Coś więcej, niż „chrześcijańskie zaklęcie”
Na zakończenie mszy świętej przyjmujemy błogosławieństwo. Jest ono znakiem życzliwości Boga i Jego łaski, której towarzyszenia i działania pragniemy doświadczać w swoim życiu także po zakończeniu liturgii i opuszczeniu świątyni.
Niecierpliwym, którzy uciekają w trakcie przydługich ogłoszeń parafialnych, tłumaczymy nieraz, że „nie wolno” wychodzić bez błogosławieństwa. W tym „nie wolno” można doszukiwać się reliktów myślenia magicznego, które traktuje błogosławieństwo jako rodzaj „zaklęcia” mającego gwarantować pomyślność.
Ale można też zobaczyć w nim pewną istotną, choć w bardzo prosty sposób wyrażoną intuicję wiary Ludu Bożego, który pragnie i potrzebuje tego liturgicznego znaku Bożej łaskawości, będącego także – ze względu na swoją formę: znaku krzyża – znakiem potwierdzenia, czy też utwierdzenia w naszej chrześcijańskiej tożsamości.
Inne miejsce, inna funkcja
Początkowo błogosławieństwa nie udzielano na końcu mszy, ale przed Komunią. Nie pełniło ono funkcji uroczystego zakończenia liturgii, ale miało na celu przygotowanie wiernych do godnego przyjęcia Najświętszego Sakramentu. W liturgii galijskiej (V-X w.) z biegiem czasu zaczęto je traktować jako rodzaj namiastki Komunii dla tych, którzy do niej nie przystępowali.
Przed udzieleniem błogosławieństwa diakon wzywał uczestników liturgii, aby skłonili swoje głowy. Uroczyste błogosławieństwo udzielane przez biskupa miało w rycie gallikańskim formę trójczłonową, wzorowaną na biblijnym błogosławieństwie Aaronowym (Lb 6,22-26), a po każdym członie zgromadzeni odpowiadali „amen”. Związane było ściśle z udzielaniem Komunii. W jego tekście pojawiały się nawiązania do kolejnych obchodów roku kościelnego.
Ponieważ popularną stawała się praktyka opuszczania zgromadzenia przez nieprzyjmujących Komunię tuż po udzieleniu tego błogosławieństwa, przesunięto je z czasem na koniec mszy.
Błogosławieństwo… na życzenie?
W takiej formie przeszło ono z liturgii galijskiej do rzymskiej. Przedtem liturgia rzymska znała jedynie modlitwę celebransa nad ludem, przed którą również padało diakońskie wezwanie do pochylenia głów.
Początkowo taka modlitwa o charakterze błogosławieństwa (różna od modlitwy po Komunii) była stałą częścią każdej mszy w starożytnym rycie rzymskim, ale dość szybko ograniczono jej stosowanie tylko do okresu Wielkiego Postu (jako szczególnej prośby o łaskę dla pokutujących), a następnie zarezerwowano ją jako modlitwę przeznaczoną jedynie do odmawiania nad pokutnikami.
Tymczasem forma błogosławieństwa przejęta z liturgii galijskiej zadomowiła się na dobre w rycie rzymskim i od XI w. stała się jego stałą częścią, choć nie traktowano jej ściśle jako części mszy. Eucharystię kończyło bowiem rozesłanie, od którego łacińskich słów wzięła się zresztą sama nazwa „msza” (łac. missa, od mitto, mittere – wysyłać, posyłać).
Błogosławieństwa udzielano dopiero po rozesłaniu. Prawdopodobnie utrwalenie się tej praktyki było inicjatywą ludu, który domagał się wręcz udzielania przez celebransów błogosławieństwa przed opuszczeniem świątyni.
Błogosławieństwo kapłańskie, biskupie, papieskie
Od XII w. błogosławieństwa udzielano już stale od ołtarza, a błogosławieństwo kapłańskie znacznie upodobniło się do biskupiego, choć nadal istniały między nimi zauważalne różnice.
W średniowieczu jedynie biskup błogosławił ręką. Kapłan używał do tego jakiegoś poświęconego przedmiotu (e.c. relikwiarza, pateny, relikwii Krzyża). Wyrażano w ten sposób fakt, że biskup posiada pełnię władzy kapłańskiej, zaś prezbiter potrzebuje swego rodzaju „zapośredniczenia” swojego błogosławieństwa.
Obecnie błogosławieństwo biskupie i kapłańskie różni się jedynie tym, że to udzielane przez biskupa poprzedza werset: „Wspomożenie nasze w imieniu Pana, który stworzył niebo i ziemię”. Od niepamiętnych czasów szczególne znaczenie wiąże się z błogosławieństwem udzielanym przez biskupa Rzymu, czyli papieża – zwłaszcza z jego najuroczystszą formą znaną jako Urbi et orbi (łac. Miastu i światu).
Przywrócone bogactwo
W odnowionej liturgii posoborowej przywrócono dość obfity komplet możliwych do wykorzystania w ciągu całego roku oracji (modlitw) nad ludem poprzedzających błogosławieństwo (spośród nich wiele ma starożytny rodowód) oraz dostosowany do różnych okresów i okazji roku liturgicznego zestaw uroczystych, trójczłonowych błogosławieństw, które poprzedza wezwanie do pochylenia głów.
Zarówno modlitwy jak i błogosławieństwa są tekstami o wielkim bogactwie i głębi treści, jak choćby przepiękne wezwanie z błogosławieństwa udzielanego podczas mszy ślubnej nowożeńcom: „Pośród świata bądźcie świadkami, że Bóg jest miłością, aby stroskani i ubodzy, doznawszy waszej pomocy, przyjęli was kiedyś z wdzięcznością do wiekuistego domu Boga”.
Skłaniać głowę? Klękać?
Poza wypadkiem udzielania tego uroczystego błogosławieństwa mszał ani inne przepisy liturgiczne nie przewidują pochylania głów przez wiernych, ani też klękania na samo błogosławieństwo.
Są to indywidualne inicjatywy wiernych, inspirowane zapewne osobistą pobożnością i stanowiące być może niekoniecznie świadomą „kopię” pewnych zachowań sprzed reformy liturgicznej. Warto jednak pamiętać i brać pod uwagę, że w liturgii wielkie znaczenie ma jedność znaków i postaw, wyrażająca rzeczywiste trwanie w Komunii, czyli w jedności Ludu Bożego.