Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Aż trudno uwierzyć, że w jednym z najbardziej zeświecczonych krajów Ameryki Południowej jakiś ksiądz dostał się do finału „MasterChef Celebrity”. Swoim występem zdołał przełamać wiele stereotypów. Pokazał się jako wyjątkowy człowiek, któremu na sercu leży los potrzebujących.
„Możliwość uczestnictwa w tym wspaniałym programie to niesamowity prezent od Pana Boga”– pisał El Gordo na swoim twitterowym koncie, gratulując jednocześnie aktorce Pauli Silvie, swojej rywalce, która ostatecznie wygrała program.
Obecność tego kapłana w najsłynniejszej kuchni kraju była prawdziwym wydarzeniem nie tylko dla pozostałych uczestników konkursu, ale również widzów. Tych pierwszych zaraził swoim życiowym mottem „Hasta el cielo no paramos” czyli: „W drodze do nieba nie robimy sobie przystanków”. Ci drudzy natomiast mogli podziwiać wykwintne dania w wykonaniu księdza na poziomie najlepszych światowych restauracji.
Wielki finał i... papieska kremówka!
W ostatnim odcinku programu nie zabrakło emocji. Finaliści, jak zawsze, musieli przyrządzić trzy potrawy (przystawkę, danie główne i deser). W trakcie komponowania menu El Gordo mógł liczyć na doping dwóch braci, którzy mu towarzyszyli. Swoją obecnością wspierał go również proboszcz jego parafii, ks. Gonzalo Estévez.
Na tym etapie programu widzowie mieli okazję jeszcze bliżej poznać osobowość ks. Juana Andrésa oraz jego unikalny kulinarny styl. Zaprezentował polentę z krewetkami i pikantną kiełbasą chorizo – danie typowe dla kuchni lokalnej, charakterystyczne ze względu na fuzję smaków ziemi i morza. Nawiązał także bezpośrednio do Bożego Narodzenia, przygotowując tradycyjne vitellotonnato, czyli schab cielęcy gotowany w winie z sosem tuńczykowym.
Popisowym numerem okazał się jednak absolutnie nadzwyczajny deser. El Gordo zaserwował jurorom „papieską” kremówkę, czyli ulubiony deser papieża św. Jana Pawła II.
„Deser to mój słaby punkt. Tutaj może mnie uratować tylko papież Jan Paweł II” – wyznał ze śmiechem ks. Juan Andrés w ferworze gotowania.
Jego wybór nie był przypadkowy, chciał w ten sposób uczcić postać św. Jan Pawła II. „Bardzo bym chciał móc kiedyś przygotować ten deser dla papieża Franciszka” – zdradził jednocześnie.
Ks. Juan Andrés Verde
„Każdym daniem chciałem coś przekazać. Pierwszym podkreślić to, jak ważna jest rodzina, Boże Narodzenie, w centrum którego stoi Jezus. Przy daniu z polenty pragnąłem wykorzystać składnik obecny w każdym domu i pokazać, że jest dla niego miejsce w wykwintnej kuchni. Poza tym kombinacją smaków ziemi i morza nawiązałem do Jana Pawła II, który przemierzał lądy i morza, aby ewangelizować. Sądzę, że mój udział w programie też po części miał cel ewangelizacyjny. Dlatego papież Jan Paweł II był dla mnie inspiracją. Podjąłem decyzję o wystąpieniu w tym programie, aby, na sposób urugwajski, nieść ludziom Chrystusa” – wyjaśnił w rozmowie z Aleteią El Gordo.
„Dlatego właśnie «papieska kremówka» – dodał. Okazało się także, że zetknął się z tym deserem w jednym z artykułów opublikowanych przez Aleteię i stąd zaczerpnął pomysł.
To właśnie ten deser był uwieńczeniem sukcesów, jakie odnosił na każdym wcześniejszym etapie programu, i to dzięki niemu ks. Juan Andrés Verde miał okazję stać się nowym MasterChefem Celebrytą w Urugwaju.
"MasterChef" – niespodziewana nagroda
Jak by nie patrzeć, El Gordo wyszedł z programu zwycięsko. Nie chodzi wcale o statuetkę czy brawa publiczności. Ostatecznie zdobył najważniejszą nagrodę.
Celem, jaki przyświecał ks. Juanowi Andrésowi Verde, kiedy podejmował decyzję o udziale w programie, było zebranie funduszy na pomoc potrzebującym mieszkańcom dzielnicy Santa Eugenia w stolicy Urugwaju, Montevideo.
Sam El Gordo potwierdził tę wspaniałą wiadomość, mówiąc, iż pewna osoba zobowiązała się wpłacić na cele jego działalności sumę, którą on wygrałby, gdyby zwyciężył w konkursie.
Poza tym, jak opowiedział Aletei, zupełnie nieoczekiwaną nagrodą okazało się dla niego gorące przyjęcie i wdzięczność ze strony ludzi, do których adresowana jest pomoc i którzy zbliżyli się do Kościoła.
„Wszystkim powtarzam: Warto ŻYĆ! Niech Bóg Wam obficie błogosławi!! A w drodze do nieba nie robimy sobie przystanków!!!” – podsumował ks. Juan Andrés. Dodał przy tym, że poczuł ulgę na wieść, że nie będzie musiał brać na siebie odpowiedzialności za bycie „mistrzem”. „Jako wicemistrz będę próbował uczyć się, jak być lepszym księdzem” – zapewnił.