Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Modlitwy żałobne odmawiane w chwili śmierci wyraźnie zaznaczają, że „życie chrześcijanina nie kończy się, tylko się zmienia", i że zmarli nadal żyją, w innym wymiarze niż ten, w którym my się poruszamy. Ta prawda odnosi się również do zwyczajnych wiernych, zazwyczaj potrzebujących czasu na oczyszczenie. I tym bardziej odnosi się do świętych, bezpośrednio wchodzących do chwały niebieskiej.
Ta rzeczywistość zmarłych wyjaśnia, dlaczego niektórzy z nich w taki czy inny sposób po śmierci objawiają się żywym, niezależnie od tego, czy ich znali czy nie znali za ziemskiego życia. Wiadomo na przykład, że święci Marcin de Porrès, Teresa z Lisieux czy ojciec Pio wielokrotnie ukazywali się żywym. Ale nie wszyscy wiedzą, że na początku XIX w. św. Wincenty à Paulo osobiście zadał sobie trud przygotowania widzącej z rue du Bac do jej maryjnej misji.
Sen Zoe Labouré
Był rok 1824. W Fain-les-Moutiers, dużej burgundzkiej wiosce, mieszkała osiemnastoletnia Zoe Labouré. Od 1815 roku, kiedy umarła jej matka, dziewczyna prowadziła duże rodzinne gospodarstwo i wychowywała młodsze rodzeństwo. Jej ojciec uznał za stosowne obarczyć ją tym zadaniem ponad siły, kiedy była jeszcze dzieckiem.
Ojciec Zoe od dawna udawał, że nie widzi powołania zakonnego u córki, którą równocześnie kochał i traktował jak niewolnicę. Kiedy pełnoletnia już Zoe ośmieliła się powiedzieć ojcu, że pragnie wstąpić do zakonu, spotkała się ze zdecydowaną odmową. Ojciec skonfiskował także przypadającą na nią część spadku po matce.
Na razie Zoe – jak ją nazywali wszyscy w rodzinie, bo woleli imię patronki jej dnia urodzenia od jej cywilnego imienia Katarzyna – zachowywała swoją tajemnicę dla siebie i zastanawiała się nad wyborem zakonu. Jednego była pewna: że nie dołączy do szarytek św. Wincentego à Paulo, bo jej starsza siostra już wstąpiła do tego zgromadzenia.
I oto pewnej nocy Zoe miała sen. Uczestniczyła we mszy świętej w kościele w Fain (co w rzeczywistości nie było możliwe, gdyż od rewolucji kościół pozostawał zamknięty, toteż dziewczyna codziennie szła wiele kilometrów do innego kościoła, żeby uczestniczyć we mszy i przyjąć Komunię).
Przy ołtarzu stał stary, nieznany jej ksiądz i patrzył na nią z taką uwagą i dobrocią, że ją to głęboko poruszyło. Zaraz po ostatnim błogosławieństwie uciekła, żeby już tylko nie widzieć tych oczu, zdających się w niej czytać.
Później we śnie Zoe weszła do sąsiedniego domu, żeby odwiedzić chorą. U jej wezgłowia znowu zobaczyła starego księdza, który powiedział do niej: "Córko, to dobrze, że troszczysz się o chorych. Teraz uciekasz przede mną, ale pewnego dnia będziesz szczęśliwa, mogąc do mnie przyjść. Bóg ma plany wobec ciebie. Nie zapomnij o tym".
Do czego wzywa mnie Bóg?
Zoe obudziła się wstrząśnięta, ale zdrowy rozsądek kazał jej zastanowić się, gdzie mogła spotkać tego księdza albo widzieć jego portret. Nie mogła sobie przypomnieć: miała pewność, że nie jest jej bliskim ani dalekim znajomym. Jego przyjacielska i uśmiechnięta twarz utkwiła jej jednak w pamięci.
Rok później Zoe uzyskała od ojca – który nigdy nie uważał za konieczne uczyć swoje córki – zgodę na kilkumiesięczny pobyt u kuzynki prowadzącej pensję w Châtillon-sur-Seine, żeby przynajmniej mogła nauczyć się pisać i czytać. Bez tego (czego zresztą nie powiedziała głośno) nie przyjęto by jej do żadnego nowicjatu.
Pobyt na pensji okazał się koszmarem. Dziewczyna nie odnalazła się wśród córek bogatych rodzin, które wyśmiewały tę wieśniaczkę niezdolną nauczyć się pisać... Zniechęcona Zoe nie wiedziała już, czego Bóg od niej oczekuje.
Pewnego dnia kuzynka, chcąc urozmaicić monotonne i niewesołe życie Zoe, zabrała ją do szarytek i tam dziewczyna od razu rozpoznała portret wiszący na ścianie rozmównicy, bo był to nieznajomy z jej snu. Zakonnice wyjaśniły, że jest to św. Wincenty à Paulo, założyciel ich zgromadzenia. Wszystkie wątpliwości i zastrzeżenia Zoe opadły. Już wiedziała, dokąd Bóg ją wzywa.
Jej rodzice zastępczy
Z powodu niesłabnącego uporu swojego zgryźliwego ojca Zoe Labouré musiała czekać aż pięć lat, żeby w kwietniu 1830 roku rozpocząć nowicjat u szarytek przy rue du Bac w Paryżu. Nikt tam nie zwracał uwagi na tę "chłopkę" z silnym burgundzkim akcentem, prawie analfabetkę, której bardzo skromny posag pozwalał przypuszczać, że jest uboga. Nikt się nie domyślał niezwykłych cnót tej nowicjuszki, ani jej rzeczywistego obcowania z bożymi sprawami.
25 kwietnia 1830 roku to bardzo ważna data. Ukrywane w okresie terroru relikwie św. Wincentego à Paulo zostały uroczyście przeniesione na rue de Sèvres do kościoła księży misjonarzy lazarystów. Jest to męskie zgromadzenie założone przez św. Wincentego w celu ewangelizowania wsi i kształcenia księży.
Po uroczystym przeniesieniu relikwii nastąpiła oktawa modlitewna ku czci założyciela. Nowicjuszki mogły codziennie modlić się przed relikwiami swojego dobrego ojca. Zoe – w zakonie: siostra Katarzyna – nigdy nie zapomniała słów starego księdza ze swojego snu: "Córko, pewnego dnia będziesz szczęśliwa, mogąc do mnie przyjść". Między nią i świętym przez lata nawiązała się swego rodzaju relacja uczuciowa. Tym silniejsza, że dziewczyna – odrzucona przez ojca, który wypędził ją z domu, bo chciała trwać w swoim powołaniu – nie miała innego wsparcia poza świętym.
Jak kiedyś, po śmierci własnej matki, Zoe wybrała Matkę Bożą na matkę zastępczą, tak teraz panna Labouré przeniosła na „pana Wincentego” całe uczucie, które jej ojciec odrzucał. I od swoich zastępczych rodziców oczekiwała wszelkiej pomocy.
Wizja serca „pana Wincentego”
Przez cały tydzień, w każdej wolnej chwili, Katarzyna szła modlić się przy relikwiach: "Prosiłam św. Wincentego o wszystkie potrzebne mi łaski, a także o łaski dla obu rodzin (szarytek i lazarystów) i dla całej Francji. Odnosiłam wrażenie, że wszyscy bardzo ich potrzebują. Wreszcie prosiłam pana Wincentego, żeby mi wskazał, o co mam się modlić z prawdziwą, żywą wiarą".
Modlić się do Boga o to, o co należy Go prosić, a nie o to, co chce się od niego uzyskać – oto sekret modlitwy świętych. W czasie każdej modlitwy przy relikwiach Katarzyna miała tak silne poczucie fizycznej obecności Wincentego, że konieczność opuszczenia tego miejsca była dla niej cierpieniem. Na szczęście w kaplicy przy rue du Bac był inny relikwiarz, zawierający "małe relikwie" założyciela.
"Za każdym razem, kiedy wracałam od lazarystów, było mi bardzo ciężko. Toteż w moim zgromadzeniu odnosiłam wrażenie, że tam ponownie spotykam Wincentego albo przynajmniej jego serce. Ukazywał mi się zawsze, kiedy wracałam od lazarystów. Jego widok był dla mnie wielką pociechą...".
Zapowiedź rewolucji
Kiedy Katarzyna miała pierwszą wizję serca Wincentego, "serce było blade, miało barwę ciała", co napełniło ją spokojem i było dla niej pociechą. Zrozumiała, że ta biel symbolizuje "pokój, spokój, niewinność i zjednoczenie".
Następnego dnia miała kolejną wizję, ale tym razem serce świętego było "czerwone jak ogień, zdolne rozpalać miłosierdzie w sercach. Wydawało mi się, że cała wspólnota powinna się odnowić i rozciągnąć aż po krańce świata".
Po tych obietnicach trzeciego dnia pojawiło się serce "czerwonoczarne, co napełniło mnie smutkiem; ogarnął mnie smutek, który trudno mi było przezwyciężyć. Nie wiedziałam dlaczego ten smutek ma związek ze zmianą rządu". Była to zapowiedź rewolucji, która w lipcu miała obalić monarchię i wzbudzić we Francji kolejną falę agresji przeciw katolicyzmowi...
Kiedy przy najbliższej spowiedzi Katarzyna opowiedziała o tych wizjach, została surowo skarcona przez swojego młodego spowiednika, ojca Aladela, z którym przez całe życie miała trudny kontakt. Sytuacja nie uległa poprawie, kiedy przy następnej spowiedzi, drżąc ze strachu przed reakcją księdza, wyznała mu, że widzi także Chrystusa obecnego w hostii w czasie mszy, że On ukazuje się jej w swojej znieważonej godności królewskiej. Sprawy miały się skomplikować jeszcze bardziej wraz z rozpoczęciem objawień Matki Bożej.
Nocna wizyta
Pod koniec oktawy widzenia św. Wincentego ustały, ale nie osłabło uczucie, jakim Katarzyna go darzyła. W kalendarzu z tamtego okresu święto założyciela przypadało 19 lipca. 18 lipca siostra Marta, odpowiedzialna za nowicjat, opowiedziała siostrom o nabożeństwie założyciela do Matki Bożej. A w prezencie podzieliła między nie cenną pamiątkę po świętym – kawałek jego komży.
Katarzyna przyjęła ten podarunek z radością, ale i z określoną myślą. Swobodnie poruszała się już po niewidzialnym świecie, ale żałowała, że jeszcze nigdy nie udało się jej zobaczyć Matki Bożej. Czy przy okazji odnowienia łask w związku ze swoim świętem Wincenty nie mógłby dla niej uzyskać łaski spotkania z Matką, którą sobie wybrała w porywie czułości i ufności, zaraz po śmierci własnej matki?
Kilka godzin później, w środku nocy, anioł stróż siostry Katarzyny obudził ją z wiadomością, że Matka Boża czeka na nią w kaplicy…