Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Bohaterowie osiągającego zawrotną popularność serialu Squid Game zostają zaproszeni przez tajemniczą grupę do udziału w serii gier łudząco podobnych do ich niewinnych, dziecięcych zabaw. Zwycięzca zmagań otrzyma nagrodę w wysokości 45,6 miliarda wonów (ok. 152 mln PLN). Jest jednak pewien haczyk: przegrani płacą życiem.
Grupa 456 zdesperowanych, niewydolnych finansowo śmiałków dobrowolnie ryzykuje życie dla obiecanej im, niebagatelnej kwoty. Uczestniczą oni w sześciu grach, które stanowić mają alegorię współczesnego kapitalizmu. Z tym, że jest to kapitalizm w mrocznym i makabrycznym wydaniu, opartym na bezpardonowej rywalizacji i ślepej chęci posiadania.
Bohaterowie serialu są torturowani psychicznie i zabijani dla sadystycznej przyjemności anonimowego mistrza gry, a ich organy przeznaczane są na handel. Całości dopełniają akty seksualne, psychoza strachu, pochwała hazardu i wyraźny przekaz o śmierci jako karze za porażkę.
Najpierw w serialu, potem w realu
Serial osiągnął niewiarygodne wręcz wyniki oglądalności. Tylko w ciągu 28 dni od premiery odtworzono go na 111 milionach kont. Oznacza to, że Squid Game stał się największym hitem w historii Netflixa. Produkcja zmiażdżyła swoją popularnością królujące dotychczas seriale, takie jak Bridgertonowie, Wiedźmin, Lupin czy Dom z papieru.
Mało tego, wydaje się, że z niespotykaną dotąd dynamiką Squid Game wkroczył również w przestrzenie poza Netflixem. I nie mam tu na myśli biurek krytyków filmowych, ale niezmierzony świat cyfrowy. Treściami z serialu przepełnione są media społecznościowe, TikTokowe trendy, materiały na YouTubie, inspiracje muzyczne. Reprodukowane z niego mapy pojawiają się w grach komputerowych, takich jak Roblox, Minecraft czy Fortnite.
Odrębnym wreszcie zjawiskiem jest przenoszenie serialowych scen do rzeczywistej rozrywki. Organizowane są zawody na wzór tych, które wykorzystano w scenariuszu serialu, a w szkołach i na podwórkach odbywają się inspirowane serialowymi grami "zabawy".
Założenia Squid Game oczarowały odbiorców na całym świecie, gromadząc publiczność we wspólnej radości z oglądania wyreżyserowanych aktów przemocy. Jak jednak wytłumaczyć, dlaczego tak brutalny serial osiągnął tak ogromną popularność? Wydaje się, że mamy tu do czynienia z charakterystyczną kombinacją czynników.
Z czego wynika popularność „Squid Game”?
W pierwszej kolejności należy zwrócić uwagę na aspekt kulturowy, leżący niejako obok samego serialu, stąd nie dość oczywisty. W ostatnich latach doświadczamy światowej fascynacji południowokoreańską popkulturą i jej globalnej transmisji. Zjawisko to znacznie wykracza poza k-popowe zespoły muzyczne czy dramaty obyczajowe.
Eksport barwnej, dynamicznej i – mimo wszystko – nadal zagadkowej kultury Korei Południowej rozpoczął się pod koniec lat dziewięćdziesiątych. W pierwszym okresie doświadczały go niemal wyłącznie kraje azjatyckie. Sukcesywny rozwój przemysłu cyfrowego i mediów społecznościowych doprowadził jednak do powstania zjawiska hallyu – koreańskiej fali, która rzuca dziś wyzwanie prądom globalnej popkultury. Towarzyszyła temu wzrastająca świadomość władz południowokoreańskich, co do znaczenia rozprzestrzeniania wartości kulturowych dla rozwoju społeczeństwa, turystyki czy stosunków międzynarodowych,
To kulturowe tsunami widoczne jest obecnie niemal wszędzie: w muzyce, przemyśle filmowym, sztuce, literaturze, modzie, kuchni czy grach komputerowych. Tylko na oficjalnym koncie grupy PSY na YouTubie utwór Gangnam Style zanotował 4,2 mld wyświetleń. Koreański zespół muzyczny BIGBANG swoimi zarobkami zdeklasował Maroon 5, w sieciach marketów na całym świecie pojawiają się koreańskie produkty, a powieść Kim Jiyoung urodzona w 1982, przetłumaczona na 19 języków, staje się światowym bestsellerem.
Temu wszystkiemu nie mógł się biernie przyglądać Netflix. Koncern wybudował dwa studia filmowe niedaleko Seulu, najpierw na potrzeby lokalnych produkcji, a dziś wypuszczając w świat Squid Game.
Krytyka kapitalizmu i tęsknota za dzieciństwem
Powody, dla których serial zdobywa tak ogromną popularność, są jednak nieco głębsze i bezpośrednio związane z samą produkcją. Jest ona pełna sprzeczności, paradoksów i ambiwalentnych emocji. Pomimo niezwykle mrocznej tematyki serial nakręcono w bardzo żywym, kolorowym i ewidentnie sztucznym otoczeniu. Przywołuje ono wspomnienia przedszkolnych sal czy domków dla lalek.
Zabieg ten – w zestawieniu z makabrycznymi egzekucjami – z jednej strony potęguje absurdalność brutalnych gier. Z drugiej jednak, wywołuje u odbiorcy swoisty dysonans poznawczy, na który większość widzów (co potwierdza szereg komentarzy) reaguje zobojętnieniem na sceny przemocy.
Ukazanie bohaterów we wzorowanym na dziecięcym świecie u niektórych widzów wywołuje też nostalgię. Pokazuje, jak wielu z nas w dorosłym życiu całkowicie odcięło się od młodszej wersji nas samych. Wersji, która patrzyła w chmury i marzyła o wszystkich wspaniałościach tego świata, jakie chcieliśmy osiągnąć.
Do tego dochodzi jeszcze przekaz o finałowej nagrodzie, oferowanej do podziału ocalałym uczestnikom. Skłania ona do przeliczania ludzkiego życia na pieniądze. Niektórzy dostrzegają w serialu potępienie kapitalizmu i uwypuklenie problemu nierówności ekonomicznych. Squid Game ukazuje, jak daleko ludzie są skłonni posunąć się dla zapewnienia sobie finansowego bezpieczeństwa.
Prezentując klasę rządzącą jako krwiożerczych, anonimowych morderców w maskach (efekt deindywidualizacji), serial bez wątpienia stara się potwierdzić potoczną prawdę, że ci, którzy są u władzy, zrobią wszystko, aby zapewnić sobie możliwość dalszego pomnażania dóbr materialnych. Posuną się w tym celu do każdego działania, nawet kosztem innych.
Dlaczego „Squid Game” fascynuje siedmiolatków?
To jednak, co uderza nas najbardziej i zmusza do pogłębionej refleksji to fakt, że żadna dotychczas produkcja filmowa, tak bardzo przeznaczona wyłącznie dla dorosłych, nie stała się tak popularna wśród najmłodszych.
Z informacji przekazywanych przez nauczycieli, pedagogów czy psychologów szkolnych wynika, że fascynację serialem przejawiają nawet siedmiolatki. Planują one przebierać się w charakterystyczne stroje bohaterów podczas szkolnych balów, a na boiskach szkolnych i placach zabaw odtwarzają te same gry, z których skorzystał reżyser. Niejednokrotnie rozgrywkom tym towarzyszą akty przemocy wobec przegranych.
Cyfrowy system przestrzeni powiązanych pozwala zapoznać się z produkcją już nie tylko na platformie Netflix. Jest ona obecna w niemal wszystkich wirtualnych rzeczywistościach, od mediów społecznościowych po gry przeznaczone dla dzieci. I trudno pozbyć się wrażenia, że twórcy Squid Game skrupulatnie tę sytuację przewidzieli.
To najmłodsi stali się swoistymi transmiterami, emocjonalnymi piewcami serialu. Za jego pośrednictwem dzieci (często nieintencjonalnie) dotarły do świata wyjątkowo brutalnej przemocy, ale też wartości, przekonań, postaw czy umiejętności społecznych sprzecznych z tymi, jakie chcielibyśmy w naszych dzieciach wykształcać. Dzieci nie nauczą się ze Squid Game empatii, szacunku, ducha fair play, zdrowego zarządzania swoimi emocjami, poczucia własnej wartości, ale także pokory czy odpowiedzialności za innych.
Straciliśmy kontrolę nad światem naszych dzieci
Wydaje się więc, że fenomen Squid Game to doskonała okazja, by wreszcie powiedzieć to sobie wprost: jako dorośli straciliśmy niemal całkowicie kontrolę nad cyfrowym światem naszych dzieci. Z jednej strony, coraz częściej pojawia się w nas świadomość wykorzystywania przez przemysł cyfrowy naszych słabości. Z drugiej, w wielu przypadkach niesłusznie uznaliśmy, że powszechność jest miarą bezpieczeństwa. Uwierzyliśmy, że wyłącznie dzięki technologii (monitorowaniu aktywności dziecka w sieci, blokadom rodzicielskim) rozwiążemy problemy, które na gruncie tej technologii powstały.
W konsekwencji musimy dziś zadawać sobie pytania o to, czy jesteśmy w stanie uchronić nasze dzieci przed negatywnymi treściami, odtwarzanymi na urządzeniach ich kolegów? Czy mamy świadomość, że treści te pojawiają się w – z pozoru niewinnych – grach komputerowych, materiałach na YouTubie, zamkniętych grupach społecznościowych czy znikających wiadomościach w komunikatorach?
Potrzebna jest nam wszystkim świadomość współodpowiedzialności przemysłu cyfrowego za dobrostan naszych dzieci. Nie po to, by zwalniać z tej roli rodziców (ta jest kluczowa). Po to, by wymusić na dostawcach treści kulturowych społeczną odpowiedzialność i normy etyczne, w których dobro dzieci będzie na pierwszym miejscu. Wolność tworzenia, przed którą nie kroczy rozum, jest bowiem tylko kolejną formą zniewolenia.
Słyszę ostatnio coraz częściej: „Dzieci dziś tak szybko dorastają”. To błędna diagnoza. To my popychamy je w dorosłość, tworząc okoliczności i umożliwiając im docieranie do treści, do których nie są przygotowane rozwojowo. Zmaganie się z nimi nie przyspieszy ich dorastania, tylko zabierze im dzieciństwo... a niekiedy także dorosłość.