Prof. dr hab. inż. Ireneusz Jóźwiak jest matematykiem i informatykiem, wykładowcą Politechniki Wrocławskiej. Prywatnie jest mężem Elżbiety, ojcem czwórki dzieci i… wielkim propagatorem szkaplerza.
Szkaplerz – zaniedbany skarb Kościoła... Czy nosisz? Czy jesteś wtulony w płaszcz Maryi, który chroni nie od zwykłego deszczu i chłodu, ale od ognia piekielnego?
16 lipca, w dniu odpustu Matki Bożej z Góry Karmel, nazywanej Szkaplerzną, warto nie tylko odnowić swoje zawierzenie – jeśli już przyjęliśmy ten skarb – ale i zachęcić innych – męża, żonę, dzieci, przyjaciół, znajomych, aby zechcieli przyjąć szatę Maryi, szkaplerz karmelitański – podkreśla prof. Ireneusz Jóźwiak
Profesor wspomina, że po raz pierwszy usłyszał o szkaplerzu karmelitańskim w czasach studiów doktoranckich. Były lata osiemdziesiąte, mieszkał wtedy w akademiku dla doktorantów i zachorował. W odwiedziny przyszedł przyjaciel i – zupełnie bez racjonalnego powodu – opowiedział mu o szkaplerzu. Co ciekawe, okazało się, że pan Ireneusz nosił już medalik szkaplerzny, ale nie był tego świadomy.
Po tym spotkaniu myśl o szkaplerzu nie dawała mu spokoju. Pojechał do sióstr karmelitanek przy Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu i siostry pożyczyły mu książkę z 1940 r. o. Bernarda od Matki Bożej pt. Znak zbawienia. Rozmyślania z przykładami dla czcicieli Matki Boskiej Szkaplerznej.
Ta książka bardzo go zafascynowała i zaczął opowiadać o swoim odkryciu. Szkaplerz stał się przedmiotem rozmów – najpierw z przyjaciółmi, a potem na prywatnych przyjęciach, wreszcie zaczął głosić o nim prelekcje. - Miałem potrzebę mówić o tym, co mnie do głębi poruszyło – wspomina profesor.
Na jednym z przyjęć jego opowieść usłyszał człowiek związany ze środowiskiem oazy. Spytał, czy wygłosi prelekcję dla grup oazowych we wrocławskim kościele pw. św. Mikołaja przy ul. św. Antoniego u księży salezjanów.
Zgodził się, a po tym pierwszym spotkaniu od razu zaproszono go do innych parafii. I tak zaczęło się pielgrzymowanie z prelekcją pt. „Zaniedbywany skarb Kościoła”, które trwa do dziś.
Od lat 80. odwiedził wiele parafii – nie tylko w archidiecezji wrocławskiej, ale też poza nią. Opowiadał o szkaplerzu w Mrągowie, w Szczecinie i w wielu innych miastach. Jedną z ostatnich, jeszcze przed pandemią, wygłosił w Sanoku.
Schemat spotkań jest prosty: najpierw wykład, który trwa ok. półtorej godziny, a po nim nabożeństwo z nałożeniem szkaplerza karmelitańskiego dla chętnych go przyjąć. Pan Ireneusz prosi kapłanów, aby po prelekcji była możliwość przystąpienia do spowiedzi.
– To niezwykle ważne – mówi. – Gdy w 2015 r. głosiłem prelekcję w DA Redemptor na wrocławskim Wittigowie, studenci otrzymali łaskę pragnienia spowiedzi tak wielką, że kilku kapłanów musiało usiąść do konfesjonałów, żeby wyspowiadać chętnych – opowiada. Dlaczego „zaniedbany”? – Wielu nie zna szkaplerza, wielu księży nigdy o nim nie słyszało. Kościół dostał płaszcz od Mamy i nie zachęca swoich dzieci, by go nosiły. Mamy skarb i zaniedbujemy korzystania z niego – wyjaśnia.
Profesor lubi opowiadać o szkaplerzu studentom, dlatego chętnie przyjmuje zaproszenia do duszpasterstw akademickich. Niektórzy nie ukrywają zaskoczenia, gdy w prelegencie rozpoznają nagle swojego wykładowcę rachunku prawdopodobieństwa.
Do ciekawych rozmów dochodzi też podczas wykładów albo egzaminów, zwłaszcza latem, gdy studenci chodzą ubrani lekko i noszony na piersi i plecach tkaninowy szkaplerz łatwo rzuca się w oczy.
Ale profesor nie faworyzuje studentów ze szkaplerzem – wyjaśnia to od razu, żeby nie było wątpliwości – po prostu nawiązuje się między nimi wyjątkowa nić, która nie ma nic wspólnego ani z matematyką, ani ze studiami. Wielu z nich należy do grona jego przyjaciół, z którymi kontakt trwa, mimo że po ukończonych studiach wyjeżdżają z Wrocławia. Łączy ich… szkaplerz.
Prof. Jóźwiak od początku czuje, że to Maryi zależy, by mówić o szkaplerzu. Łaski, które Maryja obiecała tym, co szkaplerz przyjmą, zaskakują. – Wśród wielu znanych mi młodych ludzi, którzy przyjęli szkaplerz, duża liczba po jakimś czasie wybrała kapłaństwo. To wielki dar Maryi – powołanie do sprawowania ofiary jej Syna – mówi profesor.
Gdy w nocy z 15 na 16 lipca 1251 r. św. Szymon Stock zobaczył Maryję, która przekazała mu szkaplerz, pośród wielu obietnic usłyszał od niej zapewnienie o uniknięciu kary wiecznej dla tych, którzy będą go nosili aż do śmierci. Pan Ireneusz wysłuchał przez lata świadectw wielu osób, które noszą szkaplerz i doświadczają cudownej opieki Maryi. Na przytoczenie wszystkich potrzeba osobnej publikacji, ale szczególnie wybrzmiewa jedno z nich.
– Kiedyś po prelekcji podeszła do mnie pani i opowiedziała pewne wydarzenie. Syn jej koleżanki chciał popełnić samobójstwo, stanął na krawędzi, żeby skoczyć. I wtedy, na dole, zobaczył strasznie wyglądającego osobnika, który nakazał mu: „Zanim skoczysz, wyrzuć to chomąto, które masz na szyi”.
Mężczyzna najpierw nie zrozumiał, ale po chwili dotarło do niego, że jedyne co ma na szyi, to łańcuszek ze szkaplerznym medalikiem… Nie skoczył. Przeżył głębokie nawrócenie i dziś jest pewien, że to Maryja go ocaliła – opowiada pan Jóźwiak. I przypomina, że jedna z obietnic Maryi dla noszących szkaplerz brzmi: „kto w nim umrze, nie zazna ognia piekielnego”. Założony na szyi niedoszłego samobójcy szkaplerz był dla szatana przeszkodą nie do pokonania, skoro zjawił się, by nakazać go zdjąć...
Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że to płaszcz Maryi. Po drugie dlatego, że nieokryci jesteśmy łatwym celem dla złego – odsłonięci, nadzy i skorzy do upadków. Płaszcz jest tym w naszym zestawie ubrań, co chroni, zabezpiecza przed zimnem, deszczem, śniegiem.
Płaszcz Maryi chroni nas nie od zwykłego chłodu, nie od śniegu, nie od ognia pożaru, ale od ognia piekielnego! Czy może być coś lepszego do okrycia w czasie ziemskiej wędrówki niż płaszcz od Mamy?