Witrażownictwo znano już w starożytności, ale rozpowszechniło się w sztuce gotyku. W Polsce, w kościele Najświętszego Serca Jezusa Chrystusa w Rypinie, znajduje się największy europejski witraż – ma powierzchnię ponad 200 metrów kwadratowych!
Jolanta Tokarczyk: Witraże to u pana tradycja rodzinna?
Marek Wituszyński: Raczej przypadek, który sprawił, że w 1999 roku trafiłem do pracowni witrażownictwa Władysława Kozioła, mistrza z Torunia. Odpowiedziałem na ogłoszenie prasowe i poszedłem na spotkanie. Tak się zaczęło. Szybko przekonałem się, że to pasjonująca praca. Przez siedem lat pracowałem u mistrza, uczyłem się zawodu, konserwacji, wykonywania nowych witraży. Wszystkie prace wykonywaliśmy tradycyjnymi metodami. W 2006 roku nasze drogi się rozeszły, pan Władysław ma obecnie 92 lata i z racji wieku już nie pracuje, chociaż znając jego determinację i miłość do malarstwa i sztuki witrażu, nie jestem tego do końca pewien. W 2006 roku otworzyłem więc własną pracownię.
Witrażownictwo to trudna sztuka?
Trzeba posiadać przede wszystkim umiejętności manualne oraz dużo cierpliwości i sprytu. Tworzenie witraży to dłubanina, misterna praca, ale efekt wynagradza starania. Oczywiście potrzebna jest też wyobraźnia, ale przede wszystkim na etapie projektowania – a to inny rodzaj twórczości niż samo wykonanie witraży. Na początku, kiedy się zatrudniałem, nie wymagano od nas umiejętności projektowania, ponieważ mistrz sam się tym zajmował. My dbaliśmy o rzemiosło, docinanie szablonów, szkieł, składanie witraży w ołów, kitowanie i montaż w kościołach. Po kilku latach praktyki malowaliśmy na szkle, wypalaliśmy je itp. Dopiero kiedy otworzyłem własną pracownię, zacząłem projektować witraże. Wykonywaliśmy również sporo konserwacji witraży, było to niezwykle pasjonujące… I jest do dzisiaj.
Kiedy otrzymałem do jednego ze swoich pierwszych zleceń tematy do projektów witraży, nieco się przestraszyłem, myślałem że nie podołam, ale strach ma wielkie oczy. W późniejszym okresie, aby jeszcze wejść poziom wyżej, nawiązałem współpracę z kolegą, doktorem grafiki na ASP w Toruniu, Jakubem Jaszewskim. Obecnie współpracuję z absolwentem ASP w Toruniu, panem Karolem Michalskim.
Zobacz galerię prac Marka Wituszyńskiego:
Tworzenie witraży wczoraj i dziś
Jak przedstawić twarze czy sylwetki świętych?
Projekty wykonujemy sami. Nie ma problemu ze znalezieniem sztuki sakralnej w internecie i w książkach. Czasami inspirujemy się jakąś sceną, ale stawiamy na oryginalność, w zgodzie z tradycją. Najważniejsze jest dopasowanie stylistyki witrażu do charakteru kościoła, a każde wnętrze jest inne. Inaczej projektuje się witraże do zabytkowych świątyń, a inaczej do nowych obiektów. Przy tych pierwszych szukamy inspiracji, przeglądając neogotyckie witraże dawnych mistrzów.
Największym wyzwaniem są rekonstrukcje witraży i szklenia historycznego. Jeżeli jest taka możliwość, opieramy się zdjęciach i dokumentacji konserwatorskiej. Taka sytuacja miała miejsce przy rekonstrukcji witraży w Sławnie w kościele Mariackim. Na podstawie przedwojennych, czarno-białych fotografii odtworzyliśmy witraże prezbiterium w stylu neogotyckim; kontury, podziały, motywy roślinne, a kolorystykę szkieł dobieraliśmy na bazie podobnych realizacji z tamtego okresu. Konserwowaliśmy witraże w kościele Najświętszej Marii Panny w Toruniu. Przywracaliśmy świetność neogotyckim witrażom z 1896 roku. Nasze prace objęły wszystkie okna prezbiterium – prawie 300 metrów kwadratowych witraży. Okna mają 20 metrów wysokości i 2,5 metra szerokości każde. Potężne wyzwanie.
Czy dawna sztuka tworzenia witraży różni się od obecnej?
Dawne techniki niewiele różniły się od naszej obecnej pracy, ponieważ większość zadań wykonujemy ręcznie. Docinamy szkło, ręcznie malujemy wszystkie elementy, motywy figuralne, roślinne, kontury, wypalamy szkło w piecach, obecnie elektrycznych, nakładamy patynę, znów wypalamy. Ołów walcujemy walcarką o napędzie elektrycznym, a nie jak dawniej – na korbkę. To niuanse, ale cały proces jest bardzo podobny.
Częściej wspomagamy się zdobyczami technologicznymi na etapie tworzenia projektu. Praca wykonywana na papierze przeniosła się na ekran monitora, obrabiamy na warstwach i drukujemy, korzystając z drukarni wielkoformatowej. Pozostałe czynności przebiegają podobnie jak przed laty.
Jak wygląda tworzenie witraży?
Jakie są oczekiwania?
Najczęstsze prośby dotyczą przedstawienia na witrażach patronów świątyń. Sporo witraży przedstawia sceny drogi krzyżowej. Robiliśmy na przykład witraż do świątyni składającej się z czternastu okien, po siedem w każdej nawie, przedstawiających właśnie drogę krzyżową. Jeśli witrażami ozdabiane są cztery okna, zawierają one najczęściej podobizny czterech ewangelistów. Witraż w kościele Matki Bożej Różańcowej w Białymstoku symbolizował pięć tajemnic różańcowych. Na górze świątyni znajdowało się 50 mniejszych okienek i 5 większych. Wykonaliśmy więc witrażowy różaniec. 50 małych koralików umieściliśmy w mniejszych oknach, a 5 dużych – w większych.
W Białymstoku robiliśmy też witraże do kościoła pw. św. Maksymiliana Marii Kolbego, ale tam akurat prezbiterium składa się po prawej stronie z witraża przedstawiającego stworzenie, pośrodku znajduje się figura Chrystusa, po lewej stronie witraż przedstawiający siedem darów Ducha Świętego. Często kierujemy się symboliką. Rodzaj witraża zależy też od typu świątyni – czy kościół jest nowy, czy zabytkowy. Unikamy nowoczesnych form w zabytkowych kościołach, które nie współgrałyby z charakterem wnętrza.
Ile czasu zajmuje wykonanie okna witrażowego?
Wszystko zależy od wielkości okna, liczby szkieł, malunków, zróżnicowania projektu, liczby konturów, warstw farby, którą trzeba nałożyć na szkła. Im bardziej skomplikowany projekt, im więcej detali do docięcia ze szkła i wymalowania, tym praca jest trudniejsza.
Najprościej robi się witraże geometryczne, czyli typowo gotyckie, które mają romboidalne podziały lub prostokątne szklenia z dmuchanego szkła jasielskiego. Znając wymiary kwater, wyrysowuje się podział, docina szkło, a potem składa bezpośrednio w ołów i w zasadzie mamy gotowy witraż. Wystarczy go przekitować, przylutować wąsy, czyli miedziane druciki do ołowiu, zamontować i przykręcić wiatrownice, aby witraże się nie wybrzuszały. W większości kościoły są przeszklone, więc do wybrzuszenia się kwater nie dochodzi często, ale trzeba temu zapobiec i chodzi tu również o historyczne odtworzenie.
Wiele kościołów korzysta z funduszy na termomodernizację, montuje ogrzewanie podłogowe i musi sprostać wymogom termoizolacji, więc w oknach od środka montowane są szyby zespolone, a od zewnątrz witraże. Niedawno pracowaliśmy tak w kościele w Barczewie pod Olsztynem, a w Jamnie koło Koszalina (nagroda Zabytek Zadbany 2020, przepiękny kościół), wykonaliśmy rekonstrukcję, stosując taki sposób szklenia termicznego z witrażem z zewnątrz i szybą zespoloną od środka. W ten sposób podkreślamy zabytkowy charakter świątyni. Akty wandalizmu nie zdarzają się często, a dzieciaki też nie grają już w piłkę przy świątyniach.
Witraże – tylko w kościołach?
Żeby naprawić stłuczony element, trzeba demontować całość?
Zazwyczaj tak, ale czasami wystarczy wyjąć pojedynczą szybkę. Nie ma natomiast potrzeby tworzenia witrażu od nowa, wymienia się tylko uszkodzone elementy.
W ilu kościołach robił pan witraże?
W ciągu 15 lat, od kiedy posiadam własną pracownię, wykonałem witraże w co najmniej siedemdziesięciu kościołach. W ciągu roku pracujemy zazwyczaj w od pięciu do ośmiu obiektach sakralnych. Czasami witraże do jednego obiektu robi się przez kilka lat, a prace dzieli się na etapy.
Mówi się o słowiańskiej kulturze i stylu. Czy polska sztuka tworzenia witraży różni się od europejskiej?
Polska sztuka tworzenia kojarzy się z Wyspiańskim i Mehofferem. Nie była ona tak mocno zakorzeniona, głównymi ośrodkami po II wojnie były pracownie powiązane z PKZ-etami (klasyfikacje zawodowe – red.), to w nich głównie wykonywano witraże. Większość witraży, które zachowały się do naszych czasów, pochodzi z dawnych Prus. W ich tworzeniu wyspecjalizowały się pracownie niemieckie.
A witraże dla osób prywatnych?
Najczęściej wykonuję witraże do obiektów sakralnych, ale niedawno wykonywaliśmy konserwację przedwojennych witraży z 1914 r. w kamienicy braci Jabłkowskich w Warszawie. Cudem przetrwały wojnę, pewnie dzięki temu, że dom został wybudowany z konstrukcji żelbetowych, co w tamtych czasach było rzadkością. Witraż również się zachował, choć oczywiście nie wszystkie kwatery, ale główny motyw, przedstawiający damy w strojach z różnych epok, przetrwał w dobrym stanie.
Ciekawym wyzwaniem było wykonanie witraży do niemieckiej kamienicy, w której nawet nie byłem, ponieważ rodzina przywiozła szkła do Polski. Zobaczyłem na fotografii, że były to piękne witraże, ale sztuką okazało się dostarczenie fragmentów. Ostatecznie klienci przywieźli je w dziecięcych wanienkach do kąpieli. Złożyłem je w całość i oddałem już nie w wanienkach, ale starannie zapakowane, a polscy pracownicy zainstalowali je w kamienicy.
Witrażownictwo – zawód na wymarciu?
Czy witrażownictwo to praca dla mężczyzn, czy również dla kobiet?
Wszystko zależy od skali projektu. Jeśli mówimy o witrażach do domu, pamiątkach, to jest to również praca dla pań. Jeśli zaś mamy na myśli duże kwatery witrażowe do kościołów, jest to praca na wysokości 15-20 metrów, wymagająca siły, wciągania ciężkich szkieł, więc wykonują ją mężczyźni.
Ma pan następców czy witrażownictwo to ginący zawód?
W mojej pracowni pracujemy w 5-osobowym zespole, ale zawód jest coraz bardziej unikalny. Przed laty zagłębie witrażownictwa znajdowało się w Toruniu, ale teraz środowisko się kurczy. Starsi wymierają, a młodzi nie garną się do zawodu, w którym, żeby się nauczyć, trzeba przez kilka lat cierpliwie pracować. Z biegiem lat może być coraz trudniej. Może syn przejmie pracownię, kto wie? Na razie ma 13 lat, a ja w jego wieku nie miałem pojęcia, że kiedyś będę tworzyć witraże.
Zobacz galerię prac Marka Wituszyńskiego: