Prawdopodobnie każdy zna przynajmniej jedną taką rodzinę. Kilka lub kilkanaście lat temu dorośli wyjechali do innego kraju „za pracą”. Dzieci były wtedy małe albo urodziły się już za granicą. A teraz cała rodzina wraca do ojczyzny. Jakie problemy mają mali reemigranci?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Kinga i jej mąż wyjechali do Wielkiej Brytanii tuż po ślubie, w 2009 r. Ceny nieruchomości szybowały wtedy w kosmos, więc pomyśleli, że popracują około 3 lat. Zasiedzieli się równe dziesięć lat i doczekali trójki dzieci. Finansowo i pod względem rozwoju zawodowego wyszli na tym bardzo korzystnie, ale zawsze traktowali wyjazd jako sytuację tymczasową. A kiedy najstarszy syn poszedł do angielskiej szkoły, uznali, że pora wracać. Janek przynosił do domu opowieści, że niektóre dzieci mają dwóch tatusiów albo dwie mamusie, i oznajmił, że nie będzie chodził do kościoła, bo nikt z jego klasy nie chodzi. Mąż Kingi znalazł pracę w Polsce i wszyscy – łącznie z dziećmi – bardzo się cieszyli na przeprowadzkę. Na miejscu dzieciaki szybko nawiązały dobre relacje z kuzynami, z którymi wcześniej widywały się tylko raz na rok, i z nowymi znajomymi z Domowego Kościoła. Jednak pierwsze tygodnie synów w szkole (najmłodsza dziewczynka poszła do przedszkola) to był szok.
Chociaż chłopcy chodzili w Anglii do polskiej szkoły w soboty i mówili w domu po polsku, okazało się, że na lekcjach rozumieją najwyżej połowę tego, co słyszą. Nie znali nie tylko takich wyrazów jak „nawias” i „mnożenie”, ale też np. „palto” czy nawet „rodzice”. Niestety, w szkole nie dostali praktycznie żadnego wsparcia. Nauczyciele okazali się bezradni wychowawczo, niekonsekwentni i niezbyt zainteresowani ich problemami. Koledzy starszego syna przyjęli go nieźle, ale młodszy przez chwilę był wręcz ofiarą szykan.
Pomogło dopiero zorganizowanie „wypasionych” urodzin dla całej klasy. 5-letnia córka zniosła przeprowadzkę bezboleśnie, a nawet radośnie, bo z angielskiej szkoły (obowiązek szkolny objął ją jako czterolatkę), trafiła do przedszkola, gdzie było dużo zabawy, wycieczek i śpiewania piosenek. Błyskawicznie nadrobiła zaległości językowe. Kinga nie żałuje powrotu do Polski, ale przyznaje, że początki okazały trudne.
„Pokolenie 1,5”
Na określenie tych dzieci i młodzieży ukuto termin „Pokolenie 1,5”. Pierwsze pokolenie to dorośli, którzy wyjeżdżają do innego kraju. Drugim pokoleniem emigracyjnym nazywa się ich dzieci, które wychowały się już za granicą i spędzają tam resztę życia – mając z czasem, niestety, coraz słabszy kontakt z ojczyzną rodziców i z językiem, którym mówili w domu. Natomiast „Pokolenie 1,5” żyje trochę pomiędzy dwoma krajami i po kilku latach spędzonych za granicą przyjeżdża do ojczyzny.
Dzięki zmianom cywilizacyjnym i politycznym oraz niskim kosztom podróży i komunikacji decyzja o wyjeździe z kraju jest dzisiaj znacznie mniej kategoryczna i nieodwracalna niż dawniej (między innymi dlatego wiele osób decyduje się na wyjazd), a więc również „Pokolenie 1,5” jest znacznie liczniejsze.
U siebie
Podobnie ocenia swoje powroty większość polskich reemigrantów z ostatnich lat – piszą autorki raportu „(Nie)łatwe powroty do domu. Funkcjonowanie dzieci i młodzieży powracających z emigracji”: prof. Halina Grzymała-Moszczyńska, Joanna Grzymała-Moszczyńska, Joanna Durlik i Paulina Szydłowska. Większość osób, z którymi rozmawiały badaczki, uważa swoją decyzję o powrocie za słuszną (czują się wreszcie „u siebie”, mają lepsze relacje społeczne i rodzinne), ale trudności okazały się większe, niż się spodziewali. Dotyczy to zwłaszcza trudności adaptacyjnych dzieci, trwających średnio od pół do półtora roku.
Ile jest polskich dzieci, które wracają do Polski po kilku latach spędzonych za granicą albo urodziły się w innym kraju? Ministerstwo Edukacji i Nauki dysponuje tylko danymi o liczbie uczniów korzystających z zajęć wyrównawczych z języka polskiego – to niecałe 6 tys.
Wiadomo jednak, że tylko mała część dzieci i młodzieży chodzi na takie zajęcia. Według szacunków Głównego Urzędu Statystycznego poza granicami kraju mieszka ok. 2,4 mln Polaków, w tym ok. pół mln dzieci i młodzieży. W 2019 r. zarejestrowano w polskich urzędach prawie 60 tys. dzieci urodzonych za granicą (to aż co siódme polskie dziecko!).
W samej tylko Wielkiej Brytanii w latach 2008-2012 Polki urodziły 95 tys. dzieci. Większość rodzin planuje powrót do kraju – w mniej lub bardziej określonej przyszłości. 3 lata temu po raz pierwszy od lat więcej naszych rodaków wróciło do kraju niż z niego wyemigrowało. W 2019 r. na ten krok zdecydowało się niemal 17 tys. osób. Prawdopodobnie około połowa z nich to dzieci (nie ma dokładnych danych).
Jak odnajdują się w Polsce? Ważne zastrzeżenie – zupełnie inna jest sytuacja trzylatka, a całkiem inna nastolatka. Wśród tych drugich inaczej odnajduje się w Polsce dziecko, które wyjechało z niej rok czy dwa lata temu i wraca do tej samej szkoły i kolegów, a zupełnie inaczej to, które urodziło się w obcym kraju, będącym dla niego w zasadzie jedynym domem, jaki zna.
Specyficzne potrzeby „Pokolenia 1,5”
Można wysnuć dwa wnioski: rodzice nieco przeceniają możliwości adaptacyjne swoich dzieci, a szkoły w Polsce nie są wystarczająco przygotowane na sprostanie ich specyficznym potrzebom edukacyjnym – czytamy w raporcie „(Nie)łatwe powroty”.
Z czym najczęściej mają problem młodzi (re)emigranci w szkołach? Przede wszystkim ze słownictwem. W domu mówili językiem potocznym, a do polskiej szkoły chodzili najwyżej na kilka godzin w tygodniu, więc niewystarczająco opanowali język „szkolny”. Zaskakujący problem to kaligrafia. W wielu krajach europejskich dzieci piszą w szkole w dowolny sposób, np. drukowanymi literami, a w Polsce znacznie większą wagę przykłada się do kroju i estetyki pisma. Może się więc okazać, że np. 15-latek musi uczyć się pisać po polsku, co jest dla niego frustrujące. Problemem jest także duża ilość prac domowych, których dzieci przyjeżdżające z innych krajów zwykle nie musiały odrabiać w takiej ilości.
Olbrzymi problem to oczywiście różnice programowe. Teoretycznie szkoła powinna zapewnić uczniom zajęcia wyrównawcze finansowane przez samorząd, ale wielu respondentów, którzy wzięli udział w badaniu pań Grzymała-Moszczyńskich, Durlik i Szydłowskiej, oceniło te zajęcia jako niewystarczające lub nieprzydatne, albo nawet nie słyszało o takiej opcji. Część z nich źle ocenia kompetencje nauczycieli. Wielu rodziców decyduje się więc na zorganizowanie dzieciom korepetycji. Plusem natomiast jest to, że większość rodziców ocenia poziom polskich szkół jako wyższy.
Niestety, uczniowie wracający z zagranicy nie zawsze spotykają się z dobrym przyjęciem przez szkolnych kolegów. Doświadczyło tego wielu młodych ludzi – od braku zainteresowania i braku życzliwości, aż po wyzwiska i przemoc fizyczną. Zwłaszcza niepokojące jest to, że nauczyciele dostrzegają ten problem znacznie rzadziej niż rodzice i dzieci.
Jak przygotować się do powrotu?
Co rodzice-reemigranci radzą tym, którzy dopiero myślą o powrocie? Warto zaplanować powrót z dużym wyprzedzeniem: poznać okolicę i środowisko, zdobyć orientację na temat szkoły i programów nauczania. Nie należy też lekceważyć obaw dzieci i ich trudności. W szkole bardzo pomaga dziecku proste rozwiązanie – jeśli nauczyciel przedstawi je całej klasie i zachęci do opowiedzenia o sobie i o tym, jak wyglądało jego życie w innym kraju. Małe dzieci dużo lepiej się adaptują, kiedy przydzieli im się na kilka dni koleżankę albo kolegę jako „opiekuna”, który zapoznaje go ze szkolnymi zwyczajami.
Przydatne informacje dla Polaków wracających z zagranicy: https://powroty.gov.pl/.
Czytaj także:
Emigracja jako test wiary. Jak Polacy wierzą na Wyspach?
Czytaj także:
Oaza polskości w Niemczech. Msze w naszym języku gromadzą pełne kościoły wiernych