„Ten gość bez rąk”
„Ten gość bez rąk” to pseudonim, jakiego w mediach społecznościowych używa George Dennehy, 27-letni muzyk. Ludzie często korzystają z pseudonimów w sieci, aby zachować anonimowość. Ten jednak przeciwnie – natychmiast wskazuje na George’a. Przez wiele lat wyróżniał się właśnie jako „ten gość bez rąk” z powodu wrodzonej niepełnosprawności. Pomimo niej wykazuje się ogromnym talentem: gra na wiolonczeli, gitarze i pianinie – za pomocą stóp.
George Dennehy urodził się w Rumunii i natychmiast został porzucony w sierocińcu z powodu swojej ciężkiej niepełnosprawności. Oprócz urodzenia się bez rąk, był bardzo wątłym dzieckiem, do tego stopnia, że wystawiono mu już akt zgonu. Według reporterki Kelsey Christensen z NBC16, ważył tylko 4 kg w wieku 18 miesięcy. George mówi, że lekarz powiesił akt zgonu na jego kołysce, prosząc pielęgniarki, aby wpisały tylko datę, kiedy przyjdzie na niego pora.
Ta pora nie nadeszła. Podczas gdy my, ludzie, możemy wypisywać nasze oczekiwania co do przyszłości, jest inny Narrator, który prowadzi historię.
Mimo, że George spędził okropne lata w rumuńskim sierocińcu, nie umarł. "Pogardzali mną i zostawiali mnie w kącie, nie zajmowali się mną. Byłem dość dosłownie spisany na straty, ale rodzice, którzy mnie adoptowali, nie przekreślili mnie” – powiedział Christensen.
A oto, co to kiedyś małe dziecko, nazbyt śpiesznie zaszufladkowane jako nierokujące i w konsekwencji odrzucone, potrafi dzisiaj.
Pomiędzy tym wątłym dzieckiem z sierocińca, a młodym mężczyzną o pięknym głosie z dzisiaj jest życie, które nie było łatwe. Szczęśliwe zakończenie nie nadeszło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w momencie adopcji, mimo że nowa rodzina robiła dla niego wszystko, co mogła. To był tylko początek żmudnej drogi.
Dzisiaj filmiki George’a mają miliony odsłon na Youtubie. Dzięki temu artysta chce zwiększać świadomość na temat trudności, z jakimi mierzą się porzucone dzieci i zachęcać innych do adopcji.
„Niestety, tak dzieje się w wielu krajach” – powiedział reporterce NBC, mając na myśli losy ludzi podobnych do niego. „Dzieci są spisywane na straty. Większości ludzi nie przyszłoby do głowy, że byłem w sierocińcu prawie martwy, a teraz jestem tutaj. To jest moc bezwarunkowej miłości i troski, jakiej doświadczyłem jako ten niechciany”.
Ciężka szkoła życia
Przeprowadzka z Rumunii do Virginii była ogromną zmianą dla George’a, który wreszcie wszedł do rodziny, w której nie tylko był tolerowany, ale przede wszystkim kochany. Jednak za czterema ścianami domu był świat: świat bardzo wrogi ludziom, którzy są inni.
Jego szkolne lata były jak ciemny tunel. Był zastraszany nie tylko z powodu braku rąk, ale też z powodu ciężkiej adaptacji, którą przechodził.
George pamięta na przykład chodzenie z przerażeniem do szkolnej stołówki, którą starał się omijać jak tylko mógł. Nauczył się rekompensować sobie brak górnych kończyn dolnymi, więc jadł przy użyciu stóp. Inne dzieci nabijały się z niego. „W końcu doszło do tego, że całkiem przestałem jeść w szkole lunch, bo tak bardzo wstydziłem się sposobu, w jaki jadłem” – mówi w filmiku na Youtubie.
Konfrontowanie się z rozpaczą jest momentem przełomowym w życiu wielu ludzi. Mimo że widzialni i niewidzialni sprzymierzeńcy stoją przy tych, którzy mierzą się z pokusą rozpaczy, nie każdy wie, jak dostrzec znaki ich obecności. George na szczęście wiedział i jego wiara stała się najważniejsza w jego życiu, o czym mówi w opublikowanym filmiku.
Zawsze mamy wybór
Jego perspektywa zmieniła się i zdał sobie sprawę, że sposób, w jaki radzimy sobie z trudnymi sytuacjami zależy w dużej mierze od nas. W tekście towarzyszącym filmikowi mówi:
„…to naprawdę jest wybór. To naprawdę wybór stwierdzenia: Wiesz co, są w życiu takie rzeczy, których nie możesz kontrolować. Są rzeczy, które się dzieją, rodzisz się jakiś. Jedyny wybór, jaki mamy, to to, w jaki sposób odpowiemy na te rzeczy, które się nam przydarzają, albo z którymi się urodziliśmy”.
To jest ten wybór, który mamy. Czy zdecydujemy się wykorzystać jak najlepiej sytuację, w której się znaleźliśmy, czy będziemy jęczeć i narzekać. To zależy od nas.
Przyjaciele z którymi George dzieli swoją drogą wiary mówią, że jego obecność wyraża to przesłanie głośno i wyraźnie: „Bóg działa w moim życiu. Dał mi mnóstwo rzeczy poza tym stanem zdrowia w jakim się urodziłem”.
Muzyka daje nadzieję
Uciekając się do metafory, można powiedzieć, że od życia podsumowanego w naprędce spisanym dokumencie z wyrokiem śmierci George przeszedł do życia opisanego nutami pełnymi chwały. Tak, muzyka jest sposobem, w jaki czuł się wezwany do wyrażania jasnej strony swojej duszy. W wieku 8 lat uczył się grać na wiolonczeli, a potem nauczył się grać na gitarze i pianinie. Mówi:
„I to właśnie oznacza dla mnie robienie muzyki. To miejsce nadziei, to miejsce schronienia… Moją nadzieją i misją jest to, że ta muzyka po prostu dotrze do ludzi i ich zainspiruje, żeby być może zrobili jakiś krok w swoim myśleniu. Może przechodzą przez coś, co ich blokuje przez długi czas? A jeśli moja muzyka, te piosenki mogą pomóc im zrobić następny krok w ich dążeniu do własnych marzeń, to… misja zakończona sukcesem”.