Żyjemy w trudnych czasach. Nie warto tego doświadczenia upiększać jakąś wzniosłą duchowością. Ale jest droga, która może te problemy odmienić, a ciebie uczynić lepszym człowiekiem i chrześcijaninem.
Epidemia jako duchowa szansa
Epidemia przyniosła na świat mnóstwo cierpienia. Świat znalazł się w bardzo poważnym kryzysie. Chiński piktogram „kryzys” oznacza zarówno „niebezpieczeństwo”, jak i „szansę”. Izolacja, osamotnienie i unikanie bezpośrednich spotkań z innymi mogą być przeżywane nie tyle jako zagrażające, ale mogą stać się szansą na odkrycie duchowości monastycznej.
Czytaj także:
Czytanie Ratzingera w czasie pandemii przynosi zaskoczenie. Dziś znów płyniemy po „oceanie nicości”
Monastycyzm od zawsze poszukiwał ustronnych miejsc i oddalenia od ludzi. Gdy jesteśmy zabiegani, zapracowani, pozbawieni wolnego czasu, być może marzymy czasem o tym, aby wymknąć się w jakąś klasztorną przestrzeń. Wówczas oglądaniu filmu „Wielka cisza” towarzyszy wzruszenie.
Codzienne życie kartuzów wydaje się tak bardzo kojące i atrakcyjne. Zupełnie nieoczekiwanie epidemia dała nam szansę na to, aby doświadczyć monastycznego życia tam, gdzie jesteśmy. Nie musimy już wyjeżdżać do benedyktynów czy trapistów.
Izolacja i rezygnacja z intensywnego życia towarzyskiego stworzyła przestrzeń wewnętrznej i zewnętrznej ciszy. Z jednej strony rygory i obostrzenia, którym się poddajemy, nas izolują, a z drugiej strony tworzą ramy dla „celi” – miejsca odosobnienia, w którym spotykamy Boga.
Zaakceptuj trudności
Ważnym elementem monastycznego przeżywania tego czasu jest przyjęcie trudności. Izolacja i osamotnienie są bolesne. Oddzielenie od bliskich, być może głucha cisza w naszym mieszkaniu. To wszystko może być niekiedy trudne do wytrzymania. Nie warto tego doświadczenia kolorować i upiększać jakąś wzniosłą duchowością.
Ból i cierpienie są częścią czasu, który przeżywamy. Ból staje się „ścianą” naszej celi, gdy jest przeżywany w relacji z Jezusem.
Chiara Lubich traktowała relację z Jezusem Opuszczonym jako fundament życia duchowego. Osamotnienie może stać się bramą, za którą liczy się tylko Jezus.
Mów w pierwszej osobie
Ten czas bólu, smutku, być może również gniewu, jest dobrym czasem, aby zacząć mówić do Boga własnym głosem. Nie musimy już chować się za tym, co wypada i nie wypada. Izolacja sprawia, że łatwiej jest usłyszeć własne serce.
Odosobnienie może przekształcić się w pełną miłości samotność, gdy wypowiemy to, co myślimy, to, co czujemy, co być może boli nas od wielu lat. Niekoniecznie w formie „wydaje się, że Kościół powinien…” Ale w pierwszej osobie: „dla mnie jest bardzo bolesne, że…”, „nie mogę się pogodzić z…”.
Czytaj także:
Brewiarz w domu: o której godzinie i jak odmawiać jutrznię lub nieszpory?
Mówienie w pierwszej osobie sprawia, że pogłębiamy naszą relację z innymi, jednocześnie w pełni wyrażając siebie, nawet jeśli dzieje się to za pośrednictwem telefonu czy komunikatorów internetowych.
Modlitwa, cisza i lectio divina
Tym, co przemienia izolację w pełną miłości samotność jest przede wszystkim modlitwa. Duchowość monastyczna podpowiada nam, że absolutnie niezbędny jest czas na lectio divina i bycie z Bogiem w ciszy.
Czytanie Pisma Świętego sprawia, że uczymy się języka, którym mówi Bóg. W czasie epidemii łatwo jest ciągle karmić się statystykami, czarnymi prognozami i lękiem. Pismo Święte pozwala nam otworzyć okno na inną, pełną miłości rzeczywistość.
Lektura w naturalny sposób prowadzi nas też do ciszy. Dzięki temu głucha i pełna niepokoju cisza izolacji może zostać przekształcona w pełne miłości oczekiwanie i tęsknotę za Bogiem. To właśnie modlitwa zmienia istotę tego czasu, który przeżywamy. Izolacja staje się szansą na usłyszenie Boga.
Modlitwa niech wyznacza rytm twego dnia
Od mnichów możemy się nauczyć rytmu dnia. Czas kwarantanny stwarza dobrą okazję, aby to nie praca, ale modlitwa wyznaczała rytm naszego życia. Może to być brewiarz, czytanie Ewangelii, różaniec, cisza. Ale kluczowa jest wierność.
Św. Benedykt w swojej regule zwracał uwagę, że nie ma nic ważniejszego dla mnicha niż modlitwa psalmami. Gdy słychać dzwon wzywający na modlitwę, mnich ma przerwać swoją pracę i wyruszyć do kaplicy.
Szczególnie kiedy mamy teraz elastyczny rytm pracy, możemy wyznaczyć sobie stałe godziny modlitwy. Wcześniej być może dużo czasu zajmował nam dojazd na uczelnię czy do pracy i nie mogliśmy sobie pozwolić na taką regularność. Praca i nauka zdalna pozwalają zaoszczędzić sporo czasu.
Doświadczenie różnych wspólnot uczy, że regularna modlitwa trzy razy w ciągu dnia zupełnie przeobraża rytm naszego życia.
Czytaj także:
Trzy krzyże i trzy „światła” od św. Rity na czas pandemii. Niech rozjaśnią mroczny czas
Dobry czas, by uczyć się zaufania
Cechą tej epidemii jest niepewność. Nie wiemy czy zachorujemy, a także nie wiemy, jak nasz organizm zareaguje na kontakt z wirusem. Paradoksalnie jest to dobry czas na rozwój naszej relacji z Bogiem.
Epidemia sprawia, że nie mogę kontrolować każdego elementu mojej przyszłości, jakieś dłuższe plany stają pod znakiem zapytania. „Nie wiem” wydaje się częstym stanem umysłu wielu z nas. Właśnie tutaj pojawia się przestrzeń na krok zaufania.
To jest doskonały czas, aby rzeczywiście i naprawdę powierzyć Bogu swoje życie. Modlitwa oddania bł. Karola de Foucauld oddaje ten stan ducha.
Żyj jak Jezus w Nazarecie
Często monastycyzm może kojarzyć się z wysokimi murami klasztoru i surową ciszą. Zupełnie nowe światło na duchowość monastyczną rzucił bł. brat Karol de Foucauld. Jako wzór życia monastycznego przyjął Nazaret. Zwyczajne i ukryte życie Jezusa stało się dla niego niesamowitym źródłem inspiracji.
Wydaje się, że Nazaret może stać się również częścią naszej codzienności podczas pandemii. Nasze życie teraz jest często ukryte i zwyczajne, pełne ciszy i nierzadkich trudności. Doświadczamy naszej kruchości i podatności na zranienie.
Życie w ciszy nie oznacza prężenia duchowych muskułów czy zdobywania kolejnych duchowych szczytów. Cisza jest zwyczajna i dostępna. Karol de Foucauld pokazał, że nic tak dobrze nie weryfikuje naszych monastycznych aspiracji jak relacje z drugim człowiekiem.
Klasztor bez ścian
Czas epidemii może być czasem, w którym możemy zamieszkać w swoistym „klasztorze bez ścian”. Obostrzenia i zalecenia, izolacja i dystans społeczny, sprawiają, że – jak pisał św. Franciszek – „świat stał się moim klasztorem”.
Nie musimy nigdzie wyjeżdżać czy udawać się do okrytych legendą klasztorów. Gdy przyjmiemy trudności tego czasu, jego ból i cierpienie, nie będziemy przed nimi uciekać, będziemy wówczas w kontakcie z realnością, a nie z naszymi marzeniami.
Rytm ciszy, psalmów i lectio divina pozwoli Bogu krok po kroku zmieniać to, co wydaje się bólem i trudnością w błogosławieństwo. Napełnieni tą modlitwą będziemy mogli przyjąć tych, z którymi jesteśmy i żyć Nazaretem w życiu codziennym, w całej naszej kruchości i słabości.
Czytaj także:
Jak modlić się w domu przed ikoną? To otwarte okno, które przyzywa Bożej obecności