separateurCreated with Sketch.

Samotność w pełnej chacie, czyli o emocjach zamiatanych pod dywan. Rozmowa z psychoterapeutą

OLD WOMAN
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Aleksandra Gałka - publikacja 23.02.21, aktualizacja 28.03.2024
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
 „My często samotność spłycamy. Kojarzymy ten stan z introwertykami, którzy mają problem z komunikowaniem się. Tymczasem można być samotnym w związku” – mówi w rozmowie z Aleteią Piotr Goc, psycholog i psychoterapeuta poznawczo-behawioralny, założyciel Strefy Myśli.

 „My często samotność spłycamy. Kojarzymy ten stan z introwertykami, którzy mają problem z komunikowaniem się. Tymczasem można być samotnym w związku” – mówi w rozmowie z Aleteią Piotr Goc, psycholog i psychoterapeuta poznawczo-behawioralny, założyciel Strefy Myśli.

Aleksandra Gałka-Reczko: Czym jest samotność według was, psychologów? Mówimy o niej częściej przy okazji pandemii, ale nie jest to przecież nowy problem… 

Piotr Goc*: Samotność definiuje się jako pewien stan, który jest rozbieżnością między tym, co by się chciało mieć, a tym, co się ma. Najczęściej w kontekście relacji interpersonalnych. Aczkolwiek nie ma jednej definicji samotności, bo jest to słowo, które nie jest jednoznacznie określone. Tą samotnością opisuje się dużo różnych stanów. Można być samotnym z wyboru albo w wyniku tragicznej sytuacji, nieszczęścia. Albo dlatego, że ma się problem z budowaniem interakcji społecznych, albo cierpi na zaburzenia typu fobie społeczne. Istnieje pewna różnica między samotnością a osamotnieniem. To pierwsze jest naszym wyborem, a drugie jest faktem wynikającym np. ze straty albo hamulcem zaciąganym z powodu lęków, przekonań.

Czym różni się samotność od bycia ze sobą sam na sam? I czy to możliwe, że niektórzy lubią być sami? Mówi się o ludziach kotach, którzy chodzą własnymi drogami…

Samotność, która jest wyborem, nie jest niczym złym i psychologia wyraźnie to podkreśla. Nie jest niczym złym, pod warunkiem, że nie wynika z jakiegoś zaburzenia lękowego czy nastroju. Jeśli taka osoba, samotna z wyboru, jest np., aktywna, prowadzi fajne życie społeczne (bo wbrew pozorom samotni często takie życie prowadzą), ma grono znajomych, zainteresowania, pasje, hobby, ma poczucie wartości na dość wysokim poziomie, to w takiej samotności nie ma nic niepokojącego. Znam dziewczynę, która jest singielką z wyboru, a jest „zdrowa” od stóp do głów. Jest totalnym ekstrawertykiem, który nie wyobraża sobie życia bez ludzi, robi projekty charytatywne dla organizacji pozarządowej. Równocześnie nie za bardzo widzi się w związku i czuje się z tym dobrze.

Może właśnie dlatego, że ma tak wielu ludzi wokół siebie i tak wiele zajęć?

Być może. Taki jest jej wybór, nie znam jej głębszych powodów. Nie jest jednak osobą, która czuje się samotna. My zresztą często tę samotność spłycamy. Kojarzymy ten stan z introwertykami, zamkniętymi na świat, którzy mają problem z komunikowaniem się. Tymczasem można być samotnym nawet w związku, wśród dziesiątek znajomych.

 

Zdrowa samotność?

A czy dla naszego ducha, dla naszej psychiki zdrowo jest, abyśmy pobyli trochę sami?

To zależy, co mamy na myśli, mówiąc „sami”. Na pewno jest zdrowo, jeśli oddajemy się pasjom różnym niż te, które mają nasze drugie połowy. Jeśli raz na jakiś czas wyjdziemy na samotny spacer. Nie ma nic złego w tym, gdy spotkamy się czasami ze znajomymi bez męża czy żony. To nie są zachowania destrukcyjne, które prowadzą do rozpadu związków. Bycie w związku nie zakłada postawy uległości wobec drugiej osoby. Ja wchodzę w ten związek ze swoją tożsamością, osobowością, w jakimś stadium życia. Podobnie druga strona. Znam takie osoby z gabinetu. Mam pacjenta, który jest w bliskiej i bardzo wartościowej relacji, ale raz czy dwa razy do roku wyjeżdża na samotne wycieczki po górach. Np. ostatnio przez tydzień jeździł motocyklem po Bieszczadach.

Tydzień jest zapewne jeszcze akceptowalny z punktu widzenia jego żony…

Tak. I ja myślę, że taki wyjazd jest dobry, jeśli jest w związku wszystko dobrze, wszystko na swoim miejscu. Czyli kiedy budujemy dobre relacje, kochamy się. Z kolei separacja w związku, w którym się nie układa, nie służy niczemu dobremu.

 

Samotność w związku i w rodzinie

Powiedziałeś, że można być samotnym, będąc w związku…

Tak.

Jedna z definicji słowa „samotny” według Słownika języka polskiego PWN to „żyjący sam, bez rodziny, przyjaciół”. Tymczasem wielu czuje się samotnie w pełnej chacie. Jak to możliwe, że w rodzinie, pośród ludzi, też możemy czuć się sami?

To są zapewne związki, gdzie są trudności w komunikowaniu się. Gdzie mamy problem, żeby żyć w codzienności. Jesteśmy niezrozumiani, czujemy się nieważni. Nasze oczekiwania są deprecjonowane, nie chce się o nich rozmawiać. Kiedy nasze potrzeby są przez drugą stronę zamiatane pod dywan, jako te nieistotne. Z drugiej strony psychologia miłości – bo jest taka dziedzina – mówi, że jest taki etap związku, który się nazywa „związkiem przyjacielskim”. Fajnie brzmi, ale jest pułapką. Bo możemy się znać jak „łyse konie”, wszystko o sobie wiedzieć, przewidywać kolejne ruchy, ale równocześnie zanika namiętność w związku, ulatują emocje. Nawet przestajemy się kłócić.

Bo merytoryczna kłótnia – wbrew pozorom – może być dobra. Jest wyznacznikiem tego, że nam na sobie zależy, że coś jest dla nas ważne i chcemy o tym porozmawiać. Ma to duży związek z emocjami, jakie się w związku pojawiają, z poczuciem akceptacji. Np. jestem w małżeństwie i nie akceptują mnie teściowie – wtedy możemy się czuć bardzo samotni.

Nie jestem psychologiem, ale jako obserwatorka czuję, że taka samotność wśród ludzi jest dużo trudniejsza i dotkliwsza niż samotność w czterech ścianach…

Myślę, że możesz mieć rację. Ma się wtedy poczucie, że zetknęliśmy się z jakąś ignorancją. Że ktoś w sposób świadomy nie chce mnie dostrzec. Dodatkowo pewne rzeczy nasz umysł wyolbrzymia czy zniekształca – jakieś gesty, słowa, wywołując myśli i emocje, które później wymagają wielu lat przepracowania. Wbrew pozorom psychoterapia par i małżeństw dość intensywnie rozwija się w Polsce. Patrząc chociażby na Strefę Myśli, to mamy coraz więcej takich zgłoszeń. Wśród problemów jest m.in. właśnie samotność i poczucie osamotnionym. Dobrze, że się zgłaszają, bo widać, że jest wola pracy nad tym.

A masz doświadczenia w terapii rodzinnej, kiedy to po pomoc w pracy nad relacją zgłasza się rodzic i dziecko?

Nie, nie pracowałem z takimi przypadkami, choć one oczywiście istnieją. Dotarłem do takich badań, które pokazują, że często osoby samotne mają dobre relacje z rodzicami.

Masz na myśli osoby, które nie są w związkach?

Tak. To interesujące badania, biorąc pod uwagę, że często rodzice za tę samotność są odpowiedzialni. Są pierwszym wzorcem i ich niezamierzone działanie, które jest wynikiem troski o dzieci, może powodować to, że budują w tych dzieciach niską samoocenę, niewiarę w swoje siły.

 

Samotność i nasze organizmy

Podobno samotność objawia się również biologicznie. Ludzie samotni są mniej odporni, częściej się przeziębiają, jedzą więcej słodyczy? Słyszałeś o tym?

Tak, to prawda. Mało tego, są badania, według których samotność jest tak samo szkodliwa jak palenie papierosów czy otyłość. Ludzie samotni często mają problemy z układem sercowo-naczyniowym, nadciśnieniem, wysoki cholesterol, niską odporność. Może to być np. wynikiem kompulsywnego objadania się. Bycie samotnym sprawia, że czują się smutni, sięgają po czekoladę, co rodzi dalsze konsekwencje. Oczywiście mowa tutaj o długotrwałym stanie. Są markery powodowane stresem, które wywołują taki sam stan zapalny w naszym organizmie, jak urazy fizyczne czy infekcja. Doprecyzujmy, że to nie samotność konkretnie wpływa biologicznie na nasze organizmy, ale to, co robimy, będąc w niej. Czyli np.: objadanie się, życie w przewlekłym stresie, mała ilość ruchu. Do tego nie wychodzimy z domu, popadamy w epizody depresyjne.

Czy social media, nowoczesne technologie mogą być panaceum na samotność?

No właśnie to jest ciekawy temat. Często nam się wydaje, że to „samo zło”. Myślę, że tam też można budować relacje, o ile to korzystanie z urządzeń mieści się w granicach „zdrowego rozsądku”. Kluczem do tego, żeby samotnym nie być, jest głęboka relacja. My możemy mieć stu znajomych i będziemy samotni albo jednego przyjaciela, dzięki któremu nie będziemy samotni. Myślę, że – wbrew pozorom – takie głębokie relacje możemy też tworzyć w sieci. Tak ten świat wygląda. Przez wielu internet jest demonizowany. Sądzę, że niesłusznie, bo o ile to wszystko jest z głową i nie ma znamion dysfunkcji, to nie jest zagrożeniem do budowania głębszych relacji.

A czy samotność można wykorzystać w jakiś pozytywny sposób?

Oczywiście! Takie osoby dużo działają, udzielają się, żyją w zgodzie ze sobą, mają poczucie własnej wartości, wysoką samoocenę. Często zarażają też innych działaniem. Ważne jest – i bardzo chciałbym to podkreślić podczas naszej rozmowy – żebyśmy nie zniekształcali tej samotności. Bo tkwimy w takim przekonaniu, że możemy być szczęśliwi, tylko będąc w związku z kimś innym. Nie jest to prawdą. Czytałem badania, według których relacja małżeńska, partnerska nie jest bardziej wartościowa niż samotność z wyboru. Jeśli uzależnimy nasze szczęście od drugiej osoby, to dopiero jest problem. Wtedy przez całe życie możemy być nieszczęśliwi, bo nie znajdziemy takiej osoby, która by nam to szczęście dała. Tymczasem samotni ludzie często są spełnieni, nie mają żadnych deficytów.

 

„Święty spokój” nie ma nic wspólnego ze spokojem

Kiedy samotność może niepokoić?

Kiedy jest wynikiem lęku czy innych problemów wynikających z natury psychicznej. Bardzo byśmy chcieli w te relacje wchodzić i je tworzyć, ale nasze wewnętrzne deficyty nam na to nie pozwalają. Miałem kiedyś na terapii panią, która cierpiała na fobię społeczną i marzyła o tym, by nawiązywać relacje z ludźmi. Ale jej poziom lęku był na tyle ogromny, że przez „naście” lat tego nie robiła.

Mam na terapii pacjenta o osobowości borderline z elementami osobowości narcystycznej, który chciałby stworzyć relację, ale raz, że ma wyimaginowany obraz tej relacji, a dwa – bardzo się tych relacji boi, że kogoś sobą zawiedzie. Ten lęk może być również u takich osób spowodowany myślą, że partnerzy będą fajniejsi od nich, bardziej lubiani, będą mieli inny światopogląd. I znów: jest to wybór samotności, ale ten wybór jest wynikiem schorzeń, z którymi ten człowiek się zmaga. Samotność może być skutkiem wielu zniekształconych myśli. Projektujemy sobie, wyolbrzymiamy pewne rzeczy, patrzymy na nie w sposób zero-jedynkowy. Wówczas nie jesteśmy w stanie budować relacji, bo każda z nich może nam się kojarzyć z odrzuceniem. Z zagrożeniem bycia odrzuconym, wyśmianym, wyszydzonym, nieatrakcyjnym. Takie osoby noszą w sobie wiele wewnętrznych cech, które im uniemożliwiają wejście w relację, chociaż bardzo, bardzo by tego chciały.

I co w takiej sytuacji? Terapia?

Myślę, że jednym z bardziej skutecznych działań jest praca z terapeutą. Musimy dojść do zmiany naszych przekonań. Ale warto też otworzyć się na kontakt z drugą osobą. Odświeżyć listę telefonów, zajrzeć na Facebooka, zadzwonić do kogoś, z kim się dawno nie rozmawiało. Warto ustalić sobie, co chcę w pierwszej kolejności zrobić, by ten pesymizm pokonać. Odgrzeb stare zainteresowania. Zastanów się: dlaczego się boisz? Co stoi na przeszkodzie? Jeśli myślisz, że nie jesteś kompetentny, to przypomnij sobie wszystkie te sytuacje, w których ludzie powiedzieli ci, że jesteś dobry. Nie możemy czekać, aż to się samo zmieni w naszej głowie.

Wspomniałeś o „osobowości unikającej”. Co z ludźmi, którzy twierdzą, że lubią samotność? Mamy im zaufać, że tak jest, czy może warto burzyć ten mur?

Są takie osoby, których kontakty interpersonalne męczą. Np. wyjście do pracy, spotkanie się ze znajomymi, kosztuje te osoby dużo energii. One później potrzebują pobyć w samotności 2 dni lub dłużej. Musimy być bardzo uważni, wszystko jest bardzo indywidualne. Psychologia bazuje na zaufaniu. Jeśli ktoś nam mówi, że się czuje z tym w porządku i my znamy tę osobę, z obserwacji wnioskujemy, że to normalne, to nie należy się zbytnio niepokoić. Natomiast rzadko jest tak, że osoby, które cierpią na samotność z powodu zaburzeń, tę samotność lubią. Ja się z tym nie spotkałem. Jeżeli twierdzą, że ją lubią, to pewnie dlatego, że „nikt im tyłka nie zawraca”. To oznacza, że nie muszą się z nikim zderzać, konfrontować. Ale ten „święty spokój” nie ma żadnego związku ze spokojem, bo zazwyczaj jest wielkim psychicznym cierpieniem tych osób.

*Piotr Goc – psycholog, psychoterapeuta pracujący w nurcie poznawczo-behawioralnym, trener umiejętności psychologicznych. Interesuję się psychologią miłości i przywództwa. Założyciel Poradni Psychologicznej Strefa Myśli. Prywatnie mąż i tata dwójki superdzieci.   


MIŁOŚĆ
Czytaj także:
Ona jeździ na wózku, on cierpiał z samotności… Poznali się w internecie i zakochali po uszy!


SIOSTRA ANUNCJATA, PUSTELNICZKA
Czytaj także:
Śluby pustelnicze: Bóg powołał mnie do życia w samotności

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.