Karin pochodzi z Peru, ma 29 lat i od dwóch lat mieszka we Włoszech. Kiedy dowiedziała się, że urodzi dziewczynkę, od razu wybrała imię: Valentina. „Kiedy przyjechałam do Włoch, pracowałam u pewnej pani jako sprzątaczka. Nazywała się Valentina. Zakochałam się w tym imieniu. Wiedziałam, że kiedy będę miała córkę, tak dam jej na imię” – mówi.
Była ze swoim chłopakiem od sześciu miesięcy, kiedy zaszła w ciążę. Chłopak chciał, by dokonała aborcji, ale odmówiła, więc zostawił ją i zniknął.
Rozmawiałyśmy przez telefon i uderzyła mnie jej prostota. Przeszła od razu do tego, co najważniejsze. Drugą rzeczą, która mnie zdziwiła, był całkowity brak osądu wobec tych, którzy w obliczu informacji o jej ciąży nie tylko jej nie pomogli, ale wręcz przeciwnie, zmuszali ją do aborcji. Jednak nie ma w niej śladu zgorzknienia, złości czy urazy.
Dziękuję Marii Luisa Di Ubaldo, prezes Federvita Lazio, za umożliwienie mi poznania historii Karin i podzielenia się nią z naszymi czytelnikami. Wydawało się, że dobrze jest opowiedzieć historię, w której życie zwycięża dzięki odwadze matki.
Silvia Lucchetti: Co się stało, kiedy dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży?
Karin: W lipcu 2020 roku poszłam na testy i dowiedziałam się, że jestem w szóstym tygodniu ciąży. Przede wszystkim powiedziałam ojcu dziecka, ale on bardzo się zdenerwował. Powiedział: „Jak to możliwe?”. Zdecydowałam się wyjechać z domu i zamieszkać z kuzynem: wynajęłam pokój. Byłam z moim chłopakiem, także Peruwiańczykiem, przez sześć miesięcy i powiedziałam mu, że spodziewam się dziecka, kiedy ono miało już dwa miesiące. Czekałam, bo trochę się bałam jego reakcji. Kiedy się dowiedział, powiedział mi: „Musisz poddać się aborcji”.
Powiedziałam mu, że tego nie zrobię i że jeśli on nie chce tej odpowiedzialności, pójdę dalej sama. Pracowałam wtedy cztery godziny dziennie, jako personel sprzątający w aptece. Po rozmowie zostawił mnie i zniknął. Na początku było mi smutno, przykro i płakałam. Bałam się, ale kiedy dowiedziałam się, że spodziewam się dziewczynki, skupiłam się na niej, myśląc pozytywnie i… idąc naprzód!
Jak się teraz masz?
Teraz jest w porządku, chociaż na początku było mi ciężko. Praca, ciąża i samotność to nie jest dobre połączenie. Teraz już jestem spokojna. Myślałam, że mój chłopak też chciał mieć rodzinę, ale jednak nie, i nie mogę go do tego zmusić. Podjęłam wysiłek i ruszyłam naprzód. Nigdy nie myślałam o aborcji. Powiedziałam sobie: „Mogę wychować dziecko sama”. Teraz jestem w ósmym miesiącu i czuję się szczęśliwa. Mieszkam z kuzynką, a ona mnie wspiera. Pracowałam do siódmego miesiąca, ale teraz nie mogę, bo brzuch już mocno urósł. Mój ojciec i moja rodzina powoli akceptują moją ciążę.
Kto ci pomógł?
Kiedy moja mama, która jest w Peru, dowiedziała się, że jestem w ciąży, zadzwoniła do swojej przyjaciółki, która mieszka w Turynie, i skontaktowała się ze mną. Powiedziała: „Chcę znaleźć kościół, ośrodek, który może ci pomóc”. Wzięła sobie do serca moją sytuację i poleciła mi udać się do parafii św. Józefa Robotnika w Tiburtino Help for Life Centre; tam, dzięki prezesce organizacji, Danieli Ferrara, i wolontariuszom otrzymałam ubranka dla dziecka i witaminy na czas ciąży. Pomogli mi i podarowali wszystko, czego potrzebowałam.
Dlaczego przyjechałeś do Włoch?
Sytuacja w Peru jest trudna. Przyjechałem do Włoch po lepszą przyszłość. Teraz bez pracy, w czasie pandemii COVID-19 wszystko się zmieniło, ale wcześniej pracowałam i mogłam pomóc mamie i braciom, którzy są w Peru.
Co powiedziałabyś samotnym kobietom, które boją się donoszenia ciąży?
Powiedziałbym im o swoim doświadczeniu: dziecko jest błogosławieństwem od Boga. Nie musisz przerywać ciąży; nowe życie jest piękne i wniesie dobre rzeczy do życia każdej matki.
Co cię podtrzymuje?
Wierzę w Boga. Myślę, że po narodzinach dziecka wiele lepszych rzeczy pojawi się w moim życiu. Mam wielką wiarę w Boga. Kiedy poszłam na USG, powiedzieli mi, że moje dziecko ma małą dziurkę w sercu, jakby nie uformowało się prawidłowo. Byłam przejęta i zmartwiona, ale zawsze dużo się modliłam. Prosiłam Jezusa, aby prowadził moje dziecko, aby mi pomógł. Potem, kiedy miałam ostatnie USG, lekarze powiedzieli mi, że nic jej nie jest, jej serce jest w porządku. Wiem, że nawet jeśli moja rodzina jest daleko, nie jestem sama. Jestem z Bogiem.
Valentina oznacza „dzielna”. Karin to dzielna matka, dzielna kobieta! Nie pozwoliła, by jej chłopak zmusił ją do aborcji, ale wybrała ochronę swojego dziecka, jej skarbu. I znalazła na swojej trudnej drodze wrażliwych i hojnych ludzi, którzy wspierają ją w imię życia.