„Przez ostanie dziesięciolecia zostaliśmy wielokrotnie zdradzeni i opuszczeni przez wspólnotę międzynarodową. Mieliśmy wsparcie jedynie ze strony Kościoła. Papież jest dla nas lekarstwem nadziei”.Iraccy chrześcijanie czekają na papieża od 22 lat. Na wizytę Jana Pawła II nie zgodził się dyktatorski prezydent Saddam Husajn. Ta nieodbyta pielgrzymka pozostała dla papieża i Irakijczyków otwartą raną.
Dlatego – mimo trudnej sytuacji pandemicznej i braku bezpieczeństwa – Franciszek jedzie do tego umęczonego kraju, ponieważ nie chce ich kolejny raz zawieść.
Czytaj także:
Pielgrzymka Franciszka do Iraku. Co trzeba wiedzieć?
Mały srebrny krzyżyk
Abp Amel Shamon Nona wyciąga z kieszeni mały srebrny krzyżyk. – To dla mnie szczególna relikwia – mówi. – Należał do 16-letniego chłopca. Rami Katchik z Kościoła ormiańskiego został zabity przez islamistów w 2009 r., kilka godzin po tym, jak Benedykt XVI ogłosił moją nominację na arcybiskupa Mosulu.
Jego poprzednik, abp Paulos Faradż Rahho, został uprowadzony i zabity przez fundamentalistów. Cała diecezja Mosulu liczyła wtedy mniej wiernych niż za reżimu Saddama Husajna jedna parafia. Już wówczas mówiło się o religijnych czystkach, a najgorsze dopiero miało nadejść.
Exodus irackich chrześcijan
Fazia będzie witała papieża w Irbilu, który stał się jej domem po tym, jak chrześcijańskim rodzinom w Mosulu postawiono ultimatum. Mieli dobę na podjęcie decyzji o przejściu na islam. Potem – jak głosiła odezwa samozwańczych islamskich władz – „między wami a nami będzie tylko miecz”.
Już wcześniej odcięli chrześcijanom wodę i prąd, zakazali udzielania im pomocy z państwowych zapasów. Nie pozwalali nawet dostarczać ratujących życie leków. Ubrani na czarno bojownicy tzw. Państwa Islamskiego, którzy wkrótce mieli dać się poznać z powodu straszliwego okrucieństwa wobec chrześcijan, wszystkie domy wyznawców Chrystusa oznaczyli arabskim odpowiednikiem litery „N”. Co oznaczało „Nazarejczyk”. Zaś ołtarze w kościołach przykryli czarnymi flagami.
– Pozwolili nam zabrać tylko podstawowe rzeczy. Jednak już na pierwszym punkcie kontrolnym nas okradli. Zabrali nawet jedzenie i buty. Musieliśmy iść boso. Kamienista droga raniła nam stopy, a oni wołali za nami: – Niech wam księża kupią nowe buty – wspomina Fazia. Do ich domu wprowadzili się popierający działania kalifatu muzułmańscy sunnici.
Nie mają dokąd wracać
– Niektórzy z naszych przyjaciół wrócili do Mosulu, większość chrześcijan obawia się jednak powrotu – mówi kobieta. Przed najazdem ekstremistów w tym mieście było 40 starożytnych kościołów pochodzących niekiedy z IV w. Dziś 95 proc. starówki to ruiny.
– Totalne zniszczenie prawobrzeżnej części Mosulu, która była w większości zamieszkana przez chrześcijan, to był ewidentny akt zemsty. Nikt tam wciąż nie mieszka. Nie potrafiłem rozpoznać mojej ulicy, kościół zauważyłem tylko dlatego, że przetrwała część dzwonnicy – mówi ojciec Michael Najebb.
Iracki dominikanin podkreśla, że ludzie nie chcą wracać, ponieważ obawiają się nowych prześladowań. Dodaje, że w Mosulu islamiści zgolili brody, ale poglądów nie zmienili. – By naprawić wyrządzone krzywdy, trzeba silnych rządów, a zarazem wielkiej pracy edukacyjnej wśród młodych ofiar ideologii fundamentalistycznej – mówi, mając nadzieję, że papieska wizyta będzie pierwszym krokiem w kierunku zmian.
Mieliśmy wsparcie jedynie ze strony Kościoła
51-letni Waed stracił żonę i syna. – Zabili ich, gdy chcieli zabrać ze ściany obraz Matki Bożej – mówi poruszony bolesnymi wspomnieniami. – Wśród islamistów byli chłopcy, którzy dorastali z moimi dziećmi. Tego nie da się tak łatwo zapomnieć – podkreśla.
Pytany, co ta krótka wizyta papieża może zmienić w jego ojczyźnie mówi: – Przez ostanie dziesięciolecia zostaliśmy wielokrotnie zdradzeni i opuszczeni przez wspólnotę międzynarodową. Mieliśmy wsparcie jedynie ze strony Kościoła. Papież jest dla nas lekarstwem nadziei, pokazuje, że jesteśmy w sercu Kościoła, który publicznie upomina się o nasze prawa. Ale jego wizyta to także zaproszenie do przebaczenia. Bez niego nie ma przyszłości dla Iraku.
Czytaj także:
Jedyny chrześcijański minister w rządzie. Przysięgał na Biblię spaloną przez islamistów
Krew niewinnych ludzi
– Chciałabym, żeby przed zejściem po schodach samolotu na iracką ziemię papież uświadomił sobie, że jej każdy centymetr przesiąknięty jest krwią niewinnych ludzi. To nie tylko chrześcijanie, ale i muzułmanie, którzy nie dali się zwieść ideom islamskich ekstremistów – mówi mieszkająca w Bagdadzie Dahlia.
Obecnie robi doktorat w Rzymie, jednak przez wiele lat nie chciała się uczyć, ponieważ widziała bombę spadającą na jej szkołę. Wróciła do nauki dzięki ogromnej determinacji swojej mamy. Mówi, że tej determinacji potrzeba Irakijczykom, by mozolnie zacząć budować pokojową przyszłość swej ojczyzny.
– Irytuje mnie, jak widzę, że zachodnie media pokazują Irak głównie jako cmentarzysko chrześcijaństwa. My nie jesteśmy jedynie historią, to przede wszystkim żywa wspólnota, która potrzebuje umocnienia – podkreśla.
Kard. Sako: przewodnik papieża
W czasie amerykańskiej inwazji w 2003 r. w Iraku żyło 1,5 mln chrześcijan. Dziś jest ich nie więcej niż 175 tys. Pojawiły się nawet propozycje, by stworzyć dla nich chrześcijańską enklawę na Równinie Niniwy.
Powstaniu takiego getta zdecydowanie przeciwstawił się kard. Louis Raphaël Sako. Ten skromny, zawsze uśmiechnięty gawędziarz o typowo wschodniej duszy będzie przewodnikiem Franciszka po irackiej ziemi. Mimo lat prześladowań nie traci on nadziei.
– Grzebałem zamordowanego arcybiskupa, który wyświęcił mnie na kapłana, płakałem nad grobami księży, których sam wyświęciłem, i modliłem się nad grobami matek i niewinnych dzieci, które chrzciłem. Widziałem, jak kolejne rodziny emigrują w poszukiwaniu lepszego życia, pozostawiając po sobie opuszczone domy i sklepy.
Słyszałem dramatyczne opowieści uchodźców z Bagdadu, którym udało się uciec spod ręki oprawców „czyszczących” kolejne dzielnice z niewiernych. Spod gruzów zniszczonych kościołów wydobywałem naczynia liturgiczne i księgi. Mimo to wierzę, że chrześcijanie mogą w Iraku żyć – mówi chaldejski patriarcha pytany o przyszłość Kościoła nad rzekami Babilonu, gdzie płacz rozpaczy miesza się z wolą przetrwania.
Przywrócić chrześcijanom godność
Wyznawcy Chrystusa nie zostali do Iraku importowani, są tam obecni nieprzerwanie od 2 tysięcy lat, jednak stali się ludźmi drugiej kategorii. – Musimy domagać się pełni praw obywatelskich, to warunek pokojowego Iraku – podkreśla kard. Sako.
Mało kto mówi o tym, że najwięksi iraccy pisarze, artyści, lekarze i naukowcy byli chrześcijanami. Potrafili oni docenić kulturę arabską. Pierwsze nowoczesne słowniki języka arabskiego i pierwsze badania nad kulturą arabską były dziełem właśnie wschodnich chrześcijan.
– Z ideologią można walczyć jedynie przez edukację, kulturę i otwarcie. Myślę, że wizyta papieża przywróci chrześcijanom ich godność i pokaże, że nie są sami – mówi o. Najeeb.
Matka Boża bez dłoni
Ks. Georges Jahola, który jako jeden z pierwszych kapłanów wrócił do Karakosz po wycofaniu się islamistów, wspomina ogrom pozostawionych po nich zniszczeń, przez które jasno chcieli powiedzieć chrześcijanom, że na tym terenie nie ma dla nich miejsca.
– My się jednak nie podajemy i rozpoczęliśmy niełatwe dzieło odbudowy tego najbardziej chrześcijańskiego miasta w Iraku. Papież odwiedzi tam kościół Niepokalanego Poczęcia.
– Fakt, że spotkanie odbędzie się w zranionej przez dżihadystów świątyni jest znakiem naszej wytrwałości i mądrości Kościoła na całym świecie, który nas nie opuścił – mówi ks. Jahola.
Iraccy chrześcijanie podkreślają, że papież przywiezie im upragnione lekarstwo nadziei. Nadzieja – to hasło przewodnie tej historycznej pielgrzymki. Jej symbolem może być zniszczona przez islamistów figura Matki Bożej, którą Franciszek pobłogosławi.
Udało się odrestaurować głowę, ale wciąż pozbawiona jest dłoni. – To pokazuje, że Bóg potrzebuje naszych rąk, by wlać w tę ziemię nowe życie – mówi kard. Sako.
Czytaj także:
„Terroryści nie potrafili zniszczyć naszej wiary”. Kościół w Iraku pomaga odbudować życie chrześcijan