Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Świętowanie bywa bardzo trudne, zwłaszcza dla ludzi, którzy pracują w jakimś korporacyjnym szale. Dlatego warto się odpiąć – to bardzo zdrowa umiejętność” – mówił ks. Jan Kaczkowski. Co to znaczy?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Ks. Jan Kaczkowski zmarł 28 marca 2016 r. Przez wiele lat zmagał się z chorobą, która przemieniła jego życie. „Każdy dzień liczę, bo każdy dzień tak bardzo zbliża mnie do śmierci” – mówił. W jednym z wywiadów opowiedział o tym, jak celebrować życie i jak świętować, by tym świętowaniem się nie zmęczyć.
Katarzyna Szkarpetowska: Czy każdy dzień, który daje nam Bóg, jest święty?
Ks. Jan Kaczkowski: Tak. A jeżeli przyjmiemy, że każdy dzień jest święty, to święte jest samo w sobie życie człowieka, które składa się z takich właśnie pojedynczych dni.
Ks. Jan Kaczkowski o świętowaniu
Świętować życie znaczy celebrować je?
Celebrować i być uważnym na każdy dzień, na każą minutę. Nie marnować czasu na bzdury! Świętować i celebrować to pojęcia bliskoznaczne. Skoro rzeczywiście każdy dzień jest nowym otwarciem, to trzeba by się zastanowić, co było złe w dniu poprzednim i spróbować to wyeliminować w obecnym. Coś na zasadzie rachunku sumienia na koniec dnia. Polecałbym także uprzedzający rachunek sumienia na początek dnia.
Uprzedzający rachunek sumienia?
Budzimy się rano, robimy znak krzyża i myślimy o tym, co mamy dzisiaj do zrobienia. Tego mi się nie chce, tamtego też mi się nie chce, to mnie wkurzy, a to będzie w porządku – więc mamy na co czekać. Ja nawet myjąc zęby, mówię Pod Twoją obronę…, z góry polecam te wszystkie sprawy, które dopiero się wydarzą.
W jaki sposób ksiądz świętuje swoje życie? Czy odkąd w księdza życiu pojawiła się choroba, to świętowanie wygląda inaczej?
Zdecydowanie tak. Każdy dzień liczę, bo każdy dzień tak bardzo zbliża mnie do śmierci.
I przez to spieszy się Ksiądz mniej czy o wiele bardziej?
O wiele bardziej, bo nie wiem, czy ze wszystkim zdążę.
Ks. Jan Kaczkowski o pojednaniu z Bogiem
Z czym chciałby Ksiądz zdążyć?
Z wyprostowaniem relacji z tymi, z którymi ich jeszcze nie wyprostowałem, przede wszystkim z pojednaniem z Panem Bogiem. Koniecznie muszę przeprowadzić spowiedź generalną. I wtedy będę gotowy.
Czego Ksiądz jako kapłan, przyjaciel i szef hospicjum nie chciałby przeoczyć?
Bardzo celnie utrafiła pani w te dziedziny, bo w każdej z nich jest taka sytuacja, której muszę dopilnować. Przede wszystkim hospicjum w Pucku chciałbym oddać „posprzątane” – w sensie prawnym, finansowym, merytorycznym. A moich bliskich i przyjaciół nie zostawić bez podania ręki, bez powiedzenia „przepraszam” albo „proszę o wybaczenie”.
Jak świętować, żeby nie zmęczyć się świętowaniem?
Świętowanie bywa bardzo trudne, zwłaszcza dla ludzi, którzy pracują w jakimś korporacyjnym szale. Dlatego warto się odpiąć – to bardzo zdrowa umiejętność. Odpinam się i tyle.
Odpinam się, czyli?
…czyli chowam gdzieś, gdzie próbuję nie odbierać telefonów i przypominam sobie, co jest najważniejsze.
Czytaj także:
„Dla mnie to kandydat na ołtarze”. O ks. Kaczkowskim opowiada reżyser filmu „Śmiertelne życie”
Ks. Jan Kaczkowski o Kościele
Ksiądz mówi na kazaniach, że chciałby, aby ludzie rozkochali się w Eucharystii. A to nie jest trudne?
A dlaczego trudne, skoro dokładnie wiadomo, co na tej Eucharystii się dzieje i Kogo się przyjmuje? Jeżeli łączę się całkowicie z Kimś, kogo niezwykle kocham, to gdzie może być większe szczęście?
To może jest to trudne, kiedy nie mamy tej świadomości, z Kim się łączymy?
Kiedy jesteśmy tylko obserwatorami albo katolikami kucanymi, którzy wykonują pewną gimnastykę, to rzeczywiście – wtedy jest to trudne.
Jak przejść od katolicyzmu kucanego do świadomie przeżywanego?
Przede wszystkim wszelkie gesty w Kościele należy wykonywać starannie i bardzo świadomie. Dostaję skrętu kiszek, gdy widzę, jak ludzie zamiast przyklęknąć, robią jedynie taki dyg na środku kościoła, a żegnanie się wodą święconą przypomina drapanie się po klacie.
Jeżeli niedzielnej Mszy świętej nie widzimy jako spotkania z Bogiem, ale uczestniczymy w niej ze względu na obowiązek, idziemy na nią, bo „tak trzeba” czy „co powiedzą ludzie”, to nasz udział w niej ma sens?
Jasne, że jakiś ma. Jeżeli idziemy, bo taki jest obowiązek, to znaczy, że mamy jakieś wewnętrzne przynaglenie. Lepiej pójść z obowiązku niż w ogóle nie pójść.
*Fragment książki „Dekalog. Ks. Jan Kaczkowski w rozmowie z Katarzyną Szkarpetowską”, wydawnictwo WAM. Przedruk za zgodą Autorki; tytuł, lead, śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.pl
Czytaj także:
Hardy Johnny, czyli kruchy Jan. Ksiądz, którego pokochała niemal cała Polska