Julia Stolpe to jedna z uczestniczek 12. edycji programu telewizyjnego The Voice of Poland. Jest laureatką wielu festiwali i przeglądów piosenki. Prowadzi warsztaty wokalne dla młodzieży i uczy emisji głosu. Od lat związana jest z chrześcijańskim zespołem rockowym Pinokio Brothers – śpiewa tam z trzema księżmi i dwiema osobami świeckimi.
Anna Gębalska-Berekets: W skład zespołu Pinokio Brothers wchodzą trzy osoby świeckie i trzech księży. Logo z koloratką macie trochę kontrowersyjne. To ironia, żart czy zupełnie coś innego?
Julia Stolpe: Logo powstało kilka lat później. Początki zespołu sięgają końca lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Wtedy to w Poznańskim Seminarium Duchownym kilka osób zbliżyła muzyczna pasja, realizowana już wcześniej w różnych stylistycznie, choć głównie rockowych, zespołach. Tak powstał zespół, który animował muzycznie seminaryjne nabożeństwa, uroczystości, a także zaczął wyjeżdżać na spotkania powołaniowe, modlitewne i ewangelizacyjne. Po roku do zespołu dołączyli klerycy z seminarium kaliskiego. W lipcu 1998 r. poznański i kaliski zespół seminaryjny spotkał się na trwających półtora tygodnia próbach w leśniczówce „Bocian” pod Wieruszowem i ten moment uważa się za oficjalny początek Pinokio Brothers. Z czasem zespół przechodził różne zmiany personalne, ale duchowość była od początku. I tak jest do dzisiaj.
Pinokio Brothers
Nazwa zespołu i logo nawiązują do drewnianej zabawki wystruganej przez Dżepetta. Okazuje się jednak, że to głęboko teologiczna bajka.
Nazwa jest zupełnie przypadkowa, choć tak naprawdę dla człowieka wiary przypadki nie istnieją. Pinokio w koloratce to nie żadna antyklerykalna prowokacja. Drewniana zabawka, wystrugana przez Dżepetta, to metafora człowieka stworzonego z materii nieożywionej przez Boga. Kolejne wydarzenia z życia chłopca z długim nosem pokazują kolejne etapy historii zbawienia związane z grzechem, czyli ucieczką od Boga, z poszukiwaniem człowieka przez Boga, odnalezieniem go i przywróceniem do stanu synostwa Bożego. Drewniany Pinokio na końcu staje się prawdziwym chłopcem.
Jak to się ma do waszego zespołu?
Każdy z nas ma za sobą historię zmagania o wiarę i rozeznawanie woli Bożej. Byliśmy drewniani, czyli puści, prymitywni i bezduszni tak długo, aż nie poddaliśmy się działaniu Ducha Świętego. To On dał nam prawdziwe życie, o którym śpiewamy, grając na drewnianych instrumentach. Czujemy, że nas zespół to nie tylko grupa muzyków, ale prawdziwa rodzina. Dzięki wierze Bóg Ojciec uzdalnia nas do tego, abyśmy kochali się jak bracia, kłócili się jak bracia i przebaczali sobie jak bracia. Jesteśmy też jak te drewniane kołki, które Bóg uzdalnia do ewangelizacji, a my dzielimy się tym, co mamy. Chcemy ożywiać i rozwijać również siebie, dlatego w ostatnim czasie pracowaliśmy też nad nową płytą.
Kiedy będzie można jej posłuchać?
Materiał mamy już nagrany. Niestety pandemia spowolniła wydanie nowej płyty i jej promocję. Nie próżnujemy jednak, udoskonalamy materiał, aby zaskoczyć naszych odbiorców.
Julia Stolpe: W Pinokio Brothers łączy nas przyjaźń
Były też dwie inne.
W roku 2013 nagraliśmy debiutancki album Każdy z innej parafii, którego całkowicie zamierzona różnorodność stylistyczna odzwierciedla metamorfozy, jakie przechodził zespół Pinokio Brothers przez kilkanaście lat swojej działalności. Na początku 2018 roku wydaliśmy album akustyczny Trwać i w Now Music Studio zaczęliśmy pracę nad kolejną płytą elektryczną Uwielbienia moc.
W zespole jesteście tylko znajomymi z pracy czy łączy was przyjaźń?
Dwóch księży było ze mną nawet podczas przesłuchań w ciemno w The Voice of Poland! Łączy nas przyjaźń i to jest najcenniejsze w tym wszystkim. Spotykamy się ze sobą poza sceną, często rozmawiamy, wspieramy się w codzienności. Ponadto wszyscy lubimy rockową muzykę.
Można ewangelizować w rytmie rocka?
A dlaczego nie? Współcześnie jesteśmy zewsząd bombardowani różnymi bodźcami, informacjami, obrazami. Nie każdy przekaz jest wartościowy i niesie ze sobą dobro. Tak naprawdę to nie ma znaczenia, jaką muzyką ewangelizujemy, bo najważniejsze jest to, aby trafiała do serc. Jako zespół dobrze czujemy się akurat w muzyce rockowej, sami słuchamy takiej muzyki, więc to, co lubimy, przekazujemy dalej. Jesteśmy w tym prawdziwi, a przecież to właśnie prawda jest wartością nadrzędną!
Julia Stolpe: „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”
Muzyka to też nie wszystko! Gracie koncerty połączone z modlitwą i świadectwem. Ludzie przychodzą nieraz do was po koncercie i mówią, że poruszyliście ich serca?
Zdarzały się takie sytuacje. Jest to bardzo miłe doświadczenie! Poza tym trzeba mieć nie lada odwagę, aby przyjść i powiedzieć komuś, kogo widzi się po raz pierwszy w życiu, o swoich emocjach. To pokazuje, że to, co robimy, jest dobre i trafia do ludzi.
Teksty piosenek są najczęściej fragmentami z Pisma Świętego. Jakiś fragment jest pani najbardziej bliski?
Dla mnie najważniejszy jest fragment z Listu do Filipian św. Pawła: „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”. Te słowa we mnie rezonują i powodują, że mam siłę do działania. Zresztą lektura Pisma Świętego towarzyszy mi na co dzień. Lubię powracać do niektórych fragmentów i stale je sobie przypominać.
Jednym z pani marzeń był występ z Mietkiem Szcześniakiem. Przyszedł taki dzień i zaproszenie na Festiwal Życia Abba Pater w Kaliszu – tam to marzenie się spełniło! Kolejnym był udział w The Voice of Poland?
Potrzebowałam kilku lat, aby zdecydować się na ten krok i wystąpić w The Voice of Poland. Jestem osobą, która zawsze ma dużo pomysłów i marzeń. Jednym z nich, zwłaszcza tych wokalnych, był występ w programie i zmierzenie się z samą sobą. Udało się! Jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam stanąć na tej scenie. Teraz czuję, że to dla mnie właściwy czas i chciałabym go jak najlepiej wykorzystać. Zresztą moja mama ciągle powtarza, że "świat do odważnych należy". Wzięłam sobie jej słowa głęboko do serca (śmiech).
Julia Stolpe w "The Voice of Poland"
Słyszałam, że to zgłoszenie się do telewizyjnego show miało być prezentem na urodziny?
Przesłuchania w ciemno odbyły się tuż przed moimi urodzinami, więc poczułam, że to właśnie ten czas na spełnienie kolejnego marzenia.
Ostatnia bitwa z pani udziałem odbiła się szerokim echem w mediach społecznościowych. Internauci nie kryją słów uznania. Czuła pani wsparcie "z góry", będąc tego wieczoru na scenie?
„Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”. Tak, czułam to wsparcie. Będąc na scenie, myślałam: „Julia, to jest ten czas, wykorzystaj go jak najlepiej!”. To był mój cel, aby zaprezentować się jak najlepiej i współpracować na scenie z Wiktorem, stworzyć przyjacielską atmosferę. Ponadto ks. Jacek i ks. Konrad cały czas mi kibicowali, modlili się i wspierali mnie duchowo. A reakcja internautów na ten występ w bitwach totalnie mnie zaskoczyła. Otrzymałam tysiące wiadomości z gratulacjami. Odbiór był niesamowity, o czym świadczy liczba wyświetleń na kanale na YouTubie.
Julia Stolpe: Jestem wdzięczna Bogu, że mogę Go wielbić
Modli się pani przed wyjściem na scenę?
Zawsze! Śpiewam jako solistka w różnych zespołach muzycznych i aby mieć siły do pracy, proszę o pomoc "z góry". Jestem wdzięczna Bogu, że mogę Go wielbić przez muzykę i śpiewać dla Niego i dla ludzi.
W jednym z wywiadów powiedziała pani, że największym autorytetem dla pani jest Jezus.
Amen! Dokładnie tak jest! Jezus jest moją drogą, prawdą i życiem, trudno cokolwiek tu jeszcze dodać. W tym imieniu jest wszystko, także i całe moje życie.
Czym jest dla pani bycie chrześcijanką współcześnie?
To życie we wspólnocie. Każdy człowiek w coś wierzy. Jeden będzie wierzył w Boga, drugi we własne możliwości. Wiara chrześcijańska to droga, prawda i życie. Ja idę za Jezusem, za Jego słowami. Staram się być wrażliwa na potrzeby drugiego człowieka i nieść dobro. Jutra może nie być, więc liczy się to, co tu i teraz. Chodzenie do kościoła staje się w wielu kręgach niemodne i staroświeckie, ja zaś postępuję trochę na przekór – to, co mam, chcę dawać innym i pokazać, że oprócz egoizmu, konsumpcjonizmu istnieje lepsza droga.
Trudno pokazywać wiarę publicznie? Zwłaszcza w telewizyjnym show?
Chcę być prawdziwa we wszystkim, więc pokazuję to, w jaki sposób żyję. Jeśli kogoś ta moja droga zainspiruje, to będę szczęśliwa. Owszem, liczyłam się z tym, że ktoś może zanegować to, że gram w chrześcijańskim zespole i to z księżmi. Ale nikt mi niczego nie zarzucił i nie spotkałam się z negatywnym odbiorem. Poza tym to nie mam czego się obawiać, nie będę wstydziła się mówić publicznie o wierze, bo tak wygląda po prostu moje życie.