separateurCreated with Sketch.

Na pokładzie samolotu z Ojcem Świętym. Papieskie podróże

PAPIEŻ FRANCISZEK
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Wydawnictwo ZNAK - 16.10.21
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Papież jest ostatnim pasażerem, który wsiada na pokład samolotu. Za nim zamykają się drzwi i po krótkim kołowaniu lśniący śnieżnobiały airbus Alitalii z charakterystycznymi zielono-czerwonymi pasami na ogonie wzbija się pod niebiosa.

Na wietrze jeszcze moment przed startem trzepoczą dwie zatknięte na dziobie maszyny flagi: biało-żółta Państwa Watykańskiego i trójkolorowa Republiki Włoskiej, które zdejmowane są przez pilotów w ostatniej chwili przed oderwaniem się od ziemi po kołowaniu na lotnisku.

Po wylądowaniu piloci ponownie zatykają dwie flagi po dwóch stronach samolotu, zamieniając jednak flagę włoską na flagę państwa goszczącego. Obecność flag najpełniej wyraża charakter podróży głowy Kościoła, która jest nie tylko pielgrzymowaniem duszpasterskim, ale też (…) oficjalną wizytą państwową.

Jednak mimo że powiewająca na wietrze flaga należy do Watykanu, sam Watykan nie posiada własnych linii lotniczych, a papież nigdy nie miał własnego samolotu i choć obok prezydenta USA jest to jedna z najważniejszych i najpilniej chronionych osób na świecie, transportującej go maszynie pod względem wyposażenia daleko do amerykańskiego Air Force One.

Nie ma ani saloniku do oficjalnych spotkań, ani sypialni, ani nawet specjalnie wyznaczonej przestrzeni do pracy podczas lotu, który czasem trwa przecież kilkanaście godzin. To tak naprawdę zwykły, średniej wielkości airbus, najczęściej model 330.

Tuż po wyborze papież Franciszek, wyruszając w swoją pierwszą wyprawę transkontynentalną – na Światowe Dni Młodzieży do Brazylii – zrezygnował z luksusowego boeinga 777, gdzie miałby do dyspozycji wygodne łóżko, mimo że lot z Rzymu do Sao Paulo trwał ponad czternaście godzin.

Wybrał połączenie klasy ekonomicznej bez żadnych udogodnień. I gdyby nie zagłówki na siedzeniach pokryte białą tkaniną z wyszytym herbem panującego papieża, białe poduszeczki i koce do przykrycia podczas lotu, podobnie obrandowane papieskimi insygniami, nikt pewnie nie uwierzyłby, że to wnętrze maszyny, która wozi następcę świętego Piotra.

W ciągu dziesięcioleci niektóre elementy wystroju samolotu ulegały drobnym modyfikacjom, co było odzwierciedleniem nie tylko postępu technicznego, ale i specyfiki danego pontyfikatu, w tym po prostu charakteru lub upodobań danego papieża.

Jan Paweł II podróżował nieprzerwanie. Odbył sto cztery pielgrzymki zagraniczne i sto czterdzieści sześć wizyt wewnątrzwłoskich. Odwiedził sto dwadzieścia dziewięć krajów. I w czasie swoich wyjątkowo długich prawie dwudziestu siedmiu lat pontyfikatu pokonał łącznie milion dwieście siedemdziesiąt tysięcy kilometrów, czyli de facto aż trzydzieści razy okrążył Ziemię!

Po dziś dzień jego dawni współpracownicy z uśmiechem i z nutą nostalgii zgodnie powtarzają, że nie sposób było za nim nadążyć. Oczywiście czterdzieści lat temu, kiedy zaczynał się jego pontyfikat, wyposażenie samolotów było zdecydowanie mniej nowoczesne i komfortowe niż obecnie.

Dlatego przy podróżach interkontynentalnych nieraz w samolocie pojawiało się… papieskie łóżko. W amerykańskiej maszynie linii TWA (Trans World Airlines) o wymownej nazwie Shepherd I[1] wyjmowano pierwsze trzy rzędy krzeseł, a w ich miejsce wstawiono prosty, niewielkich rozmiarów mebel, dzięki któremu papież mógł odpocząć, lecąc nad oceanem z Włoch do USA.

Ojciec Święty odpoczywał w tym łóżku trzykrotnie: w 1979, w 1987 i w 1995 roku. Mebel, który dziś znajduje się wraz z innymi papieskimi pamiątkami w muzeum w Kansas City, był wyposażony nawet w pasy bezpieczeństwa!

Przypinano nimi papieża podczas snu, na wypadek turbulencji. Także sama pościel z wyszytym maleńkim herbem maryjnym Jana Pawła II, użyta podczas jednego z lotów, po dziś dzień należy do najbardziej wyjątkowych eksponatów we wspomnianych zbiorach.

Z biegiem lat, gdy siedzenia stały się wygodniejsze, rozkładane, łóżko przestało już być potrzebne, by papież przez kilka godzin spędzonych w samolocie mógł wypocząć. Ostatecznie jednak dobór elementów wyposażenia pozostał kwestią indywidualnych preferencji kolejnych następców Jana Pawła II.

Wystrój rzeczywiście dość zasadniczo zmienił się w czasach Benedykta XVI. Papież z Bawarii pragnął dla siebie znacznie więcej miejsca. Podczas podróży na Kubę w 2012 roku personel Alitalii musiał usunąć wszystkie rzędy siedzeń business class, a w to miejsce wstawiono łóżko, biurko i fotel oraz przygotowano kącik do spotkań z podróżującymi wraz z Ojcem Świętym dygnitarzami.

Era Franciszka przyniosła z kolei powiew ogromnej skromności i prostoty. Miejsce, które zajmuje papież w samolocie, tuż za drzwiami wejściowymi, nie różni się niczym od innych z wyjątkiem ikony Matki Bożej zawieszonej na ścianie vis-à-vis siedzenia. Maryjny wizerunek obecny jest w papieskim samolocie od czasów Jana Pawła II; najczęściej przedstawia on Matkę Bożą Dobroduszną, patronkę żeglarzy.

Franciszek daleki jest od oczekiwania jakichkolwiek przywilejów i nawet w kwestii posiłków prosi zawsze personel o serwowanie mu tego samego, co otrzymują pozostali pasażerowie. A jest ich na pokładzie lotu papieskiego łącznie około setki. Z tego większość, bo zwykle około siedemdziesięciu osób, to my – dziennikarze. Na pokład wsiadamy tylnymi drzwiami, a od części, w której siedzi Ojciec Święty, dzieli nas specjalne przepierzenie (…).

Dziennikarze stanowią tę grupę uczestników lotu papieskiego, która na lotnisku pojawia się najwcześniej, już cztery godziny przed startem, i jako pierwsza zajmuje miejsca na pokładzie. We wnętrzu cały układ siedzeń jest obwarowany ścisłym protokołem i precyzyjnie dopracowany, niezmienny w przypadku każdej podróży (…).

Nikt na pokład takiego samolotu nie trafia przypadkiem i muszę przyznać, że chyba dla wszystkich jest to za każdym razem niezwykłe przeżycie. Nic dziwnego, że również personel Alitalii, który obsługuje ten lot, uznaje to za wielkie wyróżnienie. Bo któż spoza Watykanu ma na co dzień okazję, by papieżowi serwować obiad, donosić kawę i kusić smakowitym ciastkiem na deser, a potem jeszcze doglądać, czy wygodnie mu się siedzi i czy jest dobrze okryty kocem w chwili odpoczynku…?

Sama atmosfera panująca na pokładzie papieskiego samolotu ma w sobie coś niepowtarzalnego. Nie tylko dlatego, że pasażerowie są bliżej nieba; po prostu jest się trochę jak w rodzinie. Wszyscy znają się od wielu, wielu lat, a łączy ich i codzienna praca w watykańskich urzędach, i – niejednokrotnie – wspomnienia wspólnie przemierzonych w przestworzach dziesiątek tysięcy kilometrów.

*Fragment „Z Watykanu w świat. Tajemnice papieskich podróży”, M. Wolińska-Riedi, Znak 2021; tytuł, lead, skróty, śródtytuły i podkreślenia pochodzą od Aleteia.pl


[1]  Shepherd I, czyli Pasterz I, to nazwa dana boeingowi 767 specjalnie dla upamiętnienia lotu papieża w 1979 roku, podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II na kontynent amerykański. Lot obsługiwały amerykańskie linie lotnicze TWA, które w 2001 roku zostały wchłonięte przez kolosa American Airlines. Niektórzy żartobliwie tłumaczyli nazwę linii, mówiąc, że „TWA” oznacza „Travel with Angels”, „podróż z aniołami”.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.