Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Pierwszym darem, jaki Krawczyk dostał od papieża, był… płaszcz. Kiedy ogłoszono wyniki konklawe, a świat dowiedział się, że nową głową Kościoła będzie Karol Wojtyła, Krawczyk był w Stanach, akurat w sklepie z ubraniami, w dzielnicy włoskiej. Upatrzył sobie ładny, lecz bardzo drogi płaszcz. Ale w tym momencie podano, co właściciel sklepu wykrzyczał z radością: „Papa Polacco!”.
Krzysztof Krawczyk i płaszcz od papieża
Zgadali się natychmiast, że Krawczyk jest rodakiem Jana Pawła II, i z tej okazji artysta dostał od Włocha pięćdziesięcioprocentowy rabat.
(…) W Grotnikach [miejscowość zamieszkania Ewy i Krzysztofa Krawczyków – przyp. red.] Ojciec Święty jest mistrzem dusz i umysłów. Krzysztof Krawczyk wcześnie stracił ojca, żona piosenkarza wychowywała się w ogóle bez rodzica. Lgną do religii poprzez postać papieża, skoro wypełnia w ich życiorysach istotną niedomkniętą figurę.
„Po śmierci Jana Pawła II zrobiła się we mnie duchowa pustka. Często sięgam do tekstów biblijnych. I to, że zacząłem studiować Pismo Święte, to wpływ właśnie Papieża” – wyznał piosenkarz. (…)"
Uduchowiona rodzina Krawczyka
– Ta kapliczka w domu Krawczyka wypada śmiesznie, kiedy media o tym piszą – mówi Grzegorz Grdeń. – Ale jak się tam jest, to śmiesznie być przestaje. Może dla kogoś być zaskakujące, że dzień zaczyna się od modlitwy. W restauracji czy w hotelu tak samo – najpierw modlitwa, a potem śniadanie. Obiad można potraktować, jak tam kto chce, ale już kolację znowu rodzina je zwykle razem. Oni stworzyli rodzinę uduchowioną. Myślę, że Ewa tak Krzyśkowi poukładała to życie.
Jeszcze, kiedy byli tu, w Chicago, może nie był aż tak bardzo egzaltowany, to pewnie rosło w nim i rzeczywiście wydał mi się już ostatnio bogobojny. Wiara stała się dla niego sposobem, ale także stylem życia. Bo jak ktoś wierzy, to dlaczego ma się z tym kryć? On miał zresztą jakąś taką magię w głosie. Myślę, że gdyby Krawczyk chciał założyć swój kościół nowy, tutaj przecież są tysiące różnych kościołów, to miałby bardzo wielu zwolenników. Miał swoich zwolenników w kościele, do którego wraz z całą rodziną uczęszczał na msze w niedziele i święta. Wchodził w asyście najbliższych, wszyscy zawsze ubrani odświętnie i godnie, zajmowali miejsca z przodu, a zebrani podpatrywali się, jak to w małej miejscowości.
Czasem, jako wyjątkowy parafianin, stawał przy mównicy, kiedy chodziło o śpiewanie. Nakłaniał ludzi, by mu towarzyszyli, może marzyły mu się msze trochę bardziej w klimacie Negro spirituals. Ale ludzie nie mieli śmiałości przyłączać się do takiej osoby i psuć taki śpiew. Chóru nie stworzył. Miał plan budowy kościoła we wsi i zbierał na ten cel pieniądze. Nie szczędził też pomocy biednym, dopytywał księży, czy są w okolicy ludzie potrzebujący wsparcia. Taki trochę dziedzic z niego był.
Płyta dla Ojca Świętego
Płyta Ojcu Świętemu śpiewajmy pojawi się ponownie po śmierci Jana Pawła II w odświeżonej formie, z dodanymi słowami wypowiedzianymi przez samego papieża. W ukochanej przez Karola Wojtyłę pieśni Barka jest jego śpiew pochodzący z nagrania z 1979 roku, kiedy to podczas pielgrzymki do ojczyzny odśpiewał ją w Gnieźnie. A do tego wymiksowany został głos Krzysztofa Krawczyka. (…)
Dwa złote z każdego sprzedanego egzemplarza z „papieskiej” płyty przeznaczone mają być na budowę Świątyni Opatrzności Bożej, która powstaje wtedy na Polach Wilanowskich w Warszawie.
Spotka się Krzysztof Krawczyk z Ojcem Świętym w 1997 roku, podczas jego wizyty na Jasnej Górze, i wtedy wręczy płytę Ave Maria oraz kasety dla „sióstr, które Go tak dobrze karmią”. Rozbawi tym stwierdzeniem i papieża, i jego świtę. W 2000 roku wystąpi podczas pielgrzymki narodowej na placu Świętego Piotra w Rzymie i przekaże papieżowi już wtedy złotą płytę Ojcu Świętemu śpiewajmy.
Krzysztof Krawczyk i Jan Paweł II
Bardzo przeżył to spotkanie: „W roku 2000, kiedy przyjechaliśmy do Rzymu z pielgrzymką artystów, w lipcu, było niezwykle gorąco. Miałem zaśpiewać a cappella Pan mym pasterzem. Po zapowiedzeniu mnie przez księdza Nowoka 30-tysięczny tłum moich rodaków zaczął bić brawo i Ojciec Święty wychylił się, by zobaczyć, komu to brawo biją.
Zaśpiewałem przed Nim z wielką tremą, przekonaniem i emocją. Po występie usłyszałem szept księdza Nowoka: «A teraz biegiem do Ojca Świętego i na kolana». Ja chodziłem o lasce, bo po wypadku miałem uszkodzone biodro, wiedziałem, że biegiem mogę nie dać rady, ale rzuciłem tę laskę…
Nie czując bólu, dotarłem do Papieża, uklęknąłem przed Nim i jak spojrzałem w twarz, zacząłem płakać. Nie wiem dlaczego… To był taki synowski płacz i wyznanie win, i taka bez słów spowiedź. Trzymałem rękę Papieża i nie chciałem puścić. Ktoś podpowiedział mi, żebym ją ucałował, i taki zapłakany wróciłem na miejsce...”
*Fragment książki Anny Bimer „Chciałem być piosenkarzem. Biografia Krzysztofa Krawczyka”, Wydawnictwo REBIS; tytuł, lead, śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji Aleteia.pl