Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Z ks. dr. Krzysztofem Wonsem SDS – dyrektorem Centrum Formacji Duchowej Salwatorianów w Krakowie, redaktorem naczelnym kwartalnika „Zeszyty Formacji Duchowej”, rekolekcjonistą, autorem wielu książek i artykułów rozmawia Małgorzata Bilska.
Małgorzata Bilska: Kiedy w Kościele mówimy „ojcostwo”, to pierwszą osobą, która przychodzi nam do głowy jest św. Józef. Według księdza ma on wiele wspólnego z Abrahamem. Mało kto pamięta, że imię Abraham znaczy „ojciec wielu”. Co ich łączy?
Ks. dr Krzysztof Wons SDS: Trzeba czytać ich razem, bo obaj przywołują siebie nawzajem i wzajemnie się tłumaczą. Abraham jako pierwszy pokazał nam drogę człowieka całkowicie zwróconego z ku Bogu. Czego Bóg od niego oczekiwał – on to czynił. Doświadczał przy tym walki duchowej... Ale przeszedł życie, radykalnie ufając Bogu. We wszystkim.
W Nowym Testamencie ojcem wiary jest natomiast Józef. On tak samo wierzy Bogu. I w dzień, i w nocy. Dosłownie – bo polecenia otrzymuje od Boga w nocy. Noc jest tu także symbolem „nocy wiary”. Józef nie miał żadnego punktu oparcia, z żadnej strony nie widział światła – ale uwierzył.
Obaj mieli problemy z ojcostwem. Ukochana żona Abrahama, Sara, nie mogła zajść w ciążę, choć Bóg obiecał mu syna. Potem mamy sprawę z Izaakiem, którego o mało nie złożył Bogu w ofierze. Bóg nie dał mu tego zrobić. Nic nie było proste.
Nie przeciwstawiam Józefa i Abrahama. Oni obaj mówią o tym, czym jest wiara. Z nimi jest trochę tak jak z lectio divina – jedna strona tłumaczy drugą. Pomaga pogłębić rozumienie poprzedniej. Abraham pomaga zrozumieć głębię Józefa, Józef – Abrahama.
Abraham był koczownikiem. Kierował się koczowniczymi kryteriami w dokonywaniu wyborów. Aż osiadł w Charanie, aby zostać tam na zawsze. Miał ziemię, pracę, ludzi, którzy go szanowali. Cieszył się uznaniem. Uważano go za autorytet.
Osiągnął stabilizację…
Dokładnie tak. Nie miał tylko tego, do czego tęsknił, o co błagał, a czego sam sobie dać nie mógł – nie miał syna (to też łączy go z Józefem). Żył z piękną kobietą, Sarą, która była bezpłodna… Pewnego dnia w tym stabilnym świecie usłyszał głos Boga: zostaw to. A za tym pojawiły się trzy obietnice: ziemi, potomstwa (jako wielkiego narodu) i tego, że Bóg rozsławi jego imię na świat.
Po ludzku to było nie do pojęcia! Nic nie wskazywało na to, że ma szansę być ojcem jednego dziecka! Co dopiero licznego narodu. Ale Abraham uwierzył. Na tym polega jego wielkość. Nie pytał Boga o dowody, o argumenty. My dziś ciągle szukamy jakichś gwarancji.
Rozmawiam z młodymi ludźmi. Nie wchodzą w związek małżeński, bo muszą mieć najpierw stabilną pracę, dom, odpowiednie zarobki itd. Zabezpieczoną przyszłość. To jest ludzkie, ale może być zgubne, gdyż nigdy przez to nie wyjdziemy poza własne horyzonty.
Abraham zostawił wszystko, co miał nie dlatego, że dostał gwarancję lepszej ziemi. Jedynym argumentem za wiarą w Boga był dla niego sam Bóg. Trzeba wejść w obietnicę. Wtedy ona zaczyna się spełniać.
Ojcostwa Abrahama i Józefa nie da się zrozumieć poza perspektywą relacji z Bogiem. Może Dzień Ojca to dobry punkt wyjścia do tego, by przemyśleć od nowa ojcostwo chrześcijańskie? Nie to biologiczne.
Jeśli dziś nie czytamy ojcostwa w świetle wiary i objawienia, to dlatego, że przeżywamy kryzys ojcostwa jako takiego. Bóg jest i Ojcem, i Matką – mówi pięknie św. Augustyn. Potrafi objąć, przytulić, umocnić, dać czułość.
Ale jeśli posłuchamy słów Jezusa w Ewangelii „Bądźcie i wy doskonali jak doskonały jest wasz Ojciec w niebie”, to widać, że nie ma nic doskonalszego niż ojcostwo. Wszyscy istniejemy, żyjemy, zakorzenieni jesteśmy w ojcostwie.
Nie dzieliłbym przy tym ojcostwa i macierzyństwa – to trzeba łączyć. Według kard. Josepha Ratzingera (późniejszego Benedykta XVI) tam, gdzie Bóg traci twarz Ojca w oczach człowieka, nie sposób już o Bogu Ojcu ani myśleć, ani przeżywać spotkania z Nim. Człowiek zaczyna wtedy zatracać także i własne ojcostwo.
Potrzebujemy dziś wrócić do niego nie tylko od strony antropologicznej, egzystencjalnej, ale także teologalnej. Wróćmy do Ewangelii, bo wszystkie jej strony mówią nam o Bogu Ojcu. Józef też odkrywa w Nim swoje ojcostwo. Nie był ojcem biologicznym. Był jednak zdecydowanie kimś więcej niż tylko opiekunem Jezusa.
Czego może nas nauczyć Józef?
Józef wierzył, że ojcostwo nie pochodzi od niego. Ono nie należy do praw człowieka. Ludzie domagają się ojcostwa, macierzyństwa i innych praw, bo wydaje im się, że mają władzę nad życiem. Józef przypomina nam, że życie jest darem Boga.
Najbardziej to się zogniskowało w życiu Maryi, która poczęła za sprawą Ducha Świętego. Józef jest świadkiem autentycznego ojcostwa, bo przyjął to z pokorą. Uwierzył. Ten wymiar ojcostwa jest teraz szczególnie potrzebny, bo czym innym jest przekazanie życia w sensie biologicznym (spłodzenie), a czym innym – dawanie dziecku życia codziennie, duchowo. Najważniejszym wymiarem ojcostwa jest wymiar duchowy!
W książce „Koczownik Boga” pisze ksiądz: Bóg oznajmił Abramowi „Nie będziesz więc odtąd nazywał się Abram, lecz imię twoje będzie Abraham, bo czynię ciebie ojcem mnóstwa narodów” (Rdz 7,5). Skoro obaj z Józefem wzajemnie się tłumaczą to per analogiam można chyba powiedzieć, że Józef za sprawą syna – Jezusa jest ojcem wszystkich chrześcijan.
Abraham ma kryzys w XV rozdziale – rozmawia z Bogiem, bo obietnica się nie spełniała. Kiedy Sara urodziła Izaaka, była starą kobietą. Wydawało się to całkowicie niemożliwe. Nawet gdyby została uzdrowiona, stała się płodna, to jako osoba leciwa nie mogłaby zajść w ciążę. Kiedy to się stało, była w wieku babci lub nawet prababci! Ale Abraham nigdy nie przestał wierzyć Obietnicy. U Józefa jest inaczej.
On był młody. Płodny biologicznie. Mieli na pewno z Maryją wszystko przemyślane, zaplanowane. Narzeczeni mogliby nam dużo opowiedzieć o tym, co przeżywali młodzi zakochani. Chcieli miłości, w której wszystko uczestniczy: ciało i duch. Cała psychika. Takim mężem dla Maryi chciał być Józef…
Sytuacja jest odwrotna niż u Abrahama. On uwierzył w co innego – że życie, które jest w Maryi, nie jest z człowieka, lecz z Boga. Ukochana go nie zdradziła. Nie zbezcześciła ich świętego związku. Starożytni autorzy pięknie się rozpisywali o jego dramacie – co przeżywał, jakie pytania stawiał Bogu… Ale jednak uwierzył. Przyjął Maryję, potem wszystko zostawił, by ratować Jezusa. Uciekł do Egiptu. Musiał odczuwać wielki lęk.
Abraham też dobrze znał to uczucie. Czego najbardziej boją się ojcowie?
Mężczyzna – bo jest nim ojciec – najbardziej doświadcza lęku, kiedy jest bezradny. Czuje, że nic nie może zrobić. Jest wtedy słaby. Jedna półkula mózgu mówi: masz sobie radzić, pomóc, pokazać, że jesteś silny i że można na ciebie liczyć. Druga wie, że jest bezsilny. To uderza w jego tożsamość, w całe jestestwo.
Abraham i Józef doświadczali tego uczucia – to normalna i ludzka rzecz. Kluczowe jest pytanie o to, co z bezradnością robię. Czy będę z nią walczył? Czy powierzę ją Bogu? Tę drogę wybrali Abraham i Józef. Zaufali Bogu.
Więc mądry ojciec to taki, który uczy się od Abrahama i Józefa, stając się ojcem każdego dnia?
Uznanie, przyjęcie w pokorze własnej bezradności jest kluczowe. Trzeba z nią powierzyć się Bogu. W jego najsilniejszych na świecie rękach uświadamiamy sobie, że On jest Ojcem nas wszystkich. A my wszyscy, także dorośli mężczyźni i ojcowie – Jego dziećmi.