„Porwali mnie w kapciach i piżamie… Przez dwa lata niewoli moim jedynym oparciem był pacierz, którego nauczyłem się od matki oraz różaniec, którego nauczyła mnie babcia jako modlitwy kontemplacyjnej” – przyznaje ks. Luigi Maccalli uwolniony z niewoli dżihadystów.
Ksiądz Luigi Maccalli w niewoli
Ks. Luigi Maccalli odkreśla, że na Saharze odkrył inny wymiar swojej misji, która jest nie tylko działaniem, ale również i przede wszystkim modlitwą. W swojej modlitwie każdego dnia był w afrykańskich wioskach i parafiach, ze swymi wiernymi i współpracownikami, z chorymi i niedożywionymi dziećmi, którymi się opiekował.
Czytaj także:
Przygarnęli ją salezjanie. Od niewoli prostytucji do roli w filmie i spotkania z papieżem
Wymieniał ich wszystkich po imieniu i zawierzał Bożej opiece. „Choć moje nogi były skute kajdanami, myślami byłem na mych misyjnych drogach” – dodaje włoski kapłan.
Przyznaje jednak, że niewola na pustyni była dla niego czasem oczyszczenia, powrotu do tego, co najważniejsze.
Był tam pozbawiony wszystkiego: „Porwali mnie w kapciach i piżamie. Dla tych gorliwych muzułmanów, dżihadystów, byłem niczym, człowiekiem nieczystym i skazanym na piekło”.
Radio Watykańskie na Saharze
Ks. Luigi Maccalli przyznaje jednak, że porywacze traktowali go dobrze. Zachodni zakładnicy to bowiem dla nich cenny towar. Nie mógł doprosić się u nich egzemplarza Pisma Świętego. Z pamięci przywoływał więc fragmenty Ewangelii, brewiarzowy hymn na początek dnia. Codziennie wypowiadał też w modlitwie mszalne słowa konsekracji, modląc się za świat, a w szczególności za Afrykę.
W ostatnich miesiącach niewoli udostępniono mu małe radio, aby mógł słuchać wiadomości z BBC i RFI. Znalazł na falach krótkich programy Radia Watykańskiego. Co sobotę wieczorem słuchał rozważań niedzielnych czytań.
Raz udało mu się wysłuchać transmisji papieskiej mszy. Było to w uroczystość Zesłania Ducha Świętego. W Ewangelii tego dnia znalazły się słowa, które były jego mottem w dniu święceń kapłańskich: „Jak Mnie posłał Ojciec, tak i Ja was posyłam. Przyjmijcie Ducha Świętego”.
Czy to przypadek? – pyta ks. Luigi Maccalli. „Po dwóch latach posuchy duchowej i nieobecności Słowa Bożego czułem, że rodzę się na nowo. Przyjąłem ten dar jako tchnienie Ducha Świętego, który zachciał, by te fale radiowe dotarły aż tam, na Saharę!” – wspomina włoski misjonarz.
Krzysztof Bronk /vaticannews /ks
Czytaj także:
Asia Bibi uwolniona! Ale jej życiu nadal grozi niebezpieczeństwo
Czytaj także:
Ks. Tom wraca z niewoli. Pierwsza rzecz, o jaką poprosił? Dobrze się domyślacie