separateurCreated with Sketch.

Lech Dyblik: Dziękuję Bogu, że nie skończyłem ze sobą [wywiad]

LECH DYBLIK
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
– O przynależności do Kościoła katolickiego mówię z dumą. Nie odczuwam lęku ani wstydu. Staram się jednak unikać pouczania kogokolwiek. Mówię o swoich doświadczeniach – mówi aktor Lech Dyblik.

Lech Dyblik to znany i ceniony aktor teatralny, filmowy i telewizyjny. Od ponad 20 lat jest niepijącym alkoholikiem. Jego droga do trzeźwości i wiary w Boga wiodła m.in. przez słabości i myśli samobójcze. Nam opowiada o tym, dlaczego inspiracji szuka w Biblii, jeździ do kryminałów, śpiewa na ulicy oraz dlaczego tak trudno było mu przebaczyć ojcu.

Anna Gębalska-Berekets: Najlepszym przewodnikiem, aby zrozumieć rzeczywistość jest Pismo Święte?

Lech Dyblik: Kiedy świadomie wróciłem do Kościoła, byłem dorosłym człowiekiem. Z uwagą zacząłem się przysłuchiwać liturgii słowa podczas mszy świętej. Wcześniej lektura Pisma Świętego wydawała mi się nudna. Dopiero po latach zdałem sobie sprawę, że to tu znajdują się odpowiedzi na wiele zadawanych przeze mnie pytań. 

"Bycie szczęśliwym kojarzy się z odkryciem sensu życia i byciem na właściwej drodze". To odkrycie zabrało panu nieco czasu.

Jako dziecko byłem świadkiem kłótni rodziców. Przeżywałem oczekiwanie na powroty ojca. Zastanawiałem się, jak bardzo będzie pijany. W domu były też momenty szczęśliwe. Z perspektywy czasu doceniam starania rodziców i dziadków. W dorosłość wchodziłem z konkretnym planem. Obiecywałem sobie, że nie będę taki jak ojciec. Tymczasem wyszło tak samo, ale jakby poza moją świadomością. Szukałem winnych wokół siebie. Utwierdzałem się w przekonaniu, że mam najgorzej. Wyjście z zaklętego kręgu było trudne, bo miałem niskie poczucie własnej wartości.

Lech Dyblik: Dziękuję Bogu za życie

Jako student Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej żył pan pełnią życia. Był alkohol, koledzy. Spodziewał się pan czerwonego dywanu, jupiterów, ale rzeczywistość zaskoczyła. Myślał pan wtedy o Bogu?

Wtedy moje wyobrażenia o Bogu były szczątkowe. Jeśli nawet się gdzieś pojawiał, był „dopasowany” do moich oczekiwań. Jeśli człowiek przez tyle lat żyje poza Kościołem, łatwo konstruuje obraz Boga, który wszystko wybaczy. To jednak naiwne, powierzchowne. W młodości nie poświęcałem czasu na rozmyślanie, czy istnieją zasady, Dekalog. Liczyło się tylko to, czego chciałem.

Kiedyś myślał pan, że kocha się cudze żony, a dzieci uśmiechają się, gdy chcą pieniędzy. Ojcostwo i małżeństwo były odległymi ideałami?

Nie były dla mnie atrakcją. Takie podejście wynikało z tego, że mój ojciec nie był dla mnie wzorem. Wiele lat upłynęło, wiele musiało się wydarzyć, bym zrozumiał, że bycie mężem i ojcem, na którym można polegać, jest fajne. Dziś, raz lepiej, raz gorzej, staram się sprostać powołaniu, ale dlatego, że tak chcę. Nie dlatego, że tak wypada.

Chorobie alkoholowej wiele pan "zawdzięcza". Za co dziękuje pan Bogu?

Za życie! Zanim podjąłem leczenie, myślałem, że samobójstwo będzie najlepszym pomysłem. Uważałem, że moje życie nie ma sensu, szkoda wysiłku. Dziękuję Bogu, że nie skończyłem ze sobą. Okazało się, że moje życie jest atrakcyjne i pełne satysfakcji!

Spowiedź po 20 latach i rekolekcje na ulicy

Spowiedź po 20 latach zmieniła pana życie?

Poszedłem do niej przypadkowo. Wszedłem do kościoła, nikogo nie było. Rozglądałem się. Spostrzegłem, że ktoś siedzi w konfesjonale i bacznie mi się przygląda. Gdy o. Klemens dowiedział się, że będę się spowiadał po 20 latach, powiedział, że muszę się porządnie przygotować. Spowiedź generalna trwała ponad 2,5 godziny. Po niej o. Klemens powiedział, że zmieni się moje życie. Rozbawiło mnie to. Wróciłem jednak do Kościoła. Pan Bóg jest obecny w moim życiu. Kiedy patrzę na moją rodzinę, nie mam najmniejszych wątpliwości, że On mnie kocha.

Jeździ pan do kryminałów. Tam też pan opowiada o Bożej miłości?

Pandemia znacznie ograniczyła te wyjazdy, ale zamierzam do nich wrócić. Widzę ogromnych sens tych spotkań. Więźniowie mają poczucie, że są nikim, ich życie jest skończone. Ja im mówię: "Nie! Jeszcze wiele przed tobą. Wszystko można zmienić!".

Jak reagują?

Spotkania odbywają się w pewnym reżimie, nie ma okazji do dłuższych pogawędek. Mężczyźni z natury są mniej rozmowni, muszą się nauczyć mówić o uczuciach i emocjach. Wystarczy czasami uścisk dłoni, spojrzenie w oczy.

Dla Boga nie ma ludzi straconych

Publicznie przyznaje się pan do wiary, podkreśla, że nie jest ona prywatną sprawą.

O przynależności do Kościoła katolickiego mówię z dumą. Nie odczuwam lęku ani wstydu. Staram się jednak unikać pouczania. Mówię o swoich doświadczeniach. W chrześcijaństwie jest tak, że możesz się z czymś nie zgadzać, ale spróbuj chociaż to zaakceptować. Nie jest to prosta droga, ale ja nią kroczę.

Gra pan też na ulicy. To forma rekolekcji?

Wielu ludzi zna moją historię. Jestem człowiekiem, który miał ciężkie życie, pozbawione satysfakcji, a teraz jest szczęśliwy. Inni chcieliby mieć tak samo. Na ulicy gram z przyjemnością, lubię śpiewać piosenki. To też przestrzeń do rozmów, które mogą dać impuls do zmiany życia.

Lech Dyblik: Nienawiść niszczy

Najtrudniejsze chyba jest przebaczenie sobie i innym?

Kluczowym momentem jest uświadomienie sobie potrzeby przebaczenia. Parę lat temu usłyszałem fragment Ewangelii św. Mateusza, kiedy Piotr pyta Jezusa, ile razy ma przebaczyć. Zastanawiałem się, komu nie przebaczyłem. Zdałem sobie sprawę, że mam żal do ojca. Bardzo chciałem mu przebaczyć, ale nie potrafiłem.

Wspomnienia z dzieciństwa były wciąż żywe?

Byłem wobec nich bezsilny. Dopiero po pewnym czasie zdałem sobie sprawę, że ojciec wiele razy chciał ze mną porozmawiać. Ale to ja nie dawałem mu szans.

I co pan zrobił?

Napisałem do ojca list, w którym przeprosiłem za moje zachowanie. Na końcu, chyba z rozpędu, dodałem, że go bardzo kocham. Po paru miesiącach pojechałem odwiedzić rodziców. Ojciec uśmiechnął się, kiedy mnie zobaczył. Domyśliłem się, że otrzymał list. Dostrzegłem szczęście w jego oczach. Dotarło do mnie, że może nie jest idealny, ale to świetny gość! To był ważny moment. Poczułem, że nie chcę mieć innego ojca.

Gest z serca...

Przebaczając, nie trzeba pisemnie ustalać winnych. Ważne, by te mury nienawiści i obojętności runęły. Nienawiść jest niszcząca. Kiedyś w Krynicy rozmawiałem o tym. Mojej opowieści przysłuchiwali się terapeuci, którzy na co dzień pracują z osobami dotkniętymi uzależnieniami, depresjami. Mówiłem o przebaczeniu. Powiedzieli mi, że to właśnie ono jest kluczowe! Dlatego jeśli chcesz coś zrobić z życiem, zacznij od tego!

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.