Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Wasze dziecko umiera... Te słowa dławią w gardle i nie pozwalają zrobić kroku. W sercach rodziców rodzą szczery i głęboki żal do Pana Boga – że nie uratował. Jak sobie z tym poradzić? Nie ma jednej recepty, ale pomocą może być świadectwo Antonietty Meo, 7-letniej Włoszki, która dziękowała Jezusowi za nowotwór. I jej rodziców.
Maria i Michele Meo poznali się w Rzymie, a w 1918 r. w bazylice św. Jana na Lateranie wzięli ślub. Rok później powitali na świecie swoje pierwsze dziecko, Giovanniego. Synek rósł zdrowo i nic nie zapowiadało dramatu. Zachorował nagle w wieku 2 lat, i mimo podjętego leczenia zmarł 23 lipca 1921 r.
Maria przez wiele lat nie potrafiła mówić o tamtym poranku, gdy klęczała w pokoju przez obrazem Matki Bożej Pompejańskiej z uczuciem niewyobrażalnego bólu. Nie mogła zrozumieć, jak to możliwe, że świeciło słońce, że ludzie nadal zajmowali się tyloma sprawami. Nie krzyczała. Zdobyła się na to, aby zamknąć oczy synka.
Gdy niedługo potem okazało się, że jest w ciąży zrozumiała, że oto pojawiło się światło. 27 marca 1922 r. urodziła Margheritę, spokojną i ufną. Do domu Meo wróciła radość!
Dwa lata po narodzinach Margherity powitano drugą córkę, Carmelę. Niemal od samego początku dziewczynka zapadała na różne choroby. Początkowo niegroźne, potem coraz trudniejsze w leczeniu. Wreszcie 22 grudnia 1926 r., po kilkudniowym odoskrzelowym zapaleniu płuc, zmarła.
To był cios. Maria nie chciała jej oddać. Trzymała w ramionach 2-letni skarb, który nie należał już do niej, i wyła z bólu. Wreszcie, gdy dziewczynkę ułożono na łóżku, uklękła i zamknęła jej oczy. Potem powtarzała, że żadna matka nie powinna nigdy czegoś takiego doświadczyć. Wydawało się, że więcej nie da się unieść. Że więcej nie może już nadjeść.
Mimo upływu czasu małżonkowie byli przekonani, że nigdy już nie będą mieć dzieci. Jednak okazało się, że wola Boża jest inna: Maria była w ciąży. 15 grudnia 1930 r. urodziła Antoniettę. Była piękna! Lekarze zapewnili, że jest także zdrowa.
Mijały lata, rodzice patrzyli na dwie córki, które rosły w zdrowiu i radości. Mieszkali w Rzymie. Dom wypełniały salwy śmiechu i dziecięcych psot. Chmury nad ich szczęśliwy dom nadciągnęły w lutym 1936 r. Tamtego dnia Antonietta wróciła ze szkoły z płaczem. Okazało się, że przewróciła się w ogrodzie i uderzyła w kolano. Po dokładnych oględzinach stwierdzono, że na skórze nie ma żadnych śladów, a staw kolanowy prawidłowo się zgina. Po kilku dniach od zdarzenia dziewczynka wciąż skarżyła się na ból w lewej nodze. „Coś mnie kłuje” – mówiła. Od tamtych dni wydarzenia w rodzinie Meo nagle przyśpieszyły. Pierwsze diagnozy nie zapowiadały niczego groźnego, ale każdy wynik kolejnych badań przybliżał rodziców do bolesnej prawdy: osteosarcoma, rak kości. „Trzeba ją jak najszybciej operować, bo będzie za późno” – tłumaczyła pielęgniarka. Ale o jaką operację chodzi? – dopytywali. „Amputacja nogi”. Maria wybiegła z sali. Wybuchnęła wielkim płaczem.
To nie była równa walka. 25 kwietnia 1936 r. Antonietta straciła lewą nogę, ale amputacja nie zatrzymała choroby. Rok później nowotwór powrócił i zaatakował płuca, a potem głowę. Antonietta umierała, dusząc się i niewyobrażalnie cierpiąc. Maria i Michele błagali Boga, aby pozwolił im cierpieć ból, którego doświadczała córka. „Dopiero wtedy zrozumiałam – mówiła po latach Maria – jak bardzo musiała cierpieć Matka Boża”. 3 lipca 1937 r., szepcząc „Boże… mamo… tato…”, Antonietta zmarła. Maria Meo po raz trzeci położyła ręce na powiekach swojego dziecka. I oddała je Temu, który uczynił ją matką. Co miała zrobić?
Antonietta żyła niespełna 7 lat. W czasie śmiertelnej choroby odsłoniła przed swoimi bliskimi i wieloma osobami, które były świadkiem jej cierpienia, łaskę niezwykłej wiary w Jezusa Chrystusa. Mimo swego wieku nie pytała: Dlaczego, czemu ja? Trwała, ofiarując swój ból Temu, który cierpiał bardziej. W ostatnich tygodniach życia nie chciała, aby modlić się o jej wyzdrowienie. Chciała „zostać na Kalwarii” z Tym, którego kochała. Jej 105 listów, które napisała do Jezusa, stało się przedmiotem badań teologów. Wydano je w postaci książek, a w 1981 r. watykańska Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych ogłosiła dekret o heroiczności cnót Antonietty. Jest służebnicą Bożą, pierwszą wśród dzieci, która nie zmarła śmiercią męczeńską. W ostatnim liście do Jezusa pisała: