Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Z o. Adamem Strojnym z katolickiej wspólnoty Chemin Neuf, proboszczem parafii Opatrzności Bożej w Warszawie-Wesołej, rozmawia Jarosław Kumor.
Jarosław Kumor: Przed paroma tygodniami wziął ojciec udział w spotkaniu ze wspólnotą, do której należę – Drogą Odważnych. Był to dla nas etap przygotowań do konferencji z cyklu Powołani do Przywództwa, która już 29 maja, a jej temat to “Jak budować jedność wśród podziałów?”. Rozmawialiśmy o jedności między chrześcijanami, ale dziś nie tylko o tym. Zacznijmy od początku. Czym jest dla ojca brak jedności w relacjach z ludźmi?
Jest to doświadczenie, w którym jest mi trudno dać drugiemu to, co najlepsze. Pojawia się bariera i trudność w przyjęciu człowieka. Generalnie konflikt sprawia, że zamiast podporządkować siły robieniu czegoś dobrego, próbujemy się bronić – często przez atak – i niepotrzebnie się ranimy.
Osobiście doświadczam w takich sytuacjach dużego bólu, bo pragnienie dobrych relacji i jedności wyniosłem z domu. Oczywiście nie jestem aniołkiem, który zawsze żyje w zgodzie z ludźmi, ale ukształtował się we mnie smak tej jedności i chcę go doświadczać w dorosłym życiu.
Chemin Neuf wydaje się idealnym do tego miejscem...
Tak, powołaniem wspólnoty jest zaangażowanie na rzecz jedności w wielu wymiarach. Jest to kwestia jedności wewnętrznej, której szukamy, wspomagając się duchowością ignacjańską, angażujemy się na rzecz jedności małżeństw, rodzin, potem Kościoła (jako połączenia różnych powołań, stanów życia i misji), a w końcu wszystkich chrześcijan.
Mamy poczucie, że powinniśmy być swoistym laboratorium jedności, bo mamy wewnątrz małżeństwa, celibatariuszy, jesteśmy do tego wspólnotą międzynarodową, więc i międzykulturową, o różnych mentalnościach.
A więc da się. Patrząc jednak na cały Kościół, trudno stwierdzić, że jest jednością. Dlaczego?
Często mamy poczucie, że jedność to jest jednolitość, a różnica jest zagrożeniem. Ja wierzę w to, że Bóg jednoczy to, co się różni. Duch Święty jest źródłem różnorodności darów i On je harmonizuje. Kościół ma być tego znakiem.
Rozumiem, że tak właśnie działacie w parafii, której ojciec jest proboszczem.
Mnóstwo inicjatyw tworzy się u nas poprzez dyskusje i spory, a dzięki temu przynoszą one dobro. Ostatnio przygotowywaliśmy procesję Bożego Ciała, która już za pasem. Nie były to łatwe rozmowy, ale wysłuchanie zróżnicowanego grona, jakie mam w ekipie odpowiedzialnych w parafii – osób konsekrowanych, drugiego księdza, małżeństwa – było genialnym doświadczeniem.
Wypracowaliśmy ostatecznie taki kształt procesji, że ołtarz będzie w ruchu, a ludzie będą na niego czekać lub jechać za nim swoimi środkami transportu. Co ciekawe, mamy w parafii człowieka, który kolekcjonuje stare samochody i Najświętszy Sakrament będzie jeździł w odkrytym wozie marki rolls-royce.
Pamiętaliśmy jedno z najmocniejszych emocjonalnie przeżyć w parafii. Była to procesja rezurekcyjna w zeszłym roku. Po pełnym zamknięciu w dniach Triduum wyjechaliśmy z Najświętszym Sakramentem na miasto i przez trzy godziny jeździliśmy po uliczkach.
Ludzie ze łzami klękali. Mieli poczucie, że Jezus w Najświętszym Sakramencie przyjeżdża do nich.
Z kolei w tegorocznym Triduum Paschalnym, według norm, jakie obowiązywały, mogliśmy mieć w kościele 17 osób. Doszliśmy do decyzji, że Wielki Czwartek i Wielki Piątek będzie celebrowany przy zamkniętych drzwiach z dużą liczbą posługujących i nastawieniem na formę odbioru online przez wiernych.
Natomiast Wigilię Paschalną, mimo niskiej temperatury, przeżywaliśmy na zewnątrz. Jestem przekonany, że gdyby miała o tym decydować tylko jedna osoba, na pewno takie rozwiązania nie zostałyby wypracowane.
Czyli nie jest tak, że ostatnie słowo należy do proboszcza?
Często kończę dyskusje w poczuciu, że nie wyszło na moje, ale to nic złego. W Chemin Neuf mówimy, że w pojedynkę można pójść szybciej, ale razem na pewno idzie się dalej, mimo że wolniej. To jest bardzo ważne, żeby dać sobie czas na wspólne rozeznawanie i nie bać się tego, że myślimy inaczej.
Przejdźmy do wymiaru ekumenicznego. Jak wyglądało pierwsze zetknięcie ojca z chrześcijanami niekatolikami?
W czasach seminarium miałem okazję być na liturgii prawosławnej czy protestanckiej. Trochę na zasadzie pewnej egzotyki, zobaczenia, jak oni przeżywają swoją wiarę. Już jako ksiądz miałem z kolei możliwość kontynuowania studiów w Rzymie i miałem okazję posłuchać teologów innych wyznań, poczytać ich.
Studiowałem też owoce dialogów między chrześcijanami, gdzie wypowiadali się teologowie katoliccy. To było bardzo świeże, przekonywało mnie intelektualnie. Zobaczyłem, że ekumenizm to wybór mojego Kościoła.
Jeśli zaś chodzi o samo spotkanie twarzą w twarz, zadziwiające było dla mnie, gdy jeszcze jako kleryk, pojechałem do opactwa Hautecombe, które jest animowane przez naszą wspólnotę. Odpowiedzialną za to opactwo była siostra mennonitka – protestantka.
Miałem jeszcze wtedy przekonanie, że protestanci nie traktują na serio Eucharystii. I zadziwiło mnie to, że Eucharystia była tam w centrum całej wspólnoty, a odpowiedzialna za tę wspólnotę i inni obecni tam protestanci mieli bardzo dużo szacunku wobec katolickiego rozumienia mszy świętej i sami mieli taki rodzaj zaangażowania, że na przykład tę siostrę widziałem codziennie na adoracji Najświętszego Sakramentu.
Stawiałem sobie pytanie, jak to jest. Potem były rozmowy z konkretnymi osobami innych wyznań, szczególnie protestantami, o ich zrozumieniu Eucharystii, Słowa Bożego.
Co szczególnego dały ojcu te rozmowy?
Zrozumiałem rzeczywistość działania Ducha Świętego w ich życiu, racje dla wielu postaw, a również ich opory wobec niektórych zwyczajów i tradycji katolickich.
Na przykład szczerze i pozytywnie nastawiony protestant nie będzie walczył z Maryją. Znam protestantów zachwyconych Maryją, którzy jednak nie są gotowi do tego, żeby modlić się przez jej wstawiennictwo. Czują, że Słowo Boże nie daje im do tego mandatu.
Mi z kolei to nie przeszkadza w zachowaniu mojego nastawienia do Matki Bożej. Wierzę, że Jezus dał mi Maryję za matkę i mogę, choć nie muszę, korzystać z jej wstawiennictwa. Zresztą mądre ustawienie katolickiej mariologii bardzo dużo według mnie zawdzięcza dyskusji z protestantami.
Spotkanie z innością przeżywania wiary chrześcijańskiej nie jest więc dla mnie zagrożeniem. Jest to dla mnie szansa, żebym pogłębił moje zrozumienie i stanął wobec tajemnicy Boga, który jest zawsze większy niż to, co ja mogę zrozumieć.
A więc w dążeniu do jedności warto dać się Jemu poprowadzić, poczynając od jedności wewnętrznej, poprzez tę rodzinną, wspólnotowo-kościelną, a skończywszy na tej między chrześcijanami. Podczas jutrzejszej konferencji dotkniemy każdego z tych wymiarów.
Podjęliście niełatwy dziś temat i tym bardziej będę się modlił, by owoce tego czasu były jak największe, a czytelników serdecznie zapraszam, bo jeszcze można wziąć udział i pogłębić tematy, które tu poruszyliśmy.
Dziękuję za rozmowę.
Szczegóły dotyczące konferencji i zapisy na www.powolanidoprzywodztwa.pl.
Aleteia objęła wydarzenie patronatem medialnym.