Sama „ewakuacja” z Watykanu to było nie lada wyzwanie. Ojciec Święty schylał się prawie pod siedzenie, żeby gwardziści go nie zauważyli i nie podnieśli rabanu – wspomina Valentino Pinci, jego kierowca.
Z Watykanu Jan Paweł II wymykał się ubrany w białą sutannę i narzucony na nią czarny płaszcz. Ale już niedługo potem, zaraz po opuszczeniu watykańskich murów, zatrzymywaliśmy się i papież zostawał tylko w koszuli i w spodniach, które miał pod sutanną. Przez kilka dobrych lat, kiedy był w świetnej formie fizycznej, wędrował po górach jak kozica w sportowych butach i narzuconej na koszulę wiatrówce…
Wycieczki z Janem Pawłem II
O grupce świeckich osób z najbliższego otoczenia Ojca Świętego, które były dla niego jak członkowie rodziny i sprawiały, że spędzane wspólnie chwile stawały się namiastką dawnych krakowskich czasów, słyszałam właściwie od początku mojego życia za Spiżową Bramą (…). Watykańscy żandarmi. A dokładnie pięciu z nich: Massimo, Egildo, Gianluca, Claudio i Valentino. Zawsze ci sami. To oni organizowali słynne wtorkowe wypady na łono przyrody poza ciasne watykańskie mury, w promieniu około stu kilometrów od Rzymu. Podczas tych wycieczek zapewniali papieżowi bezpieczeństwo, ale przede wszystkim umożliwiali mu bezcenne chwile wytchnienia pośród gór i szumu lasów.
Nasze wyjazdy za miasto przygotowywaliśmy już kilka dni wcześniej. Wyjeżdżałem z którymś z kolegów na rekonesans, analizowaliśmy mapy, wybieraliśmy odpowiednie miejsca, w których można by się zatrzymać, rozbić namiot, zorganizować piknik, a przede wszystkim spędzić kilka godzin w ciszy i spokoju. Kluczowym warunkiem przy wyborze celu wycieczki było istnienie dróg ewakuacyjnych, takich, którymi moglibyśmy szybko się wycofać na wypadek niespodziewanych zdarzeń. Dlatego z zasady eliminowaliśmy miejsca, do których prowadził tylko jeden szlak, nawet jeśli były piękne czy wyjątkowo urokliwe.
Valentino Pinci pełnił podczas tych owianych tajemnicą wypadów funkcję papieskiego kierowcy. Wcześniej współdecydował o kierunku eskapady (…). Mieli jedną wspólną cechę – nieznośną dyskrecję…
Czytaj także:
Kilkanaście lat mieszkała w Watykanie. Jej dzieci bawiły się z papieżem w chowanego
Ucieczka z Watykanu i policyjna kontrola
Sama „ewakuacja” z Watykanu to było nie lada wyzwanie. Wcześnie rano, o określonej godzinie, podjeżdżałem na Dziedziniec Sykstusa V. Zaraz po mszy świętej odprawianej w prywatnej kaplicy i po śniadaniu papież zjeżdżał windą bezpośrednio pod drzwi samochodu i wsiadał do środka. No i ruszaliśmy. Czasem, gdy przejeżdżaliśmy przez Dziedziniec Świętego Damazego, Ojciec Święty schylał się prawie pod siedzenie, żeby gwardziści go nie zauważyli i nie podnieśli rabanu, że papież gdzieś wyrusza bez zawiadomienia.
Często zwłaszcza w pierwszych latach – zanim rozniosła się wieść, że wyjeżdżamy z Watykanu na jednodniowe wycieczki – ksiądz Józef Kowalczyk, przyszły nuncjusz, siedząc z nami w aucie, rozkładał gazetę „L’Osservatore Romano”, która była pokaźnych rozmiarów, i zakrywał siedzącego za nim papieża. Podobnie było zresztą, kiedy wyruszaliśmy z letniej rezydencji papieży w Castel Gandolfo (…). Przed wyprawą zmienialiśmy tablice rejestracyjne: zdejmowaliśmy te z numerami watykańskimi, a przykręcaliśmy z numerami włoskimi, żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń.
(…) Dziś, po latach, muszę się jednak do czegoś przyznać. Powiem to po raz pierwszy… Wielokrotnie wyjeżdżaliśmy z Watykanu naprawdę sami, tylko my w naszych dwóch autach, nie informując o tym nawet włoskiej policji. Byliśmy wtedy bez żadnej eskorty. Policja teoretycznie była nam potrzebna do przecierania szlaku w punktach newralgicznych, na przykład przy wjeździe na autostradę, gdzie ktoś mógłby chcieć nas zatrzymać. Dawaliśmy sobie jednak radę również bez niej. Pamiętam, kiedyś zdarzyło się, że przy zjeździe z autostrady patrol zatrzymał nas do kontroli. Najpierw zdezorientowany nie wiedziałem, co mam robić. Papież siedział na przednim siedzeniu, ale nie był ubrany w białą sutannę. W pierwszej chwili policjanci go nie zauważyli, wyczuli jednak moją konsternację. Zerknęli na pasażera obok. Wieść w okolicy już się rozniosła, że czasem Jan Paweł II wyrywa się z domu na górskie wycieczki. Kiedy dostrzegli Ojca Świętego siedzącego obok mnie, zaniemówili, a potem zasalutowali i puścili nas wolno.
Podwiózł przyszłego papieża na konklawe
(…) Jest pewna historia, którą często słyszałem, dotycząca czasów, kiedy mnie jeszcze przy papieżu nie było. Karol Wojtyła odwiedził Mentorellę tuż przed wejściem na konklawe w 1978 roku. Pomodlił się jak zawsze u Matki Bożej, a w drodze powrotnej do Watykanu samochód, którym jechał ze swoim sekretarzem księdzem Stanisławem, złapał gumę. Na szczęście od strony Palestriny nadjeżdżał autobus linii miejscowej. Kierowca zauważył stojących przy drodze dwóch księży, zatrzymał się i zapytał, czy nie potrzebują przypadkiem pomocy. Oni na te słowa bardzo się ucieszyli, bo czasu do rozpoczęcia konklawe było bardzo mało. Kierowca odstawił autobus do zajezdni w Guadagnolo, wziął swój samochód sprzed domu, wrócił po nich i podrzucił ich na pobliską stację kolejową w Zagarolo. Kapłani pojechali do Rzymu i zdążyli w ostatniej chwili przed rozpoczęciem konklawe. Dlatego kardynał Wojtyła wszedł jako ostatni z elektorów, kiedy już obsługa pałacowa zamykała wrota.
Tymczasem kierowca autobusu wrócił do domu i opowiedział żonie, co się stało, dumny z siebie, że pomógł dwóm duchownym, którzy musieli szybko dostać się do Rzymu, choć nie miał zielonego pojęcia, kim byli i dlaczego tak się spieszyli. Następnego dnia przy kolacji zerwał się nagle na równe nogi, gdy zobaczył, że na balkonie bazyliki watykańskiej pojawił się nowo wybrany papież. Widelec mu z ręki wypadł, bo poznał, że to ten sam człowiek, którego podwoził dzień wcześniej na pociąg… Żona mu nie uwierzyła, wyśmiała go i zasugerowała, żeby nie pił już więcej wina do posiłku, bo mu się w głowie miesza. Jakież było jej zdziwienie, gdy już dwanaście dni po konklawe, 28 października, nowy papież pojawił się w swojej ukochanej Mentorelli, a jej małżonek, wraz z nim zaś i ona, otrzymali zaproszenie do kościoła, żeby się z nim spotkać!
(…) Valentino był przy Janie Pawle II do samego końca. Swoja dyskretną, ale stałą obecnością towarzyszył mu w coraz trudniejszym ostatnim okresie życia. Na emeryturę przeszedł dopiero w 2016 roku po wielu historycznych wydarzeniach, które odcisnęły piętno na dziejach Kościoła i świata. Po wyborze, pontyfikacie i abdykacji Benedykta XVI, po trzech latach pontyfikatu papieża Franciszka.
Czytaj także:
Leżała na dworcu po wyjściu z obozu. Kleryk Wojtyła wziął ją na ręce i niósł 3 kilometry
*Fragment książki M. Wolińskiej-Riedi, „Zdarzyło się w Watykanie”, Znak 2020
**Tytuł, lead, śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji Aleteia.pl