Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Najtrudniejszym miejscem świadczenia o wartościach nie jest wspólnota, z którą łączą podobne przekonania – mówi aktor Redbad Klynstra-Komarnicki.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Redbad Klynstra-Komarnicki to znany aktor filmowy, teatralny. Ostatnio w jego życiu nastąpiło wiele zmian: po raz drugi został ojcem, kieruje lubelskim teatrem. Nam opowiada o dawaniu świadectwa, byciu mężem, ojcem, poszukiwaniu wiary oraz o zmianach, jakie czekają polską kulturę po pandemii.
Anna Gębalska-Berekets: Co zmieniło ojcostwo w pana życiu?
Redbad Klynstra-Komarnicki: Chyba dopiero wtedy, kiedy zostałem ojcem, stałem się prawdziwym mężczyzną (śmiech). Do decyzji dojrzewałem przez lata. Dzieci są w jakimś stopniu moim lustrem. Ważne jest dla mnie to, by być z nimi od początku.
Kosma, już prawie 3-letni, zadaje trudne pytania?
Jest jedno, które pojawia się dosyć często: „Tato, czy musisz pracować?” (śmiech). Często się nad tym zastanawiam: chcę pracować, czy jednak muszę.
Jakie wartości chce pan przekazać dzieciom?
Przede wszystkim to, że jedną z najistotniejszych jest rodzina. Ona daje siłę i poczucie wspólnotowości. Ważna jest wolność, która idzie w parze z odpowiedzialnością. Chcę, by wiedzieli, że bez względu na to jakich wyborów dokonają, powinni mieć na uwadze konsekwencje.
Redbad Klynstra-Komarnicki o nawróceniu
Publiczna deklaracja wiary odbija się na pana karierze i propozycjach zawodowych?
Daję świadectwo bycia czynnym katolikiem. Najtrudniejszym miejscem świadczenia o wartościach nie jest wspólnota, z którą łączą podobne przekonania. Najtrudniej jest być katolikiem od poniedziałku do piątku. Działamy w świecie spolaryzowanym, gdzie ośmiesza się wiarę. Podejrzenia dotyczące praktyk niektórych duchownych, niezgodnych z ich powołaniem, spadają też na wiernych.
Teatr to dobre miejsce na rozmowy o wierze?
W teatrze nie rozmawia się o polityce i religii, jeśli chce się zrobić dobry projekt. Światopogląd jest jednak integralną częścią tego, kim jesteśmy. Dla dobrego funkcjonowania instytucji trzeba pewne sprawy odstawić na bok.
Długo pan poszukiwał swojego miejsca?
Wiele lat. Szukałem szczęścia w różnych filozofiach Wschodu i Zachodu. Dopiero po czasie zdałem sobie sprawę, że wszystkie ścieżki prowadzą do Jezusa. W Nim odnalazłem spokój, którego tak pragnąłem. Inaczej zacząłem postrzegać wiarę. Bóg to tajemnica. Mam poczucie, że wielu rzeczy nie rozumiem i mogę nie rozumieć. Wiara to zaufanie. Dopiero gdy postawiłem Boga na pierwszym miejscu, w moim życiu nastał porządek. Wcześniej chciałem wszystko kontrolować i nie byłem zadowolony.
Rola ma służyć rozwojowi duchowemu
Wybierając role kieruje się pan wyznawanymi wartościami?
Za każdym razem zastanawiam się, czy mój udział w danym przedsięwzięciu ma sens oraz służy osobistemu rozwojowi.
Które rozwinęły pana szczególnie?
Pierwszą z nich była rola w przedstawieniu „Krum”. Przygotowując się do niej postanowiłem, że będzie moją ostatnią. Grałem hipochondryka, który jest tak zajęty sobą i swoimi dolegliwościami, że rzeczywiście choruje i umiera. Dla mnie to była metafora – umieram jako aktor. Paradoksalnie dzięki niej zostałem zauważony. Tuż przed ślubem podjąłem się zrobienia monodramu „Ziemia uderza o piłkę”, który stał się publiczną spowiedzią.
Czemu miała ona służyć?
Udział w sztuce był dla mnie oczyszczeniem. Zresztą, nie tylko dla mnie. Docierały do mnie informacje, że po obejrzeniu sztuki niektórzy postanowili po latach milczenia ponownie skontaktować się ze swoimi rodzicami. Poczułem, do czego może służyć teatr i bycie na scenie.
Czytaj także:
Piotr Cyrwus: Konkurowałem z Bogiem. Dziś wiem, że jest miłosierny i dobry [wywiad]
Recepta na udane małżeństwo
Z żoną pracujecie w podobnych branżach. To trudne?
Aktorstwo nie jest normalnym zawodem. Zwłaszcza, jeśli nie chce się go uprawiać jedynie dla ambicji, osiągania sukcesów i robienia kariery. Często z żoną rozmawiamy o etyce tego zawodu oraz dokonywanych wyborach.
Macie receptę na udane małżeństwo?
Mój staż nie jest zbyt długi, bym mógł uchodzić za autorytet (śmiech). Miłość jest dla mnie aktem serca, a decyzja o małżeństwie aktem woli, na podstawie uczucia, które zadeklarowałem. Koncepcja małżeństwa ma sens dzięki przysiędze złożonej sobie przed Bogiem. Najtrudniejsze chwile pozwala przetrwać wspólne poczucie humoru, ważne jest też wsparcie i pogoda ducha.
Z jakimi trudnościami mierzył się pan podczas pandemii?
Na początku 2020 r. postanowiliśmy z żoną, że nie będziemy podejmować nowych zobowiązań. Obiecaliśmy sobie, że priorytetem będzie rodzina oraz przyjaciele. Pierwszy lockdown był czasem refleksji. Inaczej było podczas drugiej fali. Wiele projektów domagało się natychmiastowej realizacji. Epidemia zmusiła mnie do poszukiwania alternatywnych dróg kontaktu ze sztuką.
Udało się je odnaleźć?
Wyreżyserowałem „Zemstę” Fredry. Sztuka została wystawiona w Teatrze Telewizji. Montaż kończyliśmy na początku pierwszego lockdownu. Dla wszystkich było to doświadczenie pierwszej pracy twórczej w nowych okolicznościach. Następnie powstała nagła potrzeba, bym został p.o. dyrektora teatru Osterwy w Lublinie. Pełnię tę funkcję od 1 września 2020 r.
Czytaj także:
Lucyna Malec: Miałam dwa wyjścia – albo się zatopić w rozpaczy, albo starać się żyć. Wybrałam to drugie [wywiad]
Redbad Klynstra-Komarnicki o przyszłości teatru
Teatr przechodzi rewolucję?
W Polsce są teatry, które już jakiś czas temu podjęły decyzje o otworzeniu działu nowych technologii. Na pewno kultura i teatr przejdą rewolucję. Nie ma nic cenniejszego niż bezpośredni kontakt z widzem. Niektóre holenderskie instytucje wolały niezrealizowane fizycznie premiery przekształcić w słuchowiska. One działają na wyobraźnię.
Przedstawienia online znalazły grono wielbicieli?
W związku z przeniesieniem przedstawień do sieci powstała dodatkowa grupa odbiorców. Duża część odbiorców, właśnie dzięki internetowi, miała możliwość kontaktu ze sztuką.
Co dalej z repertuarem online?
Mam wrażenie, że po pandemii repertuar online będzie równoległy do rzeczywistego. Być może działalność teatrów stanie się interdyscyplinarna lub pojawią się inne rozwiązania. Jest obecnie wiele znaków zapytania, co do tego jak naszą pasję, zawód, kompetencje będziemy mogli realizować w przyszłości.
Jest pan szczęśliwy robiąc to, co lubi?
Pewnie! Szczęście nie pochodzi ze spełniania ambicji rodziców, oczekiwań innych. Ważne jest robienie tego, dzięki czemu się spełniam i rozwijam.
Czytaj także:
Aktorzy z… zespołem Downa? Rozmowa z reżyserką filmu „Amatorzy” [zdjęcia]