Od września trwa dramat na polskiej granicy z Białorusią. Nielegalni migranci są uwięzieni w strefie śmierci między obietnicami Łukaszenki o łatwym dostępie do Niemiec, a próbą ochrony szczelności wschodnich granic Polski i Unii. W lasach marzną, chorują i błądzą dorośli i dzieci, także niemowlęta. Siedem osób zmarło (tyle zgonów potwierdzono – nie wiadomo, czy nie było ich więcej). Wielu z nas także utknęło pomiędzy zobojętnieniem a zalaniem empatią i bezsilnością, która uniemożliwia konstruktywne reagowanie na to, co się dzieje. Co konkretnie możemy zrobić?
Kryzys na granicy: Czy mamy jakiś wpływ?
Moja bliska koleżanka, która mieszka niedaleko granicy białoruskiej, mama malutkich dzieci, opowiada o tym, że co wieczór przy usypianiu kilkumiesięcznego synka rozmyśla, gdzie są ci ludzie. Sytuacja, że dzieci muszą nocować w lesie, jest naprawdę nie do pomyślenia. Miejscowi gotują posiłki i włączają się na różne sposoby w ciche wsparcie w obliczu dramatu, który rozgrywa się w pobliżu ich domów.
Nie mamy naprawdę wpływu na sytuację geopolityczną na świecie. Ani na podział dóbr i dostępu do cywilizacji. Nie mamy też wpływu na setki lat historii łupienia kolonii i pozbawiania obywateli innych kontynentów sprawczości, samodzielności i samostanowienia. Większość z nas nic nie może zdziałać, by wrażliwość etyczna niektórych gałęzi islamu rozwinęła się w takim stopniu, jak to się stało z innymi religiami – by przestał posługiwać się przemocą i terrorem, doprowadzając do biedy i wojen.
Nie zapobiegniemy międzynarodowemu handlowi bronią. Nie obalimy korporacji, które skupują produkcję krajów Afryki za bezcen i wprowadzają na rynki świata w cenach przynoszących największe zyski wszystkim, poza tymi, którzy te dobra wytworzyli. Żaden list otwarty nie ukróci dyktatury Łukaszenki i nie zlikwiduje jego państwa policyjnego. Jego działania są niemoralne i zasługują na najwyższe potępienie. Używa aparatu państwowego do przemytu ludzi, obiecując im przedostanie się do Niemiec. Ci, zwiedzeni i przywiezieni samolotami i autobusami na granicę z Polską, zostają okradzeni i porzuceni w tzw. strefie śmierci. Jeśli przedostaną się do Polski – są przerzucani z powrotem na Białoruś.
Kryzys na granicy. Jak możemy pomóc?
Jako przeciętni obywatele mamy znikomy wpływ na wypracowanie globalnych rozwiązań, które zresztą wymagają miesięcy i lat. A także międzynarodowej współpracy dziesiątków krajów i dobrej woli ich rządzących. Jednocześnie właśnie jesteśmy świadkami tego, jak ludzie w naszych lasach, po przedostaniu się za drut żyletkowy, tracą resztki nadziei i umierają. I to wymaga reakcji natychmiastowej. Inaczej zostanie nam ukatrupienie sumień, zamrożenie ludzkich odruchów, odcięcie wrażliwości i śmierć naszego chrześcijaństwa.
Co konkretnie możemy robić? Możemy wpłacać pieniądze na organizacje zrzeszone w ramach projektu Grupa Granica, które dostarczają jedzenie, leki i ciepłą odzież migrantom. Nie ma sensu myśleć, że jeśli nie mogę dać wiele, to lepiej nie dać nic. Każda kwota może zostać zamieniona na pampersy, ciepłe skarpety albo herbatę.
Możemy szerzyć cywilizację życia poprzez informowanie innych, jakie są możliwości wspierania angażujących się w pomoc w kryzysie humanitarnym na granicy. Pomożemy, udostępniając relacje z granicy, jakie przekazują ludzie, którzy tam mieszkają. Możemy podpisywać protesty – by, jak prosili przedstawiciele Komisji Episkopatu Polski, umożliwiona została pomoc humanitarna. Możemy to wszystko robić ponad poglądami politycznymi, wracając tylko do jednego zdania Ewangelii:
Wszystko, cokolwiek uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili.
Jeśli nie przekonują nas słowa Jezusa, może jaśniejsza będzie przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Opowiedział ją po pytaniu uczonego w prawie: „Kto jest moim bliźnim?”. Tam właśnie co noc życie ucieka z naszych bliźnich. W ich lęku o życie, rozpaczy i wołaniu o pomoc w środku lasu.
Naprawdę najgorzej będzie dla nas, gdy weźmiemy sprawę na przeczekanie. Bo jakaś część nas razem z tym czekaniem umrze. Podobnie jak wielu wprowadzonych w błąd ludzi, którzy zostali przywiezieni na granicę z Polską.