniejszy. Natomiast jak Pan Bóg jest w duszy i wszystkie sprawy są na swoim miejscu, to wówczas demon nic nie wskóra.

Święty Jan nam przypomina: Syn Boży objawił się po to, aby zniszczyć dzieła Złego; wziąć zagubioną owcę na ramiona i odnieść z powrotem do stada. Obrazy u synoptyków Boga jako dobrego Pasterza, obecne też w Ewangelii św. Jana, pokazują z mocą, że On jest po naszej stronie, od samego początku i bezwarunkowo.

Rozerwanie komunii z Bogiem i uniemożliwienie adoracji

Pomyślmy zatem o grzechu jako o rzeczywistości, która nie tyle jest łamaniem jakiegoś abstrakcyjnego tabu – takie podejście to jest specjalność religii wcześniejszych niż chrześcijaństwo, w których grzech polegał na złamaniu normy, która nie wiadomo po co została ustanowiona.

Czytałem kiedyś o najwyższym rzymskim kapłanie, że musiał najbardziej pokutować po tym, kiedy ogolił się brzytwą z brązu – straszne przestępstwo – albo kiedy zobaczył maszerujące wojsko. Nikt nie wiedział, po co te zakazy zostały wydane, ale ściśle ich przestrzegano.

Dla chrześcijan grzech to rozerwanie komunii z Bogiem i uniemożliwienie adoracji. Jedynym lekiem na to jest zaangażowanie się jeszcze głębiej w realizowanie tych praktyk, by to Bóg mógł zwyciężyć i by Chrystus Pan mógł mieszkać w swoim domu – naszej duszy.

Z jednej strony, św. Jan nazywa rzeczy po imieniu i pokazuje grozę grzechu, abyśmy go nie lekceważyli, bo to poważna sprawa, a z drugiej – pociesza, byśmy nie rozpaczali, że jesteśmy przegrani, bo nie jesteśmy w stanie poradzić sobie ze słabością.

Ani nie lekceważy, ani nie przecenia.  Myślę, że to takie pogodne podejście, które cechuje również Regułę benedyktyńską i całą tradycję monastyczną: podchodzić do tych kwestii trzeźwo, z rozsądkiem, bez wielkiego strachu. Z pogodą ducha, bez paniki.

Jak uwiązany wściekły pies

Święty Augustyn mówił, że zły duch jest jak uwiązany wściekły pies. Może cię pogryźć tylko wtedy, kiedy podejdziesz na długość łańcucha, ale jak tego nie zrobisz, to jesteś bezpieczny. Wierzymy, że na ten łańcuch go wziął Chrystus Pan, więc silniejszy jest Ten, kto jest po naszej stronie.

Jest taki apoftegmat, który odwołuje się do historii Elizeusza (zob. 2 Krl 6,8–17). Kiedyś jeden z braci przeżywał straszne pokusy i już nie miał siły walczyć z diabłami, które go dręczyły. Poszedł do starca i płakał, że nie może wytrzymać. Wtedy abba wyprowadził go na dach i powiedział: „Popatrz na zachód”. Ten spojrzał i zobaczył wielkie wojsko szatańskie, które wrzeszczało jak przed bitwą. „A teraz popatrz na wschód”, a tam były wielkie zastępy aniołów.

Wtedy starzec powiedział: „Ci na zachodzie są przeciwko nam, a ci, którzy są na wschodzie, z nami i są stokroć potężniejsi”. Wierzymy więc, i tak nas naucza Kościół, że jesteśmy po stronie Zwycięzcy i Pan Bóg da nam udział w zwycięstwie paschalnym swego Syna.

Fragment książki „Pierwszy List św. Jana czyli o adoracji i codziennym życiu Ewangelią”, Tyniec Wydawnictwo Benedyktynów. Tytuł, lead, śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji Aleteia.pl.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.