Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Magdalena Prokop-Duchnowska: Ciuchy, makijaż, kosmetyki – dla jednych próżne hobby, a dla ciebie narzędzie, za pomocą którego otwierasz drzwi do kobiecych serc.
Asia Jóźwiak: Kiedy 6 lat temu nawróciłam się, studiowałam już projektowanie ubioru i przyznam szczerze, że zawahałam się, czy powinnam dalej w to iść. Wydawało mi się wtedy, że taka powierzchowna praca kłóci się z głębią wiary. Na szczęście Bóg szybko rozwiał moje wątpliwości. W trakcie jednej z modlitw przypomniał mi, jak będąc małą dziewczynką, z zapałem rysowałam sylwetki, przebierałam lalki i robiłam makijaże wirtualnym modelkom. Zrozumiałam, że to On taką mnie stworzył, składając w moim sercu konkretne talenty i pasje. Dotarło do mnie, że to, co robię, jest dobre, i że mam robić to dalej.
Asia Jóźwiak – ewangelizacja na Instagramie
Twój Instagram cieszy oko stylem i spójną kolorystyką. Motywujące i rozwojowe treści przeplatają się z postami o modzie i recenzjami ekologicznych kosmetyków. Gdzie tu miejsce na ewangelizację?
Między innymi dlatego, że profil jest atrakcyjny dla oka, a tematyka postów nie ogranicza się wyłącznie do wiary – mają szansę trafić tutaj kobiety spoza Kościoła. I tak się zresztą dzieje. W prywatnych wiadomościach dziewczyny pytają o kwestię ubioru albo makijażu, a kończy się na głębokich zwierzeniach dotyczących np. związków. Często czują się tutaj na tyle bezpiecznie, że otwierają przede mną serca i traktują jak przyjaciółkę.
Św. Paweł napisał: „Dla Żydów stałem się jak Żyd, aby pozyskać Żydów. Dla słabych stałem się jak słaby, by pozyskać słabych. Stałem się wszystkim dla wszystkich, żeby w ogóle ocalić przynajmniej niektórych”. Te słowa mocno zainspirowały mnie do działania w sieci. Postanowiłam sięgnąć po środki, które są moją pasją, a jednocześnie „wszystkim” dla świata – moda, kosmetyki, rozwój, Instagram – żeby za ich pośrednictwem trafiać do ludzi, którzy nie znają Boga.
Moda na chwałę Boga!
Wydaje się, że stereotyp tzw. „oazówki” – nieatrakcyjnej katoliczki ubranej w wyciągnięty sweter i spódnicę do ziemi – dawno odszedł w zapomnienie. A jednak wciąż można spotkać wierzące kobiety, które zastanawiają się, czy podążanie za modą i chodzenie do kosmetyczki może być oznaką próżności, a robienie makijażu grzechem…
Sama biłam się kiedyś z myślami, czy projektowanie ubrań nie stoi w opozycji do Biblii, która nawołuje przecież, żeby nie troszczyć się zbytnio o odzienie. Potem zrozumiałam, że wszystko – od gotowania, po ubieranie się, a nawet makijaż – można robić na Jego chwałę. Co więcej, On kocha jakość i chce, żebyśmy te wszystkie rzeczy wykonywali z maksymalnym zaangażowaniem i na możliwie najwyższym poziomie. Jesteśmy przecież wizytówkami samego Nieba! Dajemy świadectwo wiary i oddziałujemy na innych nie tylko przez postawę, pracę, służbę, codzienność, ale też przez to, jak wyglądamy…
Tym trudniej jest mi zrozumieć, że spotykam na swojej drodze katolików, którzy otwarcie krytykują tematykę mojej działalności w Internecie. Tak jakby w pisaniu o ubraniach i kosmetykach było coś niewłaściwego… Co gorsze, zdarza się też, że przez pryzmat moich zainteresowań ktoś próbuje ocenić moje serce i duchowość.
Jakie uwagi zdarzyło ci się słyszeć?
Tak się złożyło, że wszystko, co w moim wnętrzu barwne i kolorowe, przerzucam na projekty, a sama uwielbiam ubierać się na czarno. Kilka osób ze środowiska wiary zwróciło mi kiedyś uwagę, że taka słabość do czerni może sygnalizować jakiś wewnętrzny problem. Ponieważ te osoby były dla mnie duchowymi autorytetami, zaczęłam zastanawiać się, czy na pewno wszystko ze mną OK. A Bóg powtarzał swoje – że kocha mnie taką, jaką jestem – razem z moimi upodobaniami. I że czarne ubrania nie świadczą o tym, że ktoś ma takie serce.
Innym razem dostałam maila z pytaniem, czy mam świadomość, że makijaż jest kłamstwem i czy się z tego kłamstwa spowiadam. Był czas, że makijażem starałam się kreować kogoś, kim nie jestem. Po nawróceniu, zamiast rezygnować z kosmetyków, zaczęłam po prostu lepiej z nich korzystać – mniej kamuflować niedoskonałości, a bardziej akcentować naturalne piękno. Zdaje sobie sprawę, że są osoby, dla których makijaż jest poprawianiem samego Boga, ale idąc tym tokiem rozumowania, złem byłoby niemal wszystko – łącznie z przerabianiem owoców na dżem.
Asia Jóźwiak: Człowiek to CUD!
Z jednej strony mamy troszczyć się o wygląd, z drugiej pilnować, by nie zafiksować się na sferze ciała. Jak znaleźć balans?
Jako nastolatka miałam okazję obracać się w świecie modelingu. Mimo że byłam szczupła, wciąż słyszałam od innych, że jestem za gruba. Nie czułam się piękna, chciana, kochana i zaczęłam te odrzucenie i trudne emocje zajadać. Potrafiłam nocą popłynąć z ilością jedzenia, a potem – z powodu wyrzutów sumienia – cały dzień się głodzić. Przy wszechobecnym kulcie ciała, podrasowanych, instagramowych obrazkach i zdjęciach rodem z Photoshopa łatwo o przegięcie, a stąd krótka droga do depresji, perfekcjonizmu czy zaburzeń odżywiania.
Człowiek to CUD, czyli "C" jak ciało, "U" jak umysł i "D" jak duch. Definiują nas 3 sfery – cielesna, umysłowa i duchowa. Są jak naczynia połączone – jeśli zaniedbamy jedną z nich, cierpią pozostałe. I odwrotnie – troska o rozwój każdej równocześnie gwarantuje harmonijny wzrost i dobre samopoczucie.
Dla mnie złotym środkiem jest szukanie w tym wszystkim poczucia wolności i odpowiednie ustawienie wewnętrznej motywacji. Staram się dbać o ciało – trenować, malować się, być na diecie – dla siebie, a nie dla podziwu i poklasku ze strony innych. Ale po ten balans idę zawsze do Boga. Wiem, że jeśli gdzieś zawalę, przywoła mnie do porządku. Gdy jakiś czas temu zaniedbałam regularne przyjmowanie suplementów, podczas modlitwy trafiłam na słowo o wierności w małych rzeczach. Takich Bożych „przypominajek” było w moim życiu znacznie więcej.
„Bóg ma większe plany niż nasze marzenia”
Odnoszę wrażenie, że wiesz, dokąd zmierzasz i konsekwentnie idziesz wytyczoną drogą. Jak rozeznajesz kolejne kroki?
Wychowałam się na duchowości ignacjańskiej, w której dużą wagę przywiązuje się do rozeznawania. Dla mnie taką kluczową zasadą jest powstrzymywanie się od podejmowania ważnych decyzji w strapieniu. Czyli jeśli mam gorszy czas – choćby się waliło i paliło – nie rezygnuję z wcześniej podjętych postanowień.
Dobrym czasem do rozeznawania jakichś większych decyzji są dla mnie rekolekcje w ciszy. Na co dzień posiłkuję się adoracją. Siedzę przed Najświętszym Sakramentem do skutku i nie wychodzę z kościoła, dopóki nie usłyszę odpowiedzi na zadane pytanie. A kiedy przyjdzie, od razu wiem, że jest od Niego, bo sama z siebie tak mądrej rzeczy nigdy bym nie wymyśliła.
A żeby łatwiej mi było wytrwać w tych „małych”, codziennych zadaniach, Bóg wkłada w moje serce większe marzenia. Aktualnie noszę w sobie pragnienie stworzenia własnej marki. Oczywiście z zamiarem zrobienia tego na najwyższym poziomie, tak żeby za pomocą „światowego” narzędzia móc zdobywać kolejne serca dla Jezusa. Nie mam pojęcia, czy ten scenariusz dojdzie kiedyś do skutku, ale lubię myśleć, że: „Bóg ma większe plany niż nasze marzenia”.